"Są koszmarnie bezczelni i to od pierwszego semestru pierwszego roku" – tak nasza blogerka Joanna Bogusławska pisała o dzisiejszych studentach. Ignorancja, niewiedza, cwaniactwo i do tego brak kultury – taki obraz uczęszczających na wykłady wyłania się z wpisu Bogusławskiej. A studenci ripostują: wykładowcy też dzisiaj najlepsi nie są.
Leniwi, cwaniakują, starają się prześlizgnąć przez studia jak najmniejszym kosztem pracy, jak najszybciej i najłatwiej. A do tego jeszcze mają pretensję i potrafią być naprawdę bezczelni, by nie powiedzieć: chamscy. Taki obraz części studentów wyłania się z wpisu Joanny Bogusławskiej. Wśród Czytelników naTemat ta opinia wywołała sporą burzę.
Wiele osób w komentarzach wskazywało, że dzisiaj wykładowcy nie są wiele lepsi: ci
starsi rzadko kiedy potrafią być nowocześni i atrakcyjni, a ci młodzi często robią doktorat tylko dla lansu i studentów mają, delikatnie mówiąc, w nosie albo sami są niekompetentni. W ciągu dosłownie kilkunastu minut rozmów znajomi studenci niczym karabiny maszynowe wypluwają winy profesorów i doktorów: są nudni, mało atrakcyjni, nie potrafią dobrze tłumaczyć, sami mają poważne braki w wiedzy, przepisują z Wikipedii. Niektórzy dochodzą do takich absurdów, że wyrzucają studentów z egzaminu za zarost lub zły kolor krawata – o takich patologiach już pisaliśmy w naTemat.
Po co idę na studia
Jak to zwykle bywa, prawda w tym przypadku leży po środku. Bo obie strony mają swoje racje i niebezpodstawnie. Małgorzata, która robi doktorat na kierunku humanistycznym, przyznaje, że coraz powszechniejsze są zachowania opisane przez Joannę Bogusławską. Podkreśla jednak, że czymś innym jest brak kultury, a czymś innym ignorancja i niechęć do nauki – i te dwie rzeczy trzeba rozróżniać.
Z kolei była minister edukacji Katarzyna Hall z PO przekonuje: – W każdym roczniku są osoby inteligentne i zaangażowane orz takie z przypadku, które trochę minęły się ze swoim powołaniem. Z każdego środowiska jestem w stanie pokazać ludzi zdolnych, jak i leniwych – przypomina posłanka. I dodaje: – Jak wykładowcy chcą mieć
najzdolniejszych studentów, to niech wysoko ustawią próg rekrutacji i przyjmują 20 proc. kandydatów. Mogą tak zrobić, tylko co dalej? Połowa wykładowców wtedy straci pracę, a młodym ludziom odbierze się możliwość kształcenia – ocenia Katarzyna Hall.
Z politechniką nie ma żartów
O ile ocena powszechności tego zjawiska, jak i jego przyczyn, jest niejednoznaczna, to jedno jest pewne: problem takich studentów dotyczy głównie uczelni humanistycznych. W swoich komentarzach jasno wskazywaliście, że na politechnice taki student albo odpadłby w trakcie sesji, albo został odpowiednio "zreformowany".
Czy faktycznie politechniki wolne są od leni? Prof. Paweł Kabacik z Politechniki Wrocławskiej przyznaje, że tacy studenci się jednak zdarzają. – Niektórzy potrafią się zdenerwować, gdy zwróci im się uwagę, by nie odbierali komórki na zajęciach laboratoryjnych – opowiada nam profesor. I podkreśla od razu, że nie jest to powszechne, a na pewno nie tak, jak na uczelniach humanistycznych. Powód takiego stanu rzeczy jest prosty – "olewacze" i "studenci z przymusu" lub ci, którym chodzi tylko o papierek, uznają studia ścisłe za zbyt trudne i wolą próbować prześlizgnąć się na jakimkolwiek kierunku humanistycznym.
Quo vadis, wykładowco?
Czy za taki stan rzeczy można jednak obwiniać tylko studentów i ewentualnie ich rodziców? Nie.
Doktorantka Małgorzata ma szereg zarzutów wobec wykładowców, którzy bywają nie lepsi od studentów: – Oni faktycznie są na coraz niższym poziomie. Potrafią całe slajdy przepisywać z Wikipedii. Uważają się za najmądrzejszych i w związku z tym nie uznają, że ktoś może myśleć inaczej niż oni. I nie mówię tu o treści zajęć, ale formie ich prowadzenia. Wielu profesorów po prostu wyłazi na te katedry i smęcą przez półtorej godziny. Nic dziwnego, że młodym ludziom się nie chce przychodzić. Wykładowcy nie pracują nad formą zajęć, bo uważają, że student powinien być już poważny i umieć słuchać, zupełnie nie zauważają, że czasy się zmieniły i jakoś tę młodzież trzeba zainteresować – mówi nam doktorantka. Niestety, sytuacje, w których wykładowca na przykład żąda kupienia swojej książki w celu zaliczenia, są na porządku dziennym.
Podobnie na problem patrzy Katarzyna Hall: – Może studenci wzruszają ramionami i wychodzą, bo nic ciekawego na zajęciach się nie dzieje i może trzeba zmienić metody nauczania – przekonuje posłanka. Opowieści studentów zdają się te słowa potwierdzać.
Dajcie mi papierek i spokój
Oczywiście, trudno za lenistwo studentów winić też w pełni wykładowców. Problem bowiem jest głębszy i wynika z tego, jak dzisiaj funkcjonuje młodzież. Jak słusznie wskazywaliście w komentarzach, wielu studentów idzie na studia, bo musi – ze względu
na rodziców i presję rodziny lub dla papierka. Idą na studia, które wydają im się najłatwiejsze i próbują się prześlizgnąć przez te 5 lat, nierzadko pracując w tym samym czasie. – To raczej nie problem pokolenia, tylko rzeczywistości, która stawia ich przed takimi wyborami, a oni starają się tylko łączyć swoje pasje z pracą i do tego studiami – ocenia Małgorzata.
Z kolei Katarzyna Hall podkreśla, że w tej sytuacji nie należy szukać winnych, ale starać się patrzeć na problem niejednostronnie. – U ludzi młodych pozytywne jest, że chcą się uczyć, kształcić, a edukacja daje więcej szans. Proszę pamiętać, że teraz na studia idzie ponad 50 proc. absolwentów szkół średnich. Być może mniej zdolni studenci wymagają nowego podejścia, pomocy. Są uczelnie, które to robią i mają dzięki temu mniej ludzi odpadających w trakcie studiów. Na tych uczelniach przyszła autorefleksja i przyniosła efekty – dowodzi posłanka.
Masówka wszystkiemu winna
Była minister edukacji słusznie zaznacza też, że nie można za ułomności studentów winić szkół średnich. W komentarzach do tekstu Joanny Bogusławskiej padały bowiem argumenty, że to licea nie przygotowują na studia. Katarzyna Hall zauważa jednak, że szkoły są różne i różnie edukują i nic na to nie poradzimy. – Przecież jak ktoś jest nieprzygotowany po szkole średniej, to nie można go z tego powodu dyskwalifikować, prawda? – mówi nam Katarzyna Hall.
Niestety, to przekonanie – o powszechnej edukacji jako niezbędniku społeczeństwa – zostało na przestrzeni lat zmienione w "wszyscy muszą studiować, żebyśmy zarabiali". Jak wskazuje profesor Kabacik, winą za sytuację, w której studenci i wykładowcy prezentują coraz niższy poziom, należy winić masowość edukacji. – Uczelnie wyższe przestały być tak naprawdę uczelniami – uważa prof. Kabacik. I wyjaśnia o co chodzi: kiedyś studia były spotkaniem mistrza z uczniem, służyły kształceniu i dalej -
Kultura studencka to mit?
Intelektualne dyskusje, kulturalne spotkania, wyszukany gust i zainteresowanie kulturą. O takich studentach możemy zapomnieć. Krzysztof Varga: Elitarność kultury studenckiej to od dawna mit. CZYTAJ WIĘCEJ
prowadzeniu badań. Teraz zaś doszło do umasowienia edukacji, ale nie zmieniło się nic w kadrach, więc jakość edukacji znacznie spadła. Zdaniem prof. Kabacika wykładowców jest po prostu za mało, nie mogą oni poświęcać studentom tyle czasu, ile powinni. Często też muszą łączyć to z prowadzeniem badań naukowych. – A nie da się być intensywnie aktywnym intelektualnie 12 godzin w ciągu dnia – przekonuje profesor.
Edukacyjny pat?
To właśnie uczynienie ze studiów biznesu sprawiło, że dzisiaj jakość kształcenia jest coraz niższa. Problemem nie jest sama masowość, a cel jaki przyświeca właścicielom szkół, rektorom i dziekanom – czyli pieniądze. – Są przypadki, że wykładowca oblewa studenta, a dziekan i tak mu potem zalicza przedmiot. Żeby dochody mu się zgadzały – podkreśla prof. Kabacik. Wykładowcy więc, by nie komplikować sprawy, przepuszczają po prostu studentów, nawet tych, którzy są niezbyt godni studiowania.
Nasz rozmówca z Politechniki Wrocławskiej zaznacza, że na przykład w Danii, gdzie wykłada jego znajomy (uczelnia techniczna), nie ma takiej możliwości, by student pracował zawodowo. Ma się bowiem w pełni poświęcać edukacji. Ale nie jest to relacja jednostronna, system daje też od siebie: wykładowca bowiem nie może mieć na wykładzie z danego przedmiotu więcej niż 9 osób naraz, bo "nie mógłby właściwie edukować". U nas to logistycznie niemożliwe, bo z jednej strony jest za mało wykładowców, by z należytym zainteresowaniem traktować studentów, z drugiej – nie ma pieniędzy na zatrudnianie kolejnych osób. A całą sytuacją rządzi pieniądz.
Czas się przyzwyczaić
Jak rozwiązać ten problem? Potrzebna byłaby zmiana mentalności albo narzucenie ogromnych opłat za studia, co również wskazywaliście w komentarzach. Być może wtedy studenci-olewacze poważniej traktowaliby zajęcia, które tyle kosztują. Ale to znacznie ograniczyłoby liczbę studentów, a co za tym idzie – popsuło statystyki.
Zmiana mentalna to z kolei proces trwający dziesiątki lat i nie wiadomo nawet, jak mielibyśmy go zacząć. Dlatego, jak napisał w jednym z komentarzy Witek: "Nie komplikujmy tematu. Student obecnie ewidentnie na uczelniach przeszkadza wykładowcy w robieniu stopni naukowych (pracownik w najmniejszym stopniu nie jest oceniany z pracy dydaktycznej, a wyłącznie naukowej). Słaby student, bez wymagań, jest w tym układzie idealny. Układ jest dwustronny - student bez wymagającego wykładowcy łatwo i przyjemnie kończy studia. Każda próba zerwania tego obustronnie satysfakcjonującego układu kończy się problemami opisanymi w artykule". Czas się po prostu dostosować?
Studenci nie mają w zasadzie zdania na żaden temat, o niczym nie chcą dyskutować, a jakiekolwiek trudności rozwiązują tak, że przestają przychodzić na zajęcia i zalewają wykładowców korespondencją, w której usprawiedliwiają swoją nieobecności swoimi urodzinami (autentycznie myśląc, że to wystarczy do wpisania im obecności), wyjazdem na urlop, a w skrajnych przypadkach podejrzeniem świerzbu, czy nawet wyjazdem aborcyjnym do Niemiec. CZYTAJ WIĘCEJ
Dr Ewa Blińska-Sucharek
Socjolog edukacji
O pokoleniu "papierków"
Osobami, które mają największy wpływ na tok naszych studiów są rodzice. To oni finansują nam studia i to od nich zależy, jak będą one przebiegały. Jako wykładowca akademicki często spotykam się z argumentem „studiuję dla rodziców” albo „dla papierka”. Myślenie o studiach jako okresie poszukiwań, to rzadkość. Większość studentów zaczynając studia ma już zaplanowaną karierę. Te pięć lat, to etap, który trzeba możliwe szybko zakończyć. CZYTAJ WIĘCEJ