W sobotę obchodziliśmy Ogólnopolski Dzień Walki z Depresją. Jest organizowany od ponad dekady, ale znowu przeszedł bez echa. Tymczasem depresji nie wolno bagatelizować, ani się jej wstydzić. – W krajach wysokorozwiniętych panuje wyścig szczurów, w którym w zasadzie nie ma mety. To styl życia, który odpowiada właśnie za wzrost liczby pacjentów z depresją. Coraz więcej jest chorych, u których wywołały ją kłopoty finansowe, bezrobocie, problemy w pracy i te rodzinne – mówi naTemat psychiatra, dr Dariusz Wasilewski.
Od ponad dekady 23 lutego to w naszym kraju Ogólnopolski Dzień Walki z Depresją. W ten weekend kolejny raz mieliśmy moment, by na chwilę pochylić się nad rosnącym problemem, który dotyczy coraz większej liczby naszych bliskich i przyjaciół. Kolejny raz nieco przegapiony. A z danych Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) wynika, że depresja stałą się już czwartą najpoważniejszą chorobą, z którą muszą zmagać się nowoczesne społeczeństwa. Ze względu na fakt, iż to problem z psychiką, wstyd i stereotypy powodują jednak, że wciąż mało kto myśli o depresji jako o schorzeniu tak poważnym, jak nowotwory, cukrzyca, czy kłopoty z sercem.
Wiele osób myśli też, że depresja nawet jeśli jest chorobą, to tak błahą, iż da się ją wyleczyć jednym z tak często ostatnio reklamowanych w telewizji leków homeopatycznych. To nieprawda. Leki o nazwie podobnej do słowa "depresja" to czysty chwyt marketingowy. Dlatego też tegoroczny Ogólnopolski Dzień Walki z Depresją przebiegał pod hasłem "Depresja – cała prawda o lekach".
W rozmowie z naTemat psychiatra, dr Dariusz Wasilewski podkreśla, że z objawami depresji nigdy nie należy walczyć byle jakimi lekami. Nie wolno też ich bagatelizować. Specjalista przyznaje, że dla chorych zmagających się z depresją bardzo ważne jest wsparcie otoczenia. I to, że bliscy i przyjaciele dostrzegają problem. – Dla nich wskazówką powinien być przedłużający się smutek kogoś bliskiego. Łatwo ten smutek rozpoznać, każdy z nas bywał kiedyś smutny. Z tym, że u większości jest to rodzaj jakiejś chandry, smutku kilkugodzinnego, czy dniowego. W depresji ten stan się przedłuża. To podstawowy objaw. Depresja rodzi się wówczas, gdy przez dłuższy czas jesteśmy smutni, przygnębieni i apatyczni codziennie – mówi psychiatra.
Dr Dariusz Wasilewski podkreśla, że dla specjalistów depresja pojawia się wówczas, gdy ciągły i długotrwały smutek nie opuszcza kogoś przez ponad dwa tygodnie. W takim przypadku nikt nie może już mówić o zwyczajnej chandrze, złym nastroju. Wtedy prawdopodobnie trzeba będzie przyznać, że mamy do czynienia z chorobą.
– Druga ważna wskazówka to brak energii. Do czegokolwiek. W depresji czasami nawet do najprostszych czynności trudno się zmobilizować, a już tym bardziej spraw ważniejszych, w tym nawet pójścia do pracy. Bo tam chorzy na depresję tym bardziej nie są w stanie funkcjonować. Depresja sprawia, że wyraźnie wypada się ze swoich ról społecznych. Ojca, matki, pracownika, czy pracodawcy i innych. Dość częstym objawem depresji jest lęk o przyszłość, czy też problemy ze snem. Często zdarza się również, że osoby zmagające się z depresją odczuwają bóle czysto fizyczne – wylicza specjalista.
Kto i jak może pomóc?
W wyjściu z depresji powinien pomagać psychiatra. Jednak wiele osób wstydzi się wciąż korzystać z porad tego typu specjalistów. Dlatego dr Wasilewski radzi, by z pierwszymi objawami kierować się także do lekarzy rodzinnych, czy psychologów, których wsparcie w niektórych środowiskach jest wręcz modne. – Lekarz rodzinny jeżeli sam nie poradzi sobie z diagnozą, weźmie na siebie odpowiedzialność z pokierowanie chorego do specjalisty. Pomóc może także psycholog. Czasem łatwiej skorzystać z pomocy psychologa, niż psychiatry. Jednak psycholog to zupełnie inna specjalność. On na pewno nie wyleczy z depresji. Ale pokieruje chorym tak, by przekonać go właśnie do tego, że to żaden wstyd udać się po pomoc do psychiatry – tłumaczy.
– Dlatego ważna jest rola rodziny. Pacjent często sam nie dostrzega problemu, lub się wstydzi przyznać do tego, co się z nim dzieje. Tu rola najbliższych nie polega na tym, by dawać choremu jakieś głupie rady, żeby sobie odpoczął, albo zachęcać do brania jakichś paskudnych leków z reklam. On potrzebuje pomocy lekarza – podkreśla Wasilewski.
Zdaniem lekarza, coraz większej liczbie przypadków depresji trudno będzie przeciwdziałać w nowoczesnych społeczeństwach. Istnieje co prawda rodzaj depresji wrodzonej, jednak odsetek jej przypadków od lat raczej się nie zmienia. Znacznie więcej jest tymczasem pacjentów, u których chorobę wywołał styl dotychczasowego życia. – W krajach wysokorozwiniętych panuje taki wyścig szczurów, w którym w zasadzie nie ma mety. To styl życia, który odpowiada właśnie za wzrost liczby pacjentów z depresją. Coraz więcej jest tych chorych, u których depresję wywołały kłopoty finansowe, bezrobocie, problemy w pracy i te rodzinne. Świat pędzi dziś zupełnie bezrozumnie. Nie ma żadnej refleksji, by choć trochę w tym pędzie zwolnić – stwierdza psychiatra.
Depresja jest wyleczalna
W zmaganiach z depresją pocieszające jest to, że wbrew stereotypowemu myśleniu o tej chorobie, rokowania dla większości pacjentów są zazwyczaj bardzo dobre. Z niektórych badań wynika, iż nawet 80 proc. pacjentów może wyzdrowieć. – Zupełnie inną kwestią jest problem nawrotów. Depresja jest chorobą, która lubi nawracać. Jednak specjaliści są na to przygotowani i w czasie leczenia uczą pacjentów, co robić, by szybko to zauważyć – pociesza dr Dariusz Wasilewski.