Kurs redukujący na punkty karne
Kurs redukujący punkty karne odbywa się w WORD i trwa cały dzień. Kończy się częścią praktyczną. Fot. naTemat

Poszedłem na kurs redukujący punkty karne według nowych zasad. Zapłaciłem za niego tysiąc złotych i spędziłem cały dzień (naprawdę) w siedzibie WORD. Było... ciekawie, a poniżej opiszę Wam wszystko dokładnie z własnego doświadczenia i praktycznej strony. Nigdy wcześniej na takim kursie jeszcze nie byłem.

REKLAMA

Z tego tekstu dowiesz się:

  • Ile kosztuje kurs redukujący punkty karne?
  • Ile trwa "kurs na punkty karne"?
  • Ile punktów skasuje kurs?
  • Gdzie się robi kurs redukujący punkty karne?
  • Jak wygląda taki kurs?
  • Na czym polega część praktyczna kursu?
  • Jak zapisać się w WORD na kurs redukujący punkty karne?
  • Kiedy kasują się punkty karne?
  • Kursy redukujący punkty karne wróciły. Od 17 września 2023 kierowcy mogą znów brać w nich udział, ale na nowych, trudniejszych zasadach. To czkawka po wprowadzeniu nowego taryfikatora mandatów i punktów karnych, wraz z którymi skasowano możliwość brania udziału w takich kursach. A do tego punkty karne były przypisywane nie na rok, a na dwa lata.

    Po paru długich miesiącach kursy przywrócono, a punkty karne znów kasują się po roku. Choć kursy formalnie wróciły już 17 września, to zapisy na nie wystartowały nieco później. Wojewódzkie Ośrodki Ruchu Drogowego (WORD) musiały się przygotować. Zainteresowanie było ogromne. Gdy dzwoniłem do WORD-u, by zapytać o taki kurs, w odpowiedzi słyszałem, że wszyscy pytają, takich telefonów jest cała masa, ale na razie "nic jeszcze nie wiadomo".

    Zapisy na kurs redukujący punkty karne

    Z czasem jednak WORD-y się przygotowały i uruchomiły zapisy (terminy można znaleźć na stronie WORD Warszawa). Ja postanowiłem skorzystać z kursu redukującego punkty karne w Warszawie. Na początku terminy znikały jak świeże bułeczki. Mimo że na stronie WORD była informacja, że jeśli widnieje tam termin, to można się na niego zapisać, to parę dni po zapisaniu i opłaceniu kursu dostałem telefon, że ten termin już się zapełnił i zapraszają za dwa tygodnie. Zapisać można się też osobiście w siedzibie WORD i tam też uiścić opłatę.

    logo

    Ile kosztuje kurs na punkty karne?

    Ile kosztuje taka przyjemność? Tanio nie jest. Kurs redukujący punkty karne w Warszawie kosztuje 1000 zł. Dzwoniłem po innych WORD-ach w Polsce i w większości z nich usłyszałem taką samą cenę. Wyjątkiem był jeden ośrodek, gdzie cena wynosiła 900 zł, ale z dojazdem był to interes nieopłacalny. Dodatkowo wraz z zapisem trzeba wypełnić kartę zgłoszenia.

    Warunki uczestnictwa w szkoleniu: - posiadanie prawa jazdy powyżej jednego roku, - zgromadzić nie więcej niż 24 punkty karne na dzień szkolenia, - dokonać opłaty z szkolenie, - wypełnić i złożyć kartę zgłoszenia na szkolenie, - zabrać ze sobą dokument tożsamości lub prawo jazdy.

    Kurs w Warszawie odbywa się w WORD na ulicy Odlewniczej 8. Jest przeprowadzany w sali zajęciowej, a następnie na dworze, gdzie jest część praktyczna (o tym więcej poniżej). Trwa cały dzień, a dokładnie około 9 godzin wraz z przerwą i składa się z trzech części. Niezależnie jak szybko nie byłby prowadzony, nie ma możliwości jego przyspieszenia, bo są to trzy różne segmenty zaplanowane na różne godziny.

    1. Zajęcia teoretyczne z policjantem
    2. Zajęcia teoretyczne z psychologiem
    3. Zajęcia praktyczne z egzaminatorem

    W Warszawie odbywają się w dwóch wariantach, które różnią się kolejnością. Poniżej na zdjęciu widzicie rozpisany harmonogram.

    logo
    Harmonogram kursu redukującego punkty karne w Warszawie w WORD na ul. Odlewniczej. Fot. naTemat

    W takim szkoleniu w Warszawie bierze udział około 15 osób. Na sali miejsc było co najmniej dwa razy więcej, ale prawdopodobnie ze względów logistycznych przy części praktycznej jest ona ograniczona.

    Nigdy wcześniej nie byłem na takim kursie, więc było to dla mnie zupełnie nowe doświadczenie. Początek jest dość nietypowy, czułem się jak na pierwszym dniu studiów. Albo inaczej: w pierwszym odcinku reality show.

    Nikt się nie zna, wszyscy się dopiero poznają, każdy z zupełnie innego świata, w różnym wieku. Są studenci, zawodowi kierowcy, dostawcy, przedsiębiorcy, pracownicy fizyczni, pracownicy biurowi. Kobiety, mężczyźni. Młodsi i starsi. Zwykli ludzie. To pierwsze zaskoczenie, bo w sumie nie wiem, czego się spodziewałem. Grupy "typowych Sebastianów ze starego BMW"?

    logo

    Spotkanie teoretyczne z policjantem

    Kurs zaczyna się od spotkania z policjantem, w naszym przypadku od niedawna emerytowanym. I tu pierwsze zaskoczenie. Ta część była naprawdę super. Fajny prowadzący, konkretne przykłady, historie z jego życia wzięte. Można było przegadać kwestie przepisów, podejście policjantów, posłuchać o praktycznych przykładach, zmianach w przepisach.

    Były slajdy, trochę filmów z przykładowymi sytuacjami na drodze, parę zdjęć (także drastycznych) z wypadków. Policjant także chciał wszystkich poznać, więc każdy na początku musiał zrobić małą publiczną spowiedź i powiedzieć, ile ma punktów i za co. W ten sposób po kilkunastu minutach nie tylko się poznaliśmy, ale mieliśmy przełen przekrój drogowych wykroczeń w jednej sali. Od bus pasów, przez parkowanie, po czerwone światło i rozmawianie przez telefon, na najpopularniejszej prędkości kończąc.

    Ta część była najdłuższa, ale na szczęście też najciekawsza. Trwała cztery godziny wraz z krótkimi przerwami w środku. Uważam, że takie zbicie się z praktykiem i przegadanie 1:1 niektórych sytuacji na drodze to naprawdę przydatny aspekt. Mimo że każdy uważa siebie za dobrego kierowcę, to rutyna robi swoje. Do tego czasami wchodzą zmiany przepisów, które policjant może wyjaśnić i na prostym przykładzie pokazać: to wolno, tego nie wolno. Policjant nie pouczał, nie krytykował, nie wytykał palcami.

    To zaskakujące, ale uważam, że raz na parę lat taka pogadanka przydałaby się każdemu kierowcy. Faktem jest jednak, że śmiało mogło być to o połowę krótsze. Wytyczne to jednak wytyczne, trzeba czymś zapełnić dzień szkolenia.

    Główny wniosek, który zostaje w głowie to to, że przecież tak naprawdę nikt nie chce doprowadzić do wypadku. Dzieją się nagle, przypadkiem, z zaskoczenia. I bardzo, bardzo, ale to naprawdę bardzo łatwo doprowadzić do tragedii, co udowodniły przykładowe filmiki "z życia wzięte", które oglądaliśmy.

    Spotkanie teoretyczne z psycholog

    Potem po przerwie na obiad (w okolicy jest jedna piekarnia i sklep) przyszła kolej na część drugą, rozmowę z psychologiem. Trwała 1,5 godziny i w teorii miała potencjał. Chętnie posłuchałbym o psychologii kierowców, dlaczego tak łatwo kierowcy się "podpalają", jak unikać złości na drodze, jak powstrzymać się przed prędkością itd.

    W efekcie niestety skończyliśmy z absurdalnie nudnym 1,5-godzinnym wykładem jak z najgorszych czasów na studiach. Starałem się skupić, ale nie dało rady. Po charyzmatycznym policjancie wpadliśmy w ręce nudnej psycholog, która wszystkich usypiała, mówiąc... nawet nie wiadomo o czym. Po minach współuczestników widziałem, że wrażenia u wszystkich były podobne. A szkoda.

    High light'em był kilkunastominutowy film dokumentalny, w którym wystąpił sprawca śmiertelnego wypadku na warszawskim Wilanowie, który odtwarza swój wypadek i jego konsekwencje. To zostaje w głowie, bo nagle okazuje się, że "normalnego dnia" wracając jak codziennie z pracy czy z miasta można kogoś zabić i zniszczyć życie swoje i swojej rodziny.

    Część praktyczna na kursie

    Na koniec czekała nas część trzecia, praktyczna, która jest nowością na tego typu kursach redukujących punkty karne. Zgodnie z nowymi przepisami jest to ćwiczenie praktyczne z hamowania awaryjnego. I tu wielkie zaskoczenie.

    Wszyscy już mocno zmęczeni po wielu godzinach wykładów byliśmy przekonani, że po prostu wyjdziemy na plac przed WORD, zrobimy awaryjne hamowanie i rozejdziemy się do domów. To logiczne i zgodne z wymogami.

    Nic bardziej mylnego. Okazało się, że zostaliśmy trójkami powsadzani z egzaminatorem do egzaminacyjnych L-ek (!) i musieliśmy wyjechać na miasto, gdzie jeździliśmy łącznie przez ok. 45 minut po 10-15 minut każdy!

    Na pytanie, dlaczego jedziemy na ulice, usłyszeliśmy dwa powody. Pierwszy: plac jest zajęty. Drugi: jeśli nagle w tych hyundaiach zrobilibyśmy kilkanaście awaryjnych hamowań jedno po drugim, to nie wiadomo, czy auta by to zniosły.

    logo

    Więc usiedliśmy załadowani do auta egzaminacyjnego, z egzaminatorką na prawym fotelu pojechaliśmy pojeździć po okolicy. Spokojnie, choć była to pełnoprawna egzaminacyjna L-ka i egzaminatorka z krwi i kości, to nie był to egzamin. Raczej luźna przejażdżka i rozmowa o tym "a czy bym zdał, czy coś źle zrobiłem". Była to też okazja do ciekawej, troszkę zakuliswoej rozmowy o egzaminach na prawo jazdy i kursantach.

    Po latach od zdania prawa jazdy stresik jest. Najwięcej kierowców, którzy próbują odzyskać prawo jazdy, podobno odpada na parkowaniu tyłem na placu pomiędzy tyczkami. Tego nie robiliśmy.

    I gdy tak sobie spokojnie jedziemy i rozmawiamy, nagle egzaminatorka krzyczy na głos "STOOOOOOP". Okazuje się, że był to sygnał do tego, by nagle awaryjnie na ulicy (pustej) wcisnąć hamulec do dechy i awaryjnie zahamować. To ten test praktyczny na kursie redukującym punkty karne.

    Gdy wszyscy w aucie wybuchliśmy śmiechem, egzaminatorka powiedziała: – Procedura musi być zachowana, ale przecież widzicie, że to pic na wodę fotomontaż. Wszyscy wiemy, jak to jest.

    Do WORD-u nie mogliśmy wrócić wcześniej, musieliśmy jeździć w kółko, bo "czasami na kamerach sprawdzają, jak szybko auta wracają do ośrodka".

    logo

    Kiedy skasują się punkty karne po kursie redukującym?

    Po zakończeniu kursu podpisuje się listę obecności, dostajemy zaświadczenie o jego odbyciu, które uprawnia do skasowania sześciu punktów karnych. Nie dzieje się to jednak od razu. Zaświadczenie jest równolegle wysyłane "niezwłocznie" do odpowiedniej jednostki policji, która wprowadza to do systemu i dopiero wtedy na Waszym koncie jest sześć punktów mniej.

    Może to trwać do dwóch tygodni. U mnie punkty skasowały się po ok. 10 dniach. Możecie to sprawdzić w aplikacji mObywatel w zakładce "Punkty karne". W okresie, gdy przeszliście kurs, ale punkty jeszcze nie zostały Wam odjęte, lepiej jeździć wyjątkowo uważnie.

    Nikt z prowadzących nie potrafił powiedzieć, co w sytuacji, gdy np. mamy 15 punków, kurs redukuje nam sześć, ale parę dni później dostajemy kolejne 10. Czy policjant uwzględni to, co widzi w systemie CEPIK, czyli 15 (wtedy dostajemy 10 i mamy łącznie 25, więc tracimy prawko), czy jednak uwzględni zaświadczenie, które macie fizycznie ze sobą (wtedy dostajemy 10 i mamy 10, więc nie tracimy prawka).

    Dlatego najlepiej niezależnie od momentu i ilości punktów po prostu jeździć zgodnie z przepisami. I przyznam szczerze, że w moim przypadku te punkty, które nazbierałem, spełniły funkcję edukacyjną. Naprawdę zmieniłem nawyki drogowe, które - co najważniejsze - ze mną zostały.

    A jak oceniam sam kurs? Takie 50:50. Dobrze, że jest taka możliwość, choć cena 1000 zł jest dość wysoka (dawniej było 350 zł). Patrząc jednak na zainteresowanie, widać, że Polacy zapłacą każde pieniądze, by oddalić widmo utraty prawa jazdy i skasować sześć punktów karnych (punkty są kasowane chronologicznie tzn. zostaną odjęte za pierwsze w kolejności wykroczenie, które popełniliście).

    Było to fajne doświadczenie, choć lepiej go nie powtarzać (na taki kurs redukujący punkty karne można zapisać się raz na pół roku). W praktyce jednak można byłoby go zrobić znacząco krócej (w połowę tego czasu) i śmiało zmieścić tę samą treść, a część praktyczną albo pominąć, bo poza walorem ciekawostkowym nie dała zupełnie nic, albo urealnić i zrobić po prostu na placu.