W Złotnikach obok Poznania powstanie wielkie osiedle, wyglądem przypominające… starożytny Rzym. Jego twórca inspirował się Koloseum. Kolumny, bramy przypominające łuki triumfalne, a do tego pomniki z lwami. – To żenujące, intelektualna kompromitacja – ocenia architekt Robert Konieczny. W swojej opinii nie jest odosobniony.
"Osiedle Rzymskie, nawiązując do swej płomiennej iluminacji, przywita Was w każdą gwiaździstą noc urokliwym łukiem, ukazującym potęgę miejsca, którego progi właśnie przekraczacie - Waszego własnego imperium" – tak firma Luxury Houses reklamuje swoje osiedle Colosseo. I faktycznie, patrząc po projektach graficznych, w Colosseo będzie można poczuć się jak w imperium – tyle, że brzydoty. Ale czy możemy coś z tym zrobić?
Tandetne lwy, epickie mury
Architekt Rafał Mroczkowski wykorzystał chyba wszystkie elementy architektoniczne z rzymskiej starożytności. Zdaniem ekspertów efekt nie jest estetyczny. W Walentynki pisała o tym gazeta.pl, gdzie zobaczyć można również zdjęcia osiedla, a historyk sztuki dr Piotr
Korduba oceniał: "Poważna analiza architektoniczna tego założenia powinna być właściwie wykluczona, ponieważ nosi ono wszelkie znamiona żartu".
Łukasz Bodnarowski, pomysłodawca całego projektu, tak bronił swojego dzieła w rozmowie z gazeta.pl: – Rynek mieszkań jest przesycony tradycyjnymi klockami. Ten styl się u nas przyjął, bo inwestorzy są leniwi, a zaproponowanie czegoś nowego wymaga wysiłku. Poza tym ja nie lubię powielania standardów, moje pomysły są często kontrowersyjne, jednak mam nadzieję, że poznaniacy docenią piękno naszej architektury.
Niestety, tłumaczenia te nie znajdują zrozumienia u innych fachowców z tej branży. Nasz bloger i szef biura architektonicznego KWK Promes Robert Konieczny ocenia: – Brak mi słów. To po prostu intelektualna kompromitacja. I jeszcze ktoś próbuje wciskać ludziom kit, że to jest fajne. To nie kontrowersyjne, tylko żenujące – mówi. Tylko kto ponosi winę za to, że w Polsce buduje się tandetną brzydotę: władze, które na to pozwalają, czy architekci? A może skoro komuś się to podoba, nie powinniśmy na to zwracać uwagi?
Odpowiedzialni za przestrzeń
Zdaniem Koniecznego nie powinniśmy, mimo wszystko, zgadzać się na takie projekty w naszej przestrzeni. – Przede wszystkim architektura jest wyrazem czasu, w którym żyjemy. Ale nie tylko my, architekci, ale też inwestorzy, powinniśmy zastanawiać się nad tym, by zostawić po sobie sensowny ślad. Możemy korzystać ze współczesnych możliwości kształtowania przestrzeni, więc po co bezmyślnie czerpać ze starożytności? – mówi nasz bloger.
Jak podkreśla, takie projekty powstają, bo wielu architektów po prostu chce ze swojego zawodu wyciągać kasę, nie zależy im na estetyce. – Zawsze znajdą się tacy twórcy, którym zależy tylko na pieniądzach. Niektórzy z nich bazują na niskiej świadomości architektonicznej Polaków, bo nie oszukujmy się – większość z nas raczej nie ma pojęcia o architekturze. Niektórzy też robią dokładnie to, czego chce klient. Dla nich to robota szybka, łatwa i przyjemna, żeby tylko wziąć kasę – wyjaśnia Konieczny. I dodaje: – Ale oni nie myślą o tym, że to nie jest tylko dom dla jego klientów, ale też zagospodarowanie pewnej wspólnej przestrzeni. A ja uważam, że mimo wszystko architekt to zawód zaufania społecznego i polega również na edukowanie społeczeństwa. Ja, gdy spotykam się z klientem, który nie ma pojęcia o architekturze, tłumaczę mu, staram się wyjaśnić, czasem to trwa bardzo długo. A czasem się nie da i ręce opadają, w takich przypadkach rezygnuję.
Konieczny przypomina też, że są biura, które robią dobre i ciekawe projekty, ale to kropla w morzu. Podkreśla też, że architektura oraz zagospodarowanie przestrzeni to coś, za co jej organizatorzy ponoszą odpowiedzialność społeczną. – Takie projekty
kompromitują Poznań w oczach bardziej świadomych Polaków, a nas jako naród za granicą – podkreśla architekt. – Ale dla mnie też bardzo szokujące jest, że urzędy wyrażają zgodę na takie dziadostwo.
Urzędnicy mają gdzieś
Niestety, faktem jest, że samorządy niespecjalnie przejmują się estetyczną stroną nowych budowli w swoim regionie. Urzędnicy, jak zauważa Konieczny, nie są przygotowani do właściwej oceny tego, co powinno powstawać. – Projektowałem dużą willę w Niemczech. W Polsce, żeby to zrobić, trzeba złożyć masę papierów, dokumentów, pieczątki i tak dalej. Tam złożyliśmy tylko cienką książeczkę. Ale na miejsce przyjechała komisja urbanistyczna, główny architekt miasta, oglądali makietę i dopiero potem wydali decyzję. U nas urzędnicy patrzą tylko na paragrafy, są zawaleni papierami, często nawet nie wiedzą, jak dany projekt wygląda – zarzuca władzom nasz rozmówca.
– Planowanie przestrzeni to z jednej strony logiczne jej układanie: usług, produkcji, bloków mieszkalnych, ale też ładu wizualnego, powinniśmy być odpowiedzialni za to, co nas otacza i jak to wygląda – dodaje Konieczny. Przyznaje jednak, że z drugiej strony, trudno oczekiwać, by ktoś wydał zapisy, że nie wolno budować osiedli przypominających wyglądem Rzym.
Wygląd i funkcje
Czemu jednak polskie samorządy nie zwracają uwagi na to, co i jak się buduje? – Na pewno brak edukacji, poza tym urzędników to niewiele obchodzi – wyjaśnia Robert Konieczny. I bynajmniej nie ma na myśli tylko wpadek estetycznych: – Dziś buduje się jak popadnie, nikt nie myśli o infrastrukturze: gdzie będą szkoły, szpitale, jaka komunikacja, bo przecież nie wszędzie i nie wszyscy jeżdżą samochodami – wskazuje nasz bloger.
– To myślenie o przestrzeni jest cholernie ważne, a takie sensowne plany powstają latami – mówi nam Konieczny i dodaje, dość przewrotnie, że już za czasów PRL zwracaliśmy większą uwagę na zagospodarowanie przestrzeni i estetyczną spójność budowli.
Wrocław pozytywnie...
Przykładów nie trzeba szukać daleko. Konieczny podkreśla, że "są różne miasta i różne władze", więc w niektórych samorządach dba się o przestrzeń. – Pozytywny przykład to Wrocław, gdzie prezydent ma świadomość tej kwestii, widać to po rozwoju miasta. Ale są miejsca, jak na przykład moje Katowice, gdzie tej świadomości nie ma. Próbowałem coś z tym zrobić, rozmawiałem i tłumaczyłem przez 1,5 roku, ale w końcu musiałem odpuścić – opowiada architekt.
Nasz rozmówca krytykuje jednak Warszawę: – Stolica powinna wyglądać fantastycznie i niektóre budowle faktycznie takie są. Ale poza tym panuje chaos przestrzenny – ocenia. W swojej opinii nie jest odosobniony. W wywiadzie dla naTemat ostatni architekt naczelny Warszawy Michał Borowski zauważał:
… A Warszawa sobie nie radzi
Teraz, niestety, stolica nie ma już naczelnego architekta. Jak wyjaśniał Borowski, nie dlatego, że nie było chętnych czy odpowiedniego kandydata: – Naczelny architekt miasta to symbol świadomego zarządzania przestrzenią, a władza wyraźnie tego nie chce. Może właśnie dlatego, że naczelny architekt działał w imieniu prezydenta miasta. Teraz podejmowane są decyzje, które nie mają nic wspólnego z wizją normalnego, europejskiego miasta.
Oczywiście, w Warszawie istnieje coś takiego jak Biuro Architektury i Planowania Przestrzennego, prowadzone przez Marka Mikosa, skarbnika Izby Architektów RP. Niestety, był on już kilkakrotnie krytykowany za brak pomyślunku przy niektórych budowach w stolicy, między innymi na Służewcu.
W samorządzie przestrzenią zajmuje się także Komisja Ładu Przestrzennego z Rady Warszawy, ale od niej też trudno dużo wymagać. Jej przewodniczącym jest prawnik, a w całym składzie komisji nie ma żadnego architekta. Są za to: politolog, specjalista od mediów, czterech prawników, działacz na rzecz praw środowisk LGBT i socjolog. Jedynie dwóch jej członków zajmuje
się sprawami budowlanki: jeden ma przedsiębiorstwo budowlane, drugi obraca nieruchomościami.
Więcej architektury w polityce
Oczywiście, z drugiej strony trzeba pamiętać, że Radę wybierają mieszkańcy. Być może wśród tych 60 radnych, których ma stolica, żaden architekt się nie znalazł. A być może architekta nikt tam nie chciał, zgodnie z tym, co mówił Michał Borowski.
Jak zmienić taki stan rzeczy? Robert Konieczny widzi tylko jedno wyjście: więcej specjalistów w polityce. – Nie mówię, że architekci powinni pchać się do polityki, ale są tam potrzebni. Inaczej, niż odgórnie, nic nie zmienimy. To byłaby ciężka praca, bo nic się nie zmieni z dnia na dzień, trzeba na to lat. Ale są tacy architekci, znam ich, którzy mogliby się tym zająć. Proszę pamiętać, że zyskalibyśmy na tym wszyscy – mówi mi Konieczny. Pytanie tylko, czy nawet gdyby porządni architekci trafili do polityki, przebiliby się ze swoimi pomysłami? Patrząc na obecną sytuację w parlamencie – gdzie politycy zajmują się głównie Smoleńskiem, marihuaną i związkami partnerskimi, bo tak jest łatwiej bić pianę – zapewne nie.
Od 1989 roku, z małą przerwą w latach 2003-2006, mamy w samorządzie taką sytuację – a mówię to jako ostatni naczelny architekt miasta – że władze rezygnują z wpływania w znaczący sposób na kształtowanie przestrzeni miejskiej. (…)
Wieżowce powstają w Warszawie tam, gdzie komuś udało się kupić działkę, załatwić pozwolenia i zgromadzić środki na budowę.Tak się nie dzieje w żadnym innym cywilizowanym mieście. Takie przypadkowe zagospodarowywanie wolnych działek to jakiś koszmar.(…)
To często szpeci miasto. Ale to rola samorządu. Niestety konstytucja nie broni obywateli przed brzydotą. CZYTAJ WIĘCEJ