Nieustannie pojawiają się nowe fakty na temat poszukiwanego listem gończym Sebastiana Majtczaka. Mężczyzna jest podejrzany o to, że swoim BMW spowodował śmiertelny wypadek, w którym zginęła trzyosobowa rodzina. Teraz prawdopodobnie przebywa za granicą, czego jednak nie potwierdza policja. Okazuje się, że może mu grozić nawet 25 lat więzienia. Socjolog podkreśla, że swoim zachowaniem pogrąża własną rodzinę.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Przypomnijmy, że w sobotę 16 września, na autostradzie A1 samochód marki bmw pędzący z prędkością 253 km/h zderzył się z pojazdem, w którym znajdowała się trzyosobowa rodzina, w tym pięcioletnie dziecko. Rodzina spłonęła żywcem, a kierowca oddalił się z miejsca wypadku.
Policja nawet go nie przesłuchała, początkowo podawano wręcz, że w wypadku brała udział jedynie poszkodowana Kia. Dzisiaj wiemy już, że kierowcą był 32-letni Sebastian Majtczak, który według informacji Onetu i Wp przebywa obecnie za granicą.
Mężczyzna posiadający niemieckie obywatelstwo miał właśnie do tego kraju udać się w pierwszej kolejności, potem pojawiły się informacje, że jest na Dominikanie, która z Polską nie ma podpisanej umowy o ekstradycję.
Listem gończym policja potwierdza jednak to, że mężczyzna przed wymiarem sprawiedliwości ucieka. A jak wskazuje socjolog w rozmowie z "Faktem", tym Majtczak krzywdzi własną rodzinę. Zbigniew Kocik ekspert komunikacji społecznej wskazał, że "początkowa ucieczka mogła być podyktowana szokiem, ale dalsze działania podejrzanego były zapewne przemyślane".
Ekspert spekulował, że Majtczak mógł otrzymać rady od doradców prawnych, aby zdobyć więcej czasu na przygotowanie linii obrony. Jak wskazał ekspert, gdyby chodziło tylko o wypadek drogowy, Majtczak mógłby spodziewać się do ośmiu lat więzienia. Jednak wraz z rozwojem sprawy kara może wzrosnąć nawet do 25 lat za zabójstwo w zamiarze ewentualnym.
Kocik podkreślał, że poza tym, że Majtczak zabił niewinną rodzinę – Martynę, Patryka i ich 5-letniego syna Oliwiera – to sprowadził też wielkie cierpienie na swoją własną rodzinę.
– Pogrążył swoją rodzinę. Na najbliższych spadło całe odium związane z tragedią – wskazał socjolog. Aktualnie można powiedzieć, że Sebastian Majtczak zapadł się pod ziemię.
Sebastian Majtczak prowadził "kawowy biznes" po ojcu
Jak pisaliśmy w naTemat, 32-latek mieszkał ostatnio w Łodzi przy Tymienieckiego. W dzielnicy uchodzącej za bardzo luksusową. Znajdują się w niej lofty wybudowane w dawnej przędzalni Karola Scheiblera, zwanego łódzkim "królem bawełny".
Prawdopodobnie mężczyzna mieszkał w lokalu, należącym do swojego ojca. Po ojcu miał przejąć "kawowy biznes" i tym zajmować się na co dzień. Był też właścicielem palarni kawy zlokalizowanej na osiedlu Kurczaki.
Co ciekawe, Majtczak przed wypadkiem miał kupić niemiecką spółkę, której nazwę zmienił potem na podobną do nazwy jego kawowej firmy z Łodzi. Do transakcji miało dojść na początku września, ale spółka została na niego zarejestrowana 20 września.