
Architekt Rafał Mroczkowski wykorzystał chyba wszystkie elementy architektoniczne z rzymskiej starożytności. Zdaniem ekspertów efekt nie jest estetyczny. W Walentynki pisała o tym gazeta.pl, gdzie zobaczyć można również zdjęcia osiedla, a historyk sztuki dr Piotr
Zdaniem Koniecznego nie powinniśmy, mimo wszystko, zgadzać się na takie projekty w naszej przestrzeni. – Przede wszystkim architektura jest wyrazem czasu, w którym żyjemy. Ale nie tylko my, architekci, ale też inwestorzy, powinniśmy zastanawiać się nad tym, by zostawić po sobie sensowny ślad. Możemy korzystać ze współczesnych możliwości kształtowania przestrzeni, więc po co bezmyślnie czerpać ze starożytności? – mówi nasz bloger.
Niestety, faktem jest, że samorządy niespecjalnie przejmują się estetyczną stroną nowych budowli w swoim regionie. Urzędnicy, jak zauważa Konieczny, nie są przygotowani do właściwej oceny tego, co powinno powstawać. – Projektowałem dużą willę w Niemczech. W Polsce, żeby to zrobić, trzeba złożyć masę papierów, dokumentów, pieczątki i tak dalej. Tam złożyliśmy tylko cienką książeczkę. Ale na miejsce przyjechała komisja urbanistyczna, główny architekt miasta, oglądali makietę i dopiero potem wydali decyzję. U nas urzędnicy patrzą tylko na paragrafy, są zawaleni papierami, często nawet nie wiedzą, jak dany projekt wygląda – zarzuca władzom nasz rozmówca.
Czemu jednak polskie samorządy nie zwracają uwagi na to, co i jak się buduje? – Na pewno brak edukacji, poza tym urzędników to niewiele obchodzi – wyjaśnia Robert Konieczny. I bynajmniej nie ma na myśli tylko wpadek estetycznych: – Dziś buduje się jak popadnie, nikt nie myśli o infrastrukturze: gdzie będą szkoły, szpitale, jaka komunikacja, bo przecież nie wszędzie i nie wszyscy jeżdżą samochodami – wskazuje nasz bloger.
Przykładów nie trzeba szukać daleko. Konieczny podkreśla, że "są różne miasta i różne władze", więc w niektórych samorządach dba się o przestrzeń. – Pozytywny przykład to Wrocław, gdzie prezydent ma świadomość tej kwestii, widać to po rozwoju miasta. Ale są miejsca, jak na przykład moje Katowice, gdzie tej świadomości nie ma. Próbowałem coś z tym zrobić, rozmawiałem i tłumaczyłem przez 1,5 roku, ale w końcu musiałem odpuścić – opowiada architekt.
Od 1989 roku, z małą przerwą w latach 2003-2006, mamy w samorządzie taką sytuację – a mówię to jako ostatni naczelny architekt miasta – że władze rezygnują z wpływania w znaczący sposób na kształtowanie przestrzeni miejskiej. (…)
Wieżowce powstają w Warszawie tam, gdzie komuś udało się kupić działkę, załatwić pozwolenia i zgromadzić środki na budowę.Tak się nie dzieje w żadnym innym cywilizowanym mieście. Takie przypadkowe zagospodarowywanie wolnych działek to jakiś koszmar.(…)
To często szpeci miasto. Ale to rola samorządu. Niestety konstytucja nie broni obywateli przed brzydotą. CZYTAJ WIĘCEJ
… A Warszawa sobie nie radzi
Teraz, niestety, stolica nie ma już naczelnego architekta. Jak wyjaśniał Borowski, nie dlatego, że nie było chętnych czy odpowiedniego kandydata: – Naczelny architekt miasta to symbol świadomego zarządzania przestrzenią, a władza wyraźnie tego nie chce. Może właśnie dlatego, że naczelny architekt działał w imieniu prezydenta miasta. Teraz podejmowane są decyzje, które nie mają nic wspólnego z wizją normalnego, europejskiego miasta.
Oczywiście, z drugiej strony trzeba pamiętać, że Radę wybierają mieszkańcy. Być może wśród tych 60 radnych, których ma stolica, żaden architekt się nie znalazł. A być może architekta nikt tam nie chciał, zgodnie z tym, co mówił Michał Borowski.