– W ciągu ostatnich 150 lat mieliśmy tyle politycznych awantur na uniwersytetach, że teraz powinniśmy wyciągnąć z tego lekcję. Tymczasem faszyści wdzierają się na wykład prof. Środy, a akademickie sale znowu stają się miejscem harców politycznych – mówi naTemat prof. Jan Hartman.
Wczorajszy incydent na Uniwersytecie Warszawskim, podczas którego grupa zamaskowanych narodowców próbowała zakłócić wykład prowadzony przez prof. Magdalenę Środę, oburzył nie tylko tych, którym po drodze z działaczką lewicy. Część prawicowych komentatorów zwróciła uwagę, że napastnicy sami dali pretekst do twierdzeń o "nacjonalistycznych bojówkach".
Nacjonalizm na UW nie przejdzie?
Wszyscy są zaś zgodni co do tego, że używając siły na uniwersytecie, przekroczyli wszelkie granice. – Naprawdę mnie to zmartwiło. To zachowanie złamało przyjęte uniwersyteckie zwyczaje, normy elegancji i formy. We mnie odzywa się ta przedwojenna pamięć o podobnych incydentach na uniwersytetach. O bojówkach, żyletkarzach, oprotestowywaniu wykładów. To wszystko, jak widać, wraca na stare koleiny – mówi w rozmowie z naTemat prof. Wiesław Władyka, dziennikarz "Polityki" i wykładowca Uniwersytetu Warszawskiego.
Podobnego zdania jest prof. Jan Hartman. – Ta faszyzująca grupka nawiązała do obrzydliwej tradycji, która przed wojną miała miejsce na uniwersytecie. Posunęła się do przerwania demokratycznych spotkań naukowych – komentuje.
Problem w tym, że to nie pierwszy w ostatnim czasie przypadek, kiedy zwyczaje, normy czy tradycje akademickie usuwają się w cień politycznych i ideologicznych konfliktów. Przypomnijmy, że atak na wykład prof. Środy był odwetem za niedopuszczenie do spotkania studentów UW z przywódcami Ruchu Narodowego: Robertem Winnickim, Krzysztofem Bosakiem i Marianem Kowalskim.
Już wtedy część akademickiej młodzieży uznała, że uniwersytet nie powinien służyć za miejsce propagowania nacjonalistycznych poglądów. Jak bowiem stwierdzili, nacjonalizm przyniósł w Polsce pobicia i ataki, gdzie ofiarami padały m.in. mniejszości narodowe. Ostatecznie po rozmowach z władzami UW Niezależne Zrzeszenie Studentów, czyli organizator spotkania, wycofało się ze swoich planów.
Prof. Władyka przyznaje, że odczuł ostatnio niepokojącą tendencję rozgrywania sporów ideologicznych na płaszczyźnie akademickiej. – Byłem ostatnio na takim uniwersyteckim spotkaniu z Waldemarem Kuczyńskim, gdzie mówił on o swojej książce. Co było dla mnie zdumiewające, była tam ochrona i specjalne bramki. Nigdy czegoś takiego nie doświadczyłem. Widocznie organizatorzy poczuli zagrożenie ze względu na to, że Kuczyński wypowiada się w tonie mocno antypisowskim. Widać, że coś na uniwersytecie podbija od dołu, w klimacie prawicowo-nacjonalistycznym – mówi.
Lewicowcy też wojują
Inne przypadki dowodzą jednak tego, że sytuacja nie jest tak czarno-biała, jak wskazywałaby wypowiedź profesora. Wystarczy choćby przypomnieć awanturę wokół posłanki PiS prof. Krystyny Pawłowicz i reakcję, z jaką spotkał się prof. Stefan Zawadzki, wykładowca z Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu, który podpisał list w jej obronie. Znalazł on na swoich drzwiach kartki z hasłami "pedały go gazu", "Zawadzki przeciw pedalstwu" i "Zawadzki tchórz". Tym razem to nie była akcja nacjonalistów, a grupy ukrytej pod pseudonimem "Akcja homoterapia".
"Będziemy u was w pracy, na przerwie, podczas spaceru, oczywiście także w łóżku... " - napisali aktywiści, ostrzegając pozostałych sygnatariuszy listu w obronie posłanki Pawłowicz.
– Uniwersytet od zawsze był naturalną areną dla konfliktów politycznych. Tyle że władze powinny za wszelką cenę starać się, by to, co się tam dzieje, miało charakter akademicki. Mamy tak dużo doświadczeń z awanturami na uniwersytetach, że powinniśmy wyciągnąć z tego naukę – podkreśla prof. Jan Hartman.
Z kolei prof. Władyka zwraca uwagę na to, że wykładowcy ostatnio wyjątkowo chętnie wymieniają się listami, w których popierają określoną opcję i opowiadają się po którejś ze stron konfliktu. Tak było właśnie w przypadku posłanki Pawłowicz.
– Widać, że wojna polsko-polska nie oszczędziła profesury. To skutkuje ekstremalnymi wypowiedziami. Oczywiście nie może być mowy o nakazach czy zakazach wypowiadania się na jakieś tematy, ale oburzające jest to, że przy okazji takich wypowiedzi łamie się standardy przyjęte na uniwersytecie. Skutkiem wojny polsko-polskiej jest tutaj choroba w postaci obniżenia uniwersyteckiej kultury politycznej – stwierdza. – Uniwersytet to jest takie miejsce do swobodnego gadania, do realizowania wolności słowa. Nie zapominajmy jednak, że to wszystko musi być racjonalne i rzeczowe, a z tym mamy niestety problem.
To było bardzo nieprzyjemne, to naprawdę przypominało lata 20. ubiegłego wieku. Na uniwersytecie jest miejsce na nawet zacięte dyskusje, ale ci ludzie nie przyszli zadawać pytań. To wyglądało jak kibolska ustawka, wrzaski, maski, śpiewy. Ja ostatni raz miałam takie doświadczenia w czasach uniwersytetu latającego, kiedy spotkania organizowane przez Adama Michniki i Jacka Kuronia rozbijano przy pomocy barczystych studentów AWF.
Wzywam do solidarności z panią prof. Magdaleną Środą. Wczoraj banda narodowców wdarła się na salę wykładową Uniwersytetu Warszawskiego protestując przeciwko…no właśnie, nie do końca wiadomo czemu, ale było coś o lesbijkach. CZYTAJ WIĘCEJ
Prof. Wiesław Władyka
Profesorowie wypowiadają się w sprawach, na których się nie znają, ale podpis pod ich nazwiskiem świadczy o tym, że za tą opinią stoi kwalifikacja profesorska.