Na Facebooku mignął mi kipiący frustracją post osoby, która nie mogła uwierzyć w rozmowę, jaką właśnie odbyła z koleżanką. Koleżanką wspierającą Prawo i Sprawiedliwość, dodajmy. Trzęsienie ziemi w Wojsku Polskim? Nie słyszała o dymisjach generałów, zresztą to nic ważnego. Brak paliwa na stacjach Orlenu przykrywany kartkami o awarii dystrybutorów? Nieprawda, a poza tym sprawka opozycji. Państwo PiS to przecież kraina mlekiem i miodem płynąca, za co być może rzeczona koleżanka podziękuje partii w niedzielę przy urnie. Tak działa autokracja informacyjna.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Autokracja informacyjna to system, w którym pałkę teleskopową – narzędzie, z którym na Strajk Kobiet ruszyli zmotywowani przez rząd PiS tajniacy – często zastępuje spin, w tym przypadku bajki o nieskończonej kompetencji rządzących. Dlatego informacyjna autokracja jest nazywana również dyktaturą spinową. Przemoc fizyczna, zwłaszcza wobec obywatelek, jest szczególnie niekorzystna wizerunkowo w czasach, gdy praktycznie każdy telefon komórkowy jest wyposażony w kamerę i aparat fotograficzny. Do tego jest znacznie bardziej kosztowna w dosłownym znaczeniu tego słowa. Sprytniej jest dawkować represje z chirurgiczną precyzją – tu aktywistka, tam dziennikarz…
Afera wizowa? Jaka afera wizowa? Morawiecki był doradcą Tuska? Niemożliwe… Wśród uchodźców, którzy umierają na bagnach, są także chrześcijanie? W życiu! Poza tym przecież nikt nie traci życia na granicy, a już z pewnością nie ci "lepsi" wierzący lub dzieci.
Autokracja informacyjna, którą kilka lat temu zdefiniowali Sergei Guriev i Daniel Treisman (odpowiednio: ekonomista Instytutu Nauk Politycznych w Paryżu i politolog z Uniwersytetu Kalifornijskiego), to pojęcie, które coraz bardziej przystaje do naszego kraju.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Mur przez środek społeczeństwa
Kaczyński – tak jak Orban czy Putin – podzielił Polskę informacyjnym murem. Za pomocą stworzonego przez siebie układu – TVP, Polskiego Radia (właśnie przestało zapraszać polityczki i polityków opozycji) i innych pisowskich mediów, perfidnie nazywających się "niezależnymi" - rządzący trzymają znaczną część opinii publicznej w niewiedzy lub dezinformacji. Albo w jednym i drugim.
Dzięki temu pokrywają słupki poparcia kolejnymi warstwami teflonu. Znaczna część wyborców ma klaskać nawet wtedy, gdy jest opluwana i okradana. W końcu taki jest cel autokratów, którzy zagarniają coraz więcej i więcej władzy. Plwacze i złodzieje wiedzą, że najlepiej jest opluwać i kraść z Honorem i Ojczyzną na ustach.
Dymisje generałów? Kompletnie nieistotne w sytuacji, gdy bez żadnego trybu można kampanijnie prężyć pierś na tle żołnierzy. Tym, którzy nie interesują się polityką, taki obrazek w rządowej telewizji wystarczy, by uwierzyć w hasło wyborcze PiS "bezpieczna przyszłość Polaków". Dla tych, którzy widzą i potrafią połączyć kropki, to żenująca kpina.
Jest ich mniej, dlatego, gdy biją na alarm, łatwo mogą zostać uznani za histeryków lub zdrajców. Przecież pani Danusia z TVP mówiła, że wszystko jest dobrze, a jak komuś się nie podoba, to jest histerykiem lub zdrajcą. Tego, że pani Danusia kłamie za miliony, już się nie dowiedzą, bo skąd? Od histeryków lub zdrajców? Koło się zamyka.
To dlatego przez ostatnie osiem lat mimo licznych przekrętów, błędów, złodziejstwa i afer PiS się nie wywrócił i dlatego wynik wyborów, które mają się odbyć 15 października, jest nadal niepewny. Sondaż za sondażem pokazuje, że na kilka dni przed ciszą na pytanie o to, kto wygra wybory, można odpowiedzieć dwoma słowami: nie wiadomo. Wiele wskazuje na to, że decydujące okaże się komu – zwolennikom władzy czy demokratycznej opozycji – bardziej będzie się chciało iść na wybory.
Parademokracja, paradebata, parawybory
Autokraci informacyjni robią wiele, by uchodzić za demokratów. Znowu: to kwestia kasy. Dyktatura z odsłoniętą przyłbicą generuje koszty. W zasłanianiu niedemokratycznych działań autokratom pomaga cała armia spin doktorów. Dla niepoznaki niektórzy są przebrani za dziennikarzy – dają się obdzwaniać, spinować, albo wręcz sami podszeptują narrację elicie władzy.
Dla polityków takich jak Kaczyński pozory są ważniejsze niż prawda, fasada znaczy więcej niż fakty. Wygrywają w demokratycznych wyborach po to, by z demokracji zrobić wydmuszkę. Rządzący udają, że w środku jest jakaś zawartość, licząc na to, że większości nie będzie chciało się sprawdzić.
Z najważniejszych instytucji zostają tylko fronty, które przy silniejszym podmuchu przewrócą się jak dekoracje na planie filmowym. Solidnie w miejscu stoją tylko urny wyborcze, jednak elita władzy ustawia system tak, by nie mogła przegrać. Kawałek po kawałku.
W autokracji informacyjnej mieszkaniec Dąbrowy Górniczej może nie wiedzieć o osławionej orgii księży, o której huczało w całej Polsce. O tym, co się wydarzyło, może ewentualnie usłyszeć od znajomych lub rodziny. Ewentualnie, bo Kaczyński już na samym początku podzielił nas na lepszy i gorszy sort, a potem jego dzieło kontynuowała rzesza sowicie opłacanych "genetycznych patriotów", których celem jest podzielenie społeczeństwa tak głęboko, by niemożliwa stała się nie tylko wymiana opinii, ale i faktów. Zamiast rozmowy ma być krzyk, zamiast krzyku cisza.
Król jest nagi, mur nadal ma wyrwy
To dlatego spotkania wyborcze PiS są zamknięte dla ogółu społeczeństwa. Wejść mogą ci, którzy ogół społeczeństwa opluwają lub okradają, albo ci, którzy z zapałem temu przyklaskują. Król wie, że jest nagi, ale nie można pozwolić na to, by to usłyszał. Zresztą dziecko, które ośmieliłoby się na takie stwierdzenie w otoczeniu jego dworu, mogłoby – przeciwnie niż w bajce – źle skończyć. Po "król jest nagi" nie byłoby chóralnego śmiechu.
Autokracja informacyjna polega właśnie na tym, by przekonać wystarczającą liczbę osób do tego, jak wspaniałe są nowe szaty króla, mimo że nie widzą ich na własne oczy. Wystarczającą do tego, by w ustawionych wyborach uzyskać większość. Gdy układ się domknie, zmianę może przynieść dopiero kryzys ekonomiczny.
Można się złościć na znajomych, którzy nie wiedzą, co się dzieje. Można się wkurzać na członków rodziny, którzy dali sobie wyprać mózg propagandą TVPiS. Można dawać upust frustracji na wiele różnych sposobów, w tym postując w sieci, ale to emocje wyzwalane przez objaw, a nie przyczynę. Przyczyną zaś jest to, że Jarosław Kaczyński osiem lat temu postanowił zawładnąć umysłami tak, by zagwarantować sobie dożywotnie rządy.
W murze informacyjnym, który rozkazał zbudować, są jednak wyrwy i dziury – jeszcze. Najsensowniejsza rzecz to przy nich stanąć i przerwać ciszę. Wtedy więcej osób zauważy, że mur istnieje i zastanowi się, czy chce, by nadal istniał.