Wiceminister sportu przyłapany na Orlenie. Mimo zapewnień Obajtka i tak tankuje na zapas
Dominika Stanisławska
30 września 2023, 22:03·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 30 września 2023, 22:03
"Awarie" na stacjach Orlenu stały się nie tylko hitem sieci za sprawą memów, ale także realnym problemem dla kierowców. Chociaż PKN Orlen zapewnia, że paliwa nie brakuje, to jak widać nie uspokoiło wiceministra sportu z rządu PiS Jacka Osucha, którego przyłapano jak tankuje do kanistrów i baniaków przywiezionych w bagażniku. WP postanowiła zapytać posła o jego zachowanie.
Reklama.
Reklama.
Tak niskich cen benzyny Polacy nie widzieli od miesięcy. Wszystko dzięki bardzo hojnej polityce cenowej prowadzonej przez Orlen. Wielu ekonomistów zauważa, że taka obniżka cen psuje rynek i dzieje się kosztem samego Orlenu, który do każdego litra benzyny podobno ma dokładać.
Na świecie drożeje ropa, w Polsce drożeje dolar (za który kupuje się ropę). A ceny hurtowe na Orlenie i na stacjach państwowego giganta lecą w dół. To nie jest normalny trend.
Do tego na stacjach zaczyna brakować paliwa. Oczywiście Orlen zaprzecza temu i twierdzi, że takie problemy, jeśli występują, są szybko rozwiązywane.
Tymczasem koncern podobno zaleca stacjom benzynowym, żeby już nie informowały o brakach paliwa – tylko o "awariach". W razie braku jakiegoś rodzaju paliwa, osoby zarządzające stacją mają wywiesić plakietkę z informacją o "awarii pompy". A jeśli brakuje wszystkich rodzajów paliwa, na stacji mają się pojawić wywieszki informujące o "awarii dystrybutora".
Wiceminister sportu przyjechał z trzema kanistrami na stację
Trudno uwierzyć w zapewnienia Orlenu, skoro w sieci pojawił się zdjęcia posła PiS i wiceministra sportu Jacka Osuchy, który w Olkuszu nalewa benzynę do trzech wielkich kanistrów, które ma w bagażniku.
Dziennikarze Wirtualnej Polski postanowili dowiedzieć się, z jakiego powodu wiceminister kupuje benzynę na zapas. Poseł PiS odpisał lakonicznie: "Ależ ogromna sensacja". Jak dowiedzieli się dziennikarze WP, polityk tankował do trzech zbiorników, każdy po 8 litrów, czyli w sumie 24 litry.
"Ta ilość jest do agregatu, który w razie awarii zasilania pracuje dla koncentratora tlenu. Bardzo się cieszę, że w taki i nie tylko w taki sposób mogę pomagać innym. To jest coś złego?" – zapytał.
Na szacunki GUS za wrzesień natychmiast zareagowali ekonomiści. "Zgodnie z oczekiwaniami sztucznie zaniżony, przypudrowany, centralnie sterowany wskaźnik inflacji wyniósł we wrześniu 8,2 proc. r/r. Pełna inflacja jest nadal dwucyfrowa" – przekonuje na Twitterze dr Sławomir Dudek.
We wpisie tłumaczy, że ukryta inflacja w Polsce to około 5-6 pkt. proc. Na potwierdzenie tej tezy wskazuje, że obowiązuje zawieszony VAT na żywność, a rząd czasowo zamroził ceny gazu i prądu.
Dodatkowo "mamy sztucznie, czasowo zaniżone ceny paliwa", a "premier nakazami centralnie steruje cenami PKP, opłatami na autostradach". Te cztery okoliczności mają sugerować, że oficjalne dane mogą różnić się od tego, ile tak naprawdę wynosi obecnie inflacja.
Scenariusz węgierski w Polsce? Dr Dudek: "Oby nie"
Ekonomista zwraca uwagę, że sytuacja w Polsce tuż przed październikowymi wyborami parlamentarnymido złudzenia przypomina wydarzenia na Węgrzech.
"Przed wyborami sztuczna inflacja. Po wyborach wystrzał inflacji. Na Węgrzech przed wyborami ceny oleju napędowego i benzyny był sztucznie zaniżane. Prawda wyszła na jaw po wyborach" – podkreśla.
Jak wylicza po wyborach na Węgrzech ceny oleju napędowego wzrosły o 33 proc., a ceny benzyny - o 24 proc. Najbardziej podskoczyły ceny prądu i gazu, bo aż o ponad 65 proc.
"Żadnego kraju na świecie nie stać na wieczne mrożenie cen. Nie wytrzymał tego PRL, nie wytrzymały tego Węgry w ubiegłym roku i Turcja teraz. Kolejna jest Polska" – przekonuje dr Dudek.
Jego zdaniem w Polsce hipotetycznie może powtórzyć się "scenariusz węgierski". Powołuje się na analizy, które wskazują, że ceny oleju napędowego w Polsce są zaniżone o około 20 proc. "Czyżby po wyborach olej napędowy 7,5-8,5 zł?" – pyta ekonomista, ale odpowiedź poznamy dopiero w drugiej połowie października.