Władze Legii Warszawa zabrały głos po skandalu, do jakiego doszło w czwartek w holenderskim Alkmaar. "Osoby, które miały dbać o bezpieczeństwo, same zaatakowały i naruszyły nietykalność cielesną wielu przedstawicieli naszego klubu" – czytamy w oświadczeniu.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
"Służby porządkowe Klubu AZ oraz policja nie zapewniły bezpieczeństwa piłkarzom i pracownikom Legii oraz jej prezesowi" – czytamy. Jak dodano, "zdarzenia, które miały miejsce po zakończeniu meczu, nie powinny miejsc miejsca w cywilizowanym świecie".
"Podczas gdy zdarzały się przypadki ataków dokonywanych przez kibiców na drużyny, zawodników, rodziny i bliskich piłkarzy czy fanów gości, to bez precedensu w historii światowego futbolu pozostaje sytuacja, w której drużyna przyjezdna zostaje zaatakowana przez pracowników klubu gospodarza i policję" – napisano.
Jak wskazano, w mediach społecznościowych opublikowano kilkanaście filmów, z których "jasno wynika, kto był agresorem i kto zachowywał się w sposób skandaliczny". "Dla zdecydowanej większości postronnych obserwatorów jest to oczywiste" – czytamy na stronie wicemistrzów Polski.
Klub odniósł się także do oświadczenia strony holenderskiej, która zrzuca całą winę na "Wojskowych".
W dalszej części przedstawiono w "fakty, dotyczące tego, co działo się w mieście na stadionie".
"Osoby, które miały dbać o bezpieczeństwo, same zaatakowały i naruszyły nietykalność cielesną wielu przedstawicieli naszego klubu. Bezpodstawne zatrzymanie miało miejsce godzinę po meczu, gdy nie dopuszczono części naszych zawodników do autokaru, z powodu rzekomego zagrożenia spowodowanego obecnością kibiców Legii przy klubowym autokarze. W tamtym momencie naszych fanów nie było już w okolicy stadionu" – czytamy.
"Decyzje podjęte przez miasto Alkmaar oraz holenderską policję w sposób jawny dyskryminowały naszych pracowników, piłkarzy oraz kibiców ze względu na ich przynależność narodowościową oraz język, którymi się komunikowali. Uważamy, że dla takich działań nie ma miejsca w europejskich rozgrywkach pod egidą UEFA" – podkreślono.
Co dokładnie wydarzyło się w Alkmaar? Stadion został zamknięty niedługo po meczu i nie wypuszczano z niego nikogo. W szatni zostało część piłkarzy Legii. Do aresztu trafiło dwóch zawodników warszawskiego klubu: Radovan Pankov i Josue, a prezes Dariusz Mioduski był popychany przy autokarze przez policję.
Piłkarzom zarzucono pobicie jednego z ochroniarzy po zakończeniu spotkania, gdy nie mogli opuścić stadionu i dostać się do klubowego autokaru. Zawodnicy Legii Warszawa zostali następnie brutalnie wyciągnięci przez policję z autokaru i przewiezieni do aresztu.
Z tego powodu Josue i Pankova zabrakło na pokładzie samolotu, który w piątkowe przedpołudnie wyleciał do Polski. Z aresztu wypuszczono ich dopiero w piątek.
Do sprawy odniósł się właściciel i prezes Legii Dariusz Mioduski.
– To, co się stało, jest dla mnie absolutnym skandalem. Przez wiele lat jeżdżę na mecze od Kazachstanu po Portugalię i widziałem kilka sytuacji, np. gdy autobus z naszą drużyną był atakowany przez kibiców rywali, ale nigdy nie widziałem, żeby drużyna i członkowie sztabu, zarządu, byli atakowani przez ochronę i policję. To precedens na skalę światową – ocenił Mioduski na piątkowej konferencji prasowej.
"Jest kwestią ewidentną, że narracja zawarta w oświadczeniu strony holenderskiej, do którego się odnosimy, ma jeden cel. Prawda ma zostać pomieszana z fałszem. To na Legię Warszawa ma zostać przerzucona winna za brak profesjonalizmu przy rozgrywaniu spotkania w ramach rozgrywek UEFA".