Rowerzyści z regularnością zegarka co miesiąc wyjeżdżają na ulice swojego miasta, by zaprotestować przeciw ich złemu traktowaniu przez kierowców samochodów. Dla jednych najgorsze utrapienie i główny powód korków, dla innych jedyni, którzy skutecznie z nimi walczą. Przez 15 lat oddolny ruch przeszedł ogromną zmianę. Rozmawiamy z jednym z jej twórców, któremu obecny kształt akcji nie odpowiada.
Dzień dobry. Chcę porozmawiać o rowerowej Masie krytycznej.
Wiesz, że Masa teraz to coś zupełnie innego, niż 15 lat temu, gdy ja brałem w niej udział. Wtedy to był spontaniczny, oddolny ruch, protest przeciwko temu, jak traktuje się rowerzystów. Dziś została z tego modna parada obstawiona przez policję, na którą zgodę muszą wydać policjanci i urzędnicy miejscy.
Jak to wszystko się zaczynało?
Sama idea masy jest dość stara – pierwsze zorganizowano w pierwszej połowie lat 90. w Stanach Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii. Tam to zdobyło spora popularność i z dość sporym opóźnieniem przywędrowało do Polski. Nie było żadnej organizacji – była tylko data, godzina i miejsce. Na Plac Zamkowy przychodzili ludzie, którzy chcieli pojeździć na rowerach. No i przyjeżdżali. Wtedy wszystko było nielegalne, nie było żadnego ustalania trasy. Po prostu jechaliśmy.
Chcieliśmy przypominać kierowcom, że oni nie są jedynymi uczestnikami drogi. Niestety wciąż nie udało się ograniczyć prędkości samochodów na drogach. Samochody jeżdżą po mieście ponad 100 kilometrów na godzinę, a policja nic z tym nie robi. Udało się dużo zrobić, jeśli chodzi o infrastrukturę, ścieżki rowerowe, ale kiedy prezydentem Warszawy był Lech Kaczyński, wszystko się zatrzymało. Zaczęto obchodzić prawo, które nakazywało, by przy nowo budowanej drodze powstawała ścieżka rowerowa. Jednak Kaczyński z tego zrezygnował i tak już zostało.
Masa jeździ już 15 lat. To znaczy, że wciąż nie udało się osiągnąć celu, jaki zakładano na początku?
Ja przypominam kierowcom o swoich prawach każdego dnia. Jeżdżę rowerem codziennie, środkiem pasa, więc samochód musi mnie wyprzedzić. Ale rowerzyści są traktowani przez samochody okropnie, każdego dnia giną z powodu nadmiernej prędkości samochodów, są spychani z drogi.
Teraz wszystko jest obstawione przez nich, to parada, nie spontaniczny protest. Jednak jeszcze kiedy to była buntownicza akcja, policja traktowała nas ostro. W pewnym momencie doszło nawet do ostrych zamieszek między uczestnikami Masy a oddziałami prewencji. Jakoś po 2000 roku, gdy już trasa przejazdu była ustalana z policją, zaproponowano by rowerzyści przejechali przez Most Świętokrzyski. Nowy, ładny, szeroki. Kiedy więc wszyscy wjechali na ten most z obu stron, obstawiły go radiowozy i zamknęły wszystkich uczestników. Każdego wylegitymowali, zrobili zdjęcia. Jeśli ktoś się nie zgodził, to trafiał do aresztu. To nie było fajne.
Teraz też nie jest lepiej. Jeżdżę rowerem cały czas, także późno wieczorem, w nocy. Mnie i innych nocnych rowerzystów często zatrzymuje policja, bo wiadomo - jedzie rowerem w nocy, to pijany. Kiedy mnie zatrzymają, jestem poddawany szczegółowej kontroli, a obok nas przejeżdżają samochody pędzące 120 kilometrów na godzinę. To jest prawdziwy problem, na który policja nie zwraca uwagi.