Kiedyś symbol rozwoju i metropolii, dziś symbol sporu. Wieżowce w stolicy od lat dzielą architektów, urbanistów, mieszkańców i polityków. Zdaniem byłego naczelnego architekta miasta, wieżowce w Warszawie powstają przypadkowo. – Tak się nie dzieje w żadnym innym cywilizowanym mieście. To jakiś koszmar – mówi w rozmowie z naTemat Michał Borowski
Michał Borowski: Za przestrzeń miasta odpowiada gminny samorząd. Nasza konstytucja powierza wyłączność i obowiązek zagospodarowania przestrzeni właśnie samorządowi. Może zagospodarować ją w sposób świadomy, a może uznać, że go to nie interesuje i godzić się na wszystko, czego chcą deweloperzy i budować wszystko w myśl "niech się dzieje wola nieba".
Od 1989 roku, z małą przerwą w latach 2003-2006, mamy w samorządzie taką sytuację – a mówię to jako ostatni naczelny architekt miasta – że władze rezygnują z wpływania w znaczący sposób na kształtowanie przestrzeni miejskiej. Kierunek rozwoju, a właściwie jego brak, nadaje władza. W Warszawie brakuje przestrzeni miejskiej, pieszej, wpływ mają na to chociażby szerokie ulice, plac Defilad, jest 10 razy więcej samochodów niż jeszcze 30 lat temu, ale problemem Warszawy nie jest brak wieżowców. Nie zaradzimy temu budując kolejne 2, 3 czy 4 wieżowce w centrum lub na jego obrzeżach.
A jednak powstają nowe.
Bo wieżowiec uważany jest za symbol rozwoju, wielkiego miasta, dla niektórych jest symbolem przemian. Tak był postrzegany przede wszystkim w latach 90. W podobny sposób władze miasta myślą i dzisiaj. Ktoś wpadnie na pomysł wybudowania dwa razy wyższego budynku obok hotelu Marriott i jest na to zgoda. Powód? Przekonanie, że wieżowce uczynią z Warszawy wielkie miasto.
Leczymy tak kompleksy z czasów komuny i szarych blokowisk?
W pewien sposób tak. Dla mnie to czysta bzdura. Brak wiedzy i zrozumienia czym właściwie jest miasto. Manhattan nie jest przecież miastem dlatego, że ma wieżowce. A Warszawa nie stanie się drugim Manhattanem, bo wybudujemy pięć kolejnych. Niestety i tak będą powstawać kolejne. Powstanie nawet szereg wieżowców, które zamiast polepszać sytuację – jeżeli wieżowce w ogóle mogą polepszać sytuację – ją tylko pogorszą. Londyńskie City jest tak zabudowane wieżowcami i biurowcami, że wieczorem praktycznie zamiera, są pustki, nie widać ludzi.
Taki los może spotkać Warszawę?
W Warszawie wieżowce powstają przypadkowo. W samym centrum – Marriott i Forum, to symbole władzy Gierka. Jest pomysł, żeby u zbiegu al. Jerozolimskich i Marszałkowskiej postawić kolejny wieżowiec. Proszę zwrócić uwagę, jak wygląda skrzyżowanie Marszałkowskiej i al. Jerozolimskich. To obraz nędzy i rozpaczy. Upadek myśli urbanistycznej. Na górze nie ma żadnych przejść dla pieszych, trzeba chodzić śmierdzącym, dusznym podziemiem, na górze na jednym rogu jest pawilon konferencyjny hotelu Novotel, na kolejnym Rotunda, która jest paskudnie obklejona, bo jeszcze sama wygląda jako tako, dalej jest wyjście z metra tzw. patelnia – groza, a na czwartym rogu Cepelia – słup ogłoszeniowy! Tak wygląda najważniejsze skrzyżowanie w Polsce. To groza. Czy jeszcze jeden wieżowiec polepszy tę sytuację? Nie. Może tylko pogorszyć. Wieżowiec przecież rzuca cień i tworzy silne wiatry. To bezsens.
Warszawa jest zabudowywana zupełnie przypadkowo?
Wieżowce powstają w Warszawie tam, gdzie komuś udało się kupić działkę, załatwić pozwolenia i zgromadzić środki na budowę. Kiedyś zakładano, że wieżowce w centrum stolicy mogą mieć wysokość do 140-150 m, tak żeby nie zasłaniać wieżyczki Pałacu Kultury. Taki jest Intercontinental. Budowanie ich wokół Pałacu jest jeszcze jakąś sensowną wizją. Oczywiście nie wszędzie, ale od strony zachodniej. Ale w ciągu ostatnich 2-3 lat wieżowce powstały w różnych, zupełnie przypadkowych miejscach. Tu są, tam ich nie ma, może wybudujmy coś nad Wisłą, a może jednak przy hotelu Marriott. albo Na Woli. Tak się nie dzieje w żadnym innym cywilizowanym mieście. Takie przypadkowe zagospodarowywanie wolnych działek to jakiś koszmar.
Czy drapacze chmur nadal uważane są za symbol metropolii?
Przez wiele osób tak, ale na szczęście świat nie składa się wyłącznie z ludzi nierozumnych. W Danii nie ma przecież wieżowców i w Kopenhadze wcale im to nie przeszkadza. Wiele osób uważa, że wieżowce są ekologiczne – im mniej ziemi tym lepiej. Ja się z tym nie zgadzam. Pochłaniają dużo więcej energii – chociażby sama budowa czy praca wind. Budowane wieżowców jest bez sensu np. w Dubaju, gdzie ziemi nie brakuje, co innego w Monako. Ale w Dubaju wieżowce nie powstają dlatego, że są bardziej skoncentrowane. Oni chcą być bardziej zachodni. My najwyraźniej też. To często szpeci miasto. Ale to rola samorządu. Niestety konstytucja nie broni obywateli przed brzydotą.
Dlaczego w Warszawie nie ma naczelnego architekta?
Byłem ostatnim pełniącym tę funkcję. Od 3 grudnia 2006 roku Warszawa nie ma naczelnego architekta. I nie chodzi o to, że nikt nie chciał pełnić tej funkcji czy nie było odpowiedniego kandydata. Naczelny architekt miasta to symbol świadomego zarządzania przestrzenią, a władza wyraźnie tego nie chce. Może właśnie dlatego, że naczelny architekt działał w imieniu prezydenta miasta. Teraz podejmowane są decyzje, które nie mają nic wspólnego z wizją normalnego, europejskiego miasta.
Jak wygląda normalne, europejskie miasto?
Normalnym miastem na pewno nie jest skupisko wieżowców wzdłuż zatłoczonych ulic, np. al. Jerozolimskich. Dlaczego inne miasta mogą wyglądać normalnie? Mam na myśli Berlin, Pragę, Sztokholm, Kopenhagę, Monachium, Budapeszt. Tam nie ma wieżowców w centrum. Normalny i piękny jest też Mediolan. Najbogatsze miasto we Włoszech, jakoś sobie daje rade bez wieżowców.
Władzom miasta brakuje dobrej woli?
Brakuje pewnie wiedzy i świadomości problemów. Zakładają może, że w ten sposób wykorzystuje się lepiej przestrzeń, ale przecież w Warszawie jest tyle hektarów po zabudowie przemysłowo-kolejowej do wykorzystania – na Woli, Targówku, Pradze.
To właśnie problem. Może nie powinniśmy wybudować wszystkiego w centrum, bo w efekcie stoimy w gigantycznych korkach i przejazd z centrum na Mokotów zajmuje 1,5 godz. Można przecież budować piękne miasto wykorzystując tereny, o których wspomniałem. Kiedy budowane będą tylko wieżowce w centrum, po prostu zabraknie nam przysłowiowych klocków na tamte przestrzenie. Można oczywiście budować budynki o wysokości 4 km, ale nie stworzą one ulic miejskich. Takie ulice to Nowogrodzka, Hoża, Poznańska. To tam ludzie chcą mieszkać i pracować.
Mówi pan, że to tam chcą mieszkać ludzie, a jednocześnie jest pan prezesem spółki budującej wieżowiec mieszkalny – Cosmopolitan w samym centrum Warszawy. Pan – przeciwnik wieżowców. W sąsiedztwie powstaje też inny wieżowiec mieszkalny – Złota 44, którego budował pan poparł. No i jest jeszcze Gdynia i Wrocław.
W Gdyni nad samym morzem jest Sky Tower, a we Wrocławiu powstaje wieżowiec Czarneckiego. Poparłem 7-8 lat temu budowę wieżowca Złota 44 tylko dlatego, że miał to być wieżowiec mieszkalny. Ulica Emilii Plater była takim miejscem, gdzie już przez Intercontinental i bliskie sąsiedztwo Marriottu tworzył się klimat wieżowców biurowych. Powstawały kolejne.
Rysowało się przede mną widmo tego pustego Londynu, gdzie wieczorem po City walają się tylko śmieci, a ruch zamiera. Uznałem, że jak już budujemy wieżowiec, to niech to będzie przynajmniej wieżowiec mieszkalny. Na końcu ulicy Emilii Plater coś takiego rzeczywiście też mogło powstać. Za moich czasów, jako naczelnego architekta, odbyła się walka o wysokość budynku, ja wywalczyłem, żeby był smuklejszy. Generalny Konserwator ustalił maksymalna wysokość na 160 metrów. Propozycję zostania prezesem tej spółki dostałem półtora roku temu. Uznałem, że to ostatnia okazja w życiu, kiedy będę mógł wybudować wieżowiec.
Wieżowce to przyszłość budownictwa mieszkalnego w Polsce?
Nie. Budownictwo wysokościowe jest bardzo drogie, drogie są też mieszkania. Jeśli metr kwadratowy średniego mieszkania w Warszawie to 10 tys. zł, to w wieżowcu będzie przynajmniej dwa razy tyle. Poza tym takie budownictwo ma bardzo duży stopień komplikacji, ingeruje w sąsiadujące budynki, środowisko. To szalone ryzyko dla dewelopera. Widać, jaki problem ma Złota 44.
Przeciwnicy wieżowców obawiają się, że Warszawa zostanie totalnie "zaśmiecona" przez wieżowce, na wzór chińskich miast.
Wyobrażam sobie takie zaśmiecenie. Mieszkańcy niewiele mogą zrobić. Mogą głosować i protestować. Ale przez prawie 20 lat nikt nie chciał się tym interesować. Jeden z niewielu krytycznych głosów, jaki znajdzie pani w mediach, to był mój głos. Wszyscy byli zachłyśnięci drapaczami chmur i rozwojem. Rozumiem to, ale to, że rozumiem wcale nie znaczy, że to jest dobre. Mieszkańcy oczekują od miasta, że coś z tym zrobi, że powstanie sensowny plan zagospodarowania Warszawy, że urzędnicy, a przede wszystkim politycy nie puszczą wszystkiego samopas, a później i całą winę zwalą na dewelopera, bo "on tak chciał".
Co pan myśli o planie budowy Muzeum Sztuki Współczesnej w formie wieżowca?
Jestem i czuję się ojcem chrzestnym tego muzeum. To ja przygotowywałem pierwsze umowy dotyczące projektu. Miał powstać w centrum i nadać nowemu pl. Defilad szczególny charakter. Projekt zaprzepaszczono. To, co dzieje się teraz śledzę z przerażeniem. Był konkurs, działka, architekt, a teraz jest proces. To nie prawda, że były jakieś większe błędy architekta. Proszę w to nie wierzyć. Chodzi o brak woli politycznej.
Emilka jest bardzo dobrym miejscem, ale cała sprzedaż wypadła śmiesznie. Po pierwsze dlatego, że mając aktywa w formie takiego budynku, sprawdziłbym co można tam postawić, a czego nie, żeby wiedzieć jaką to ma wartość. Mówi się, że została sprzedana za 80 mln. Kupił to Fundusz. To nie są żadni nowicjusze i małe dzieci. To niesłychanie doświadczeni przedsiębiorcy. Oni nie mogli nie wiedzieć, co kupują. To, że ten budynek wpisano do ewidencji, to nie koniec świata. Prezydent miasta w każdej chwili może wydać zgodę na wybudowanie lub zburzenie budynku. Mógłby, gdyby tylko chciał. A muzeum w wieżowcu budować się nie da. To oczywiste.
Ten wieżowiec tam nie pasuje?
To inna rzecz, czy można go tam wybudować i czy pasuje. Ja nie czuję potrzeby, żeby jakiś wieżowiec musiał tam powstać, jak patrzę na to miejsce. Jedno jest pewne – kupujący nie zrobili złego interesu. Myślę, że będzie konkurs i muzeum niedługo powstanie przy Placu Defilad. Szkoda tylko, że nie zrealizowano tego projektu, który był i utracono fundusze unijne, które ten projekt otrzymał.
Dlaczego wieżowce w Warszawie budzą takie emocje, aktywują ludzi w sieci, dzielą architektów i urbanistów?
Nie wiem, czy rzeczywiście budzą aż takie emocje. Mam wrażenie, że ludzie po prostu zauważyli, że urzędnicy i politycy praktycznie zupełnie nie interesują się tym, co się z miastem dzieje. Politycy wiedzą 5 lat wcześniej, co powstanie. Mieszkańcy są stawiani przed faktem. Zasadnicze pytanie jest takie, czy politycy, w imieniu których urzędnicy wydają pozwolenia, biorą za to odpowiedzialność? Mieszkańcy zaczynają powoli czuć się niedobrze. Widzą, że coś jest nie tak, tylko nie rozumieją dlaczego. Wola polityczna – lub jej brak i odpowiedzialność władzy to esencja wszystkiego.
Wiele osób oczekuje, że budynek Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie powinien być monumentalnym, awangardowym projektem, który swoim rozmachem ma szansę wywołać w stolicy Polski "efekt Bilbao". To mrzonki. CZYTAJ WIĘCEJ