Pod koniec kampanii wyborczej Donald Tusk wkroczył na terytorium kojarzone dotychczas raczej z Jarosławem Kaczyńskim. Lider KO zaprezentował w mediach społecznościowych filmik z... rudym kotem, który został najnowszym pasażerem Tuskobusa.
– Do gospodarzy, u których byliśmy, przyplątał się kot. Kot jest rudy. Nie miał właścicieli, więc podjęliśmy decyzję, że go przygarniemy – opowiedział zebranym Tusk. Przeprosił równocześnie za to, że spotkanie będzie nieco krótsze niż zazwyczaj, tłumacząc to koniecznością zabrania zwierzęcia na wizytę do weterynarza.
Tuż po godzinie 19 w mediach społecznościowych lidera KO pojawiło się nagranie przedstawiające "nowego członka załogi Tuskobusa". Uśmiechnięty Tusk siedzi na nim obok kota umieszczonego w wiklinowym transporterze.
– Rudy – jak widać – przybłąkał się do sąsiadów Doroty i Maćka, byliśmy u nich przed chwilą pod Krosnem. Dzisiaj pójdziemy do weterynarza, do salonu, zaopiekujemy się – mówi Tusk na nagraniu.
Od razu wyjaśnił też, co dalej stanie się z kotem: – Jeden z moich współpracowników, też członek załogi Tuskobusa, będzie jego nowym opiekunem, ale na razie będzie nam towarzyszył – powiedział.
Na polskiej scenie politycznej koty są rzecz jasna najbardziej kojarzone z Jarosławem Kaczyńskim. Aktualnie w willi na warszawskim Żoliborzu mieszkają kotka Fiona oraz kocur Czaruś.
Imię kota przygarniętego przez pasażerów Tuskobusa również może stanowić delikatne nawiązanie do osoby Kaczyńskiego – a raczej do ataków prezesa PiS na Donalda Tuska. Głośno było latem o partyjnym pikniku na Podlasiu, kiedy Kaczyński nazwał Tuska "wrogiem narodu" i zaapelował do swoich zwolenników, by "pamiętać o tym ryżym, to jest największe zagrożenie dla Polski".