Możesz nie oglądać "Znachora", ale dobrze wiesz, kto jest profesorem Wilczurem. Filmy takie jak "The Room" czy serial "’Allo ’Allo!" doczekały się miana dzieł kultowych. Przeniknęły do naszej zbiorowej świadomości, przez co wiadomo dobrze, o co chodzi, gdy ktoś na powitanie mówi "Dziń dybry".
Reklama.
Reklama.
Co sprawia, że niektóre filmy i seriale stają się kultowe? Paradoksalnie niekoniecznie musi się to wiązać z tym, jak bardzo dany tytuł na siebie zarobi.
"Cechą wspólną wszystkich kultowych filmów jest ogromna rzesza fanów, którzy wiedzą o nich wszystko: znają dialogi, drobne szczegóły z każdej sceny, każdy aspekt obsady i ekipy" – tłumaczył Larry Burriss, profesor dziennikarstwa na Middle Tennessee State University, prowadzący kursy wprowadzające i kursy prawa medialnego.
"Weźmy na przykład »The Rocky Horror Picture Show« z 1975 roku, prawdopodobnie najbardziej znany i najdłużej działający kultowy film w Stanach Zjednoczonych. Film nie spotkał się z dużym zainteresowaniem, gdy został pokazany po raz pierwszy, ale teraz ogromna rzesza fanów nadal uczestniczy w pokazach o północy, przebierając się za swoje ulubione postacie, rzucając ryżem podczas sceny ślubu i wypowiadając wszystkie dialogi wraz z aktorami" – zauważył Burriss.
Co ciekawe, podobne zachowanie fanów można zauważyć także podczas seansów "The Room", uważanego za jeden z najgorszych filmów, jaki kiedykolwiek nakręcono. Tam widzowie zamiast ryżu rzucają w stronę ekranu plastikowymi łyżeczkami.
Wiem o tym, widziałem to na własne oczy.
"Kultowe filmy są świeckimi dokumentami, celebrowanymi przez publiczność jako święte teksty i wykorzystywanymi jako wspólne ogniska do zbiorowego tworzenia rytuałów i systemów wierzeń (...) Obejmują typowych ludzi w nietypowych sytuacjach, sympatyczną dewiację, wyzwania dla tradycyjnego autorytetu, odzwierciedlenia napięć społecznych oraz paradoksalne i interpretowalne rozwiązania" – czytamy w naukowej analizie "Toward a Sociology of Cult Films: Reading »Rocky Horror«", którą przygotowali Patrick T. Kinkade oraz Michael A. Katovich.
Jako ciekawostkę warto dodać, że w Stanach Zjednoczonych do osiągnięcia statusu kultowości przez niektóre filmy i seriale przyczyniła się pośrednio sama telewizja – mowa o powtórkach.
"W erze klasycznego Hollywood niewiele filmów miało szansę stać się kultowymi ze względu na regularną rotację w kinach i brak późniejszej dystrybucji w mediach takich jak telewizja czy domowe wideo, które pozwoliłyby widzom oglądać filmy poza ich początkowymi seriami kinowymi. Niemniej jednak kilka filmów spoza głównego nurtu zyskało rozgłos podczas nocnych pokazów, takich jak kontrowersyjny horror MGM "Freaks" z 1932 roku. Wiele lat później telewizja poszła za ciosem. Szukając tanich programów, wiele rynków telewizyjnych puszczało mało znane horrory, thrillery lub po prostu zupełnie dziwne filmy w późnych godzinach nocnych" – czytamy w tekście "What Makes a Movie a “Cult” Film?" na stronie liveabout.com.
Oczywiście częste powtórki w telewizji nie są domeną jedynie zagranicznej telewizji. Doskonale pokazuje to przykład często powtarzanego u nas "Znachora" Jerzego Hoffmana.
– Proszę państwa, Wysoki Sądzie, to profesor Rafał Wilczur – mówi do zgromadzonych na sali sądowej Dobraniecki, postać grana przez Piotra Fronczewskiego w filmie "Znachor" z 1982 roku. Nawet jeżeli ktoś nie widział tego filmu, istnieje spora szansa, że przynajmniej z raz słyszał tę kwestię.
Na Netfliksie można obejrzeć obecnie nową wersję tej historii. To już trzecia ekranizacja "Znachora". Pierwszy film powstał w 1937 roku, drugi właśnie w latach 80. i to on przez wielu fanów jest traktowany jak świętość.
"Na »Znachorze« płaczą kolejne pokolenia. Starsi i młodsi wymieniają na jednym wdechu sceny, które rozwalają ich na łopatki. Poza kultowym już zdaniem Fronczewskiego na sądowej sali jest to moment wpadnięcia hrabiego Leszka Czyńskiego (w tej roli rozpoczynający karierę w zawodzie Tomasz Stockinger) z różami do zapłakanej Marysi Wilczurówny (Anna Dymna) i pierwsze kroki Wasylki (Artur Barciś debiutował tą rolą na dużym ekranie) po operacji" – pisała o fenomenie filmu Jerzego Hoffmana Alicja Cembrowska w naTemat.
Sam nigdy go nie rozumiałem, ale zdaję sobie sprawę ze skali uwielbienia tej historii. Jak się też okazuje, nowy film na szczęście nie skalał pamięci ukochanego "Znachora" i zdobył akceptację wśród widzów.
Jak jednak słusznie zauważa Simon Dillon, autor tekstu "What Constitutes a Cult Film?" na stronie medium.com, nie zawsze filmy i seriale zdobywają status kultu w krajach, w których powstały. Za przykład daje koreańskie "Oldboy" (2003) czy "Battle Royale" (2000), które – chociaż poradziły sobie nieźle w box office – miano kultu zyskały międzynarodowo.
Innym przykładem może być też brytyjski serial "’Allo ’Allo!", który miał stać się kultowy... we Francji (czyli w kraju, gdzie dzieje się akcja opowiadanej historii).
"»’Allo ’Allo!« odcisnęło niezatarte piętno na francuskiej kulturze popularnej, stając się kultowym i uwielbianym serialem telewizyjnym, który nadal rezonuje z widzami nawet wiele lat po jego oryginalnej emisji" – można przeczytać o serialu na stronie chaletcouleursdefrance.com.
"»’Allo ’Allo!« zakorzenił się w tkance francuskiej kultury popularnej, przenikając do zbiorowej świadomości narodu. (...) Przedstawiony w serialu obraz życia podczas II wojny światowej, choć fabularyzowany, rzucał światło na odporność i humor jednostek w trudnych czasach. Stanowił on soczewkę, przez którą widzowie mogli zastanowić się nad złożonością przeszłości, jednocześnie znajdując radość w teraźniejszości" – czytamy o wartości serialu w oczach francuskich odbiorców.
Zaryzykuję stwierdzenie, że w Polsce "’Allo ’Allo!" też ma swoją oddaną grupę fanów i istnieje spora szansa, że chociaż raz w życiu mieliście szansę usłyszeć gdzieś zwrot "Dziń dybry".
Kultowe filmy i seriale pełnią jeszcze jedną ważną rolę – oprócz swoich artystycznych walorów są też swoistym wehikułem czasu, nostalgicznym portalem do naszych wspomnień z momentów, gdy po raz pierwszy się z nimi stykaliśmy.
Przypominam, że ostatni odcinek serialu został nakręcony w 1990 roku. Jeżeli to nie jest kult, to nie wiem, co nim jest.
Prawdziwa istota kultu dla danego dzieła jest zawsze oddolna, bierze się z symultanicznej kumulacji uwielbienia widzów, a co za tym idzie – jest szczera. Nie można odgórnie nadać filmowi stempla "kultowości", jeżeli uczucie do niego nie będzie wypływać od samego widza – czyli docelowego odbiorcy.
To znaczy można i niekiedy dokonuje się takich prób, przez co samo hasło "dzieło kultowe" z czasem straciło – w moim odczuciu – na swojej sile i autentyczności.
Warto jednak pamiętać, że filmy i seriale nieraz potrzebują czasu na to, by zostać docenione i zyskać miano kultowych.
Doskonałym przykładem filmu, który dopiero z czasem zyskał miano kultowego, jest "Blade Runner" Ridleya Scotta, który początkowo dostał mieszane recenzję i wcale nie był kasowym hitem. Dopiero trafienie na rynek kaset VHS dało mu drugie życie, a wraz z nim status kultu.
"W wielu przypadkach kultowe filmy zaczynają się jako niskobudżetowe filmy w ograniczonym wydaniu. W innych przypadkach są to wysokobudżetowe produkcje studyjne, które nie sprzedają biletów w kinach. W obu przypadkach widzowie, którzy mają okazję zobaczyć te filmy, rozpowszechniają informacje o tym, co widzieli. Wkrótce popularność filmu rośnie w nieoczekiwany i niezamierzony sposób, czasem nawet wśród widzów, którzy przeoczyli film w pierwszej kolejności" – zauważa Christopher McKittrick, autor na stronie liveabout.com.
Historia jest pełna przypadków, gdy znane filmy i seriale zyskały miano kultowych dopiero po pewnym czasie.
Nie brakuje jednak też sytuacji, kiedy dane dzieło jest uwielbiane tylko przez jej fanów, podczas gdy jego fenomen pozostaje niezrozumiały dla innych. Przykład? Chyba nie będzie lepszego niż "Świat według Kiepskich".