To jedna z najlepszych... i najgorszych tras w Polsce. Jest nowa, z równą nawierzchnią, po której aż chce się jechać. Niby wszystko idealnie, dopóki nie przejedziecie się tamtędy w dowolny dzień. To, co wyprawiają kierowcy, na tej ekspresówce, nadaje się do kompilacji najgłupszych zachowań. I nie chodzi tu tylko o prędkość. Witamy na S17 z Warszawy do Lublina.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Jeśli chciałbym komuś pokazać patologię na polskich drogach, wziąłbym go na wycieczkę. Wyjechalibyśmy z Warszawy trasą S17 i przejechalibyśmy się do Lublina. To nieco ponad 130 km nowoczesnej drogi ekspresowej.
Jeszcze niedawno kierowcy czekali na tę trasę jak na zbawienie. Wie to każdy, kto musiał podróżować z Warszawy do Lublina i w drugą stronę. Kiedyś była słynna DK17, która uchodziła za jedną z najniebezpieczniejszych dróg w kraju.
To i tak łagodne określenie – to było siedlisko całego drogowego zła. Busy wyprzedzały tam na trzeciego, a osobówki slalomem omijały wolniejszych od siebie. ZGROZA. Ekspresówki brakowało przez lata, chociaż niezbędna była już 10 lat temu, bo ruch na tym odcinku jest ogromny.
No i droga powstała. W szczytowych godzinach dojedziecie do Lublina w nieco ponad dwie godziny. Bez korków zajmuje to przeważnie 1,50 h. Świetny wynik, a to przecież prawie 200 km. Kiedyś jeździło się ponad 3 godziny.
O co chodzi z patologią? Przemieszczam się po S17 regularnie. Rocznie wykręcam tam ponad kilka tysięcy kilometrów. I za każdym razem zastanawiam się, dlaczego to miejsce aż prosi się o ponowne nazywanie go "dzikim wschodem" albo jakimś pechowym czarnym punktem. Tak jak na starej DK17, na nowej ekspresówce po prostu masz dość siedzenia za kółkiem. Stare koszmary zostały z nami.
Wszystko przez "patokierowców"
Naprawdę sporo jeżdżę po Polsce. Widziałem wariatów pędzących pod prąd na A4, rajdy po 200 km/h na A2 w kierunku Poznania. Nigdzie nie ma jednak takiej "pokazówki", jak na S17. Nawet równie ruchliwa S7 i słynna, wiecznie "zatkana" trasa z Warszawy do Łodzi przegrywa w moim rankingu.
S17 to stan umysłu, bo jest kumulacją najgorszych typów kierowców. Nie chodzi o to, że ktoś raz zajechał mi drogę albo siedział na zderzaku i został mi uraz do końca życia. Tam agresywna albo bezmyślna jazda jest po prostu normą.
Żeby się o tym przekonać wystarczy na chwilę zjechać na lewy pas. Wyprzedzacie kogoś i jest duże prawdopodobieństwo, że za moment zobaczycie miganie światłami za sobą. Nerwowe poganianie się nawzajem to codzienność. Niektórzy zachowują się tam tak, jakby wykupili abonament na jazdę lewym pasem. Na S17 często służy on do... zap***lania.
Na tej trasie mało kto ma na liczniku 120 km/h. Kierowcy albo nadgorliwie trzymają się "stówki", albo odpinają wrotki i dociskają powyżej 150 km/h. To błędne koło, bo chcąc jechać przepisowo musisz wyprzedzać tych, którzy jadą wolniej. A kiedy wyprzedzasz, od razu stajesz się intruzem na lewym pasie.
Problem kumuluje się przy bardziej intensywnym ruchu. Wtedy jazda zamienia się w walkę o przetrwanie i czasami nie wiadomo już, którym pasem podróżować, bo każdy wybór będzie zły. Dorzućmy do tego ciężarówki, autobusy, a w sezonie letnim jeszcze motocykle i robi się prawdziwa dżungla.
To strasznie irytujące, że mamy fajną drogę, z której nie potrafimy sensownie korzystać. Nie chodzi tu tylko o prędkość czy wariatów z grzałką w głowie.
Przykład z 29 października. Jechałem w kierunku Warszawy, mniej więcej połowa trasy. Nagle, bez powodu zrobił się korek. Dwa pasy zajęte, toczyliśmy się przez 15 minut, 10 km/h. Pomyślałem: wypadek, nie ma innej opcji. Parę kilometrów dalej wyszło, że staliśmy bez sensu, bo ciekawscy zwalniali popatrzeć na samochód wciągany na lawetę. Jezdnia nie była zwężona nawet o pół centymetra, bo wszystko działo się na środkowym pasie zieleni przy barierkach. Bez komentarza.
Nie ma reguły, kto popisuje się głupotą na S17. Piratem drogowym może być tam ktoś w starym poklejonym sedanie i kierowca nowego sportowego auta. Okej, w innej lidze są kierowcy zza wschodniej granicy, którzy są trochę jak pudełko niespodzianek i nigdy nie wiadomo, co w danym momencie przyjdzie im do głowy (błagam, używajcie kierunkowskazów).
Co gorsze, nie wyciągamy żadnych wniosków. Na S17 dochodziło już do tragicznych wypadków, w których ginęli ludzie. Często ktoś ląduje na barierkach, bo przeceni swoje umiejętności. Nie mówiąc już o absurdalnych incydentach jak zawracanie tirem czy jazda pod prąd. A największym hitem był chyba pijany mieszkaniec Żyrzyna, który jechał sobie pasem awaryjnym na wózku inwalidzkim.
Przejazdy S17 mogą być przyjemne jedynie wczesnym rankiem i późnym wieczorem, przy minimalnym ruchu. I po latach korzystania z tej drogi nie umiem porównać jej z żadną inną popularną trasą szybkiego ruchu w Polsce. To przypadek wyjątkowy, niestety najczęściej jako lekcja: w jaki sposób nie jeździć samochodem.