Ksiądz Kazimierz Sowa rozmawia z nami o podróżach, Kościele, Syberii i nowym papieżu.
Ksiądz Kazimierz Sowa rozmawia z nami o podróżach, Kościele, Syberii i nowym papieżu. Fot. archiwum własne Kazimierza Sowy

Ksiądz Kazimierz Sowa poza Australią był na wszystkich kontynentach. – Niektóre podróże wywracają do góry nogami moje myślenie o Kościele – mówi nam, gdy rozmawiamy o jego podróżniczej pasji, najnowszej książce o Syberii, celibacie, lewicującym Kościele i nadchodzącym konklawe. - Czas papieża pozaeuropejskiego się zbliża - twierdzi ksiądz Sowa.

REKLAMA
Ksiądz Kazimierz Sowa opowiada w rozmowie z naTemat o swojej podróżniczej pasji, która sprawiła, że dotarł już niemal na wszystkie kontynenty. W wywiadzie nie tylko relacjonuje swoje ostatnie wizyty w Rosji, które opisał w wydanej niedawno książce “Moje syberyjskie podróże”, ale opowiada też, czego polski Kościół może nauczyć się od katolików żyjących w Afryce lub Ameryce Południowej. Spekuluje też, skąd może pochodzić następca Benedykta XVI i jak zmienić się Kościół, gdy nadejdzie czas “pozaeuropejskiego” papieża.
Czym jest dla księdza Syberia?
Ks. Kazimierz Sowa: Myślę, że to jedno z nielicznych już miejsc na świecie, które naprawdę może człowieka zaskoczyć. Ta ogromna przestrzeń fascynuje, ponieważ jest niemożliwa do uchwycenia, niemożliwa do poznania, nawet dla kogoś, kto bywał tam wielokrotnie.
Ksiądz też był tam już wiele razy.
Ale wciąż mam wrażenie, że ślizgam się tylko po obrzeżach. To miejsce przyciąga swoją niezwykłością i bogactwem wrażeń, jakich dostarcza. Można tam spotkać ciekawych ludzi, którzy przybyli na Syberię z daleka, z bardzo różnych pobudek. Jedni w poszukiwaniu lepszego życia, inni, bo przed kimś lub przed czymś uciekali. Ale dla wielu z nich Syberia stała się prawdziwą ojczyzną.
Pamiętam takie zdarzenie: pewien polski ksiądz pełniący posługę właśnie w tym rejonie świata użył w czasie kazania frazy “Syberia, ta nieludzka ziemia”. Po mszy do zakrystii przyszedł młody chłopak i powiedział: “Proszę księdza, niech ksiądz nigdy więcej tak nie mówi. To nie jest nieludzka ziemia, bo my tu mieszkamy, żyjemy, kochamy się, umieramy. To jest nasza ziemia”.
Ale jest to też ziemia bardzo ciężko doświadczona przez historię.
Każde miasto, miasteczko, jest w jakiś sposób tą historią naznaczone.
Czasem jest to też polska historia. Czy często natrafiał ksiądz na “polskie ślady”?
Tak, starałem się pomieścić ich w mojej książce jak najwięcej. A trafić na nie nie jest trudno, bo Polacy od wieków współtworzyli historię Syberii. Fascynujący jest pod tym względem XIX wiek, kiedy oprócz przymusowych wysiedleń, mamy kilka fal dobrowolnej migracji Polaków, którzy na Syberii szukali lepszego życia. Także w XX wieku, po stołypinowskiej reformie rolnej, na tamte tereny przenosiły się całe polskie wsie! Najsłynniejsza jest Wierszyna, która do dziś zachowuje polską tożsamość, język, tradycje, stroje.
Chyba mało kto w Polsce o tym wie. Syberia funkcjonuje jedynie jako miejsce przymusowego zesłania.

Historia Polski te sprawy zupełnie pomija. Tymczasem poza dobrowolnymi migrantami, trzeba też pamiętać o wielu byłych zesłańcach, np. powstańcach styczniowych, którzy z własnej woli zostawało na Syberii już po odbyciu kary. Ślady polskiej aktywności w miastach takich jak Tomsk czy Irkuck widać do dziś, a mieszkańcy Syberii mają do Polaków dużo sympatii.
logo
Głowa Lenina jak na dłoni Fot. archiwum własne Kazimierza Sowy

To także w Polsce może zaskakiwać. Wydaje się, że nasze narody niezbyt za sobą przepadają.
Od razu zaznaczę, że ta sympatia jest wyrażana głównie przez przedstawicieli średniego i starszego pokolenia. Młodzi ludzie mają mniejszą wiedzę o historii, więc często nie zdają sobie sprawy z polskiego wkładu w kulturę Syberii.
Mówi ksiądz o niewielkiej wiedzy historycznej. Wszyscy reporterzy piszący o Rosji podkreślają, że mieszkańcy tego kraju niezwykle łatwo zapomnieli o czasach komunistycznego terroru, że wybaczyli swoim dawnym przywódcom i prześladowcom.
Dobrym przykładem są słynne, produkowane także dzisiaj papierosy Biełomory. To trochę tak, jakby w Polsce sprzedawano papierosy o nazwie Auschwitz. Ale rosyjski stosunek do ciemnych kart historii dobrze ilustruje też wypowiedź Wasyla Chaniewicza, założyciela muzeum komunistycznego terroru w Tomsku. Chaniewicz zapytał, ile według mnie jest podobnych muzeów w całej Rosji. Obstawiałem, że co najmniej kilkanaście. Okazało się, że tylko trzy! A przecież w każdym większym mieście są kazamaty, w których NKWD trzymało ludzi, wszędzie są kamienie czy tablice upamiętniające zamordowanych.
Dlaczego tak to wygląda?
Muzea powstawały na początku lat dziewięćdziesiątych, ale od początku rządów Putina temat komunistycznego terroru jest skrupulatnie rugowany. Dlatego młodzi ludzie nie potrafią skonfrontować się z historią, uznać, że miała swoje mroczne strony. Jej oficjalna wykładnia jest zmitologizowana: pomniki stawia się zdobywcom Syberii albo żołnierzom Wielkiej Wojny Ojczyźnianej. Najważniejszym świętem w roku jest bezapelacyjnie 9 maja, Dzień Zwycięstwa.
logo
"Piernikowa" cerkiew w Irkucku Fot. archiwum własne Kazimierza Sowy

To jest paradoks, bo każde miasto ma swoje “Katynie”, gdzie rozstrzeliwano tysiące ludzi, ale te miejsca są tylko skromnie ogrodzone, a od czasu do czasu ktoś zatroszczy się o tablicę z nazwiskami. Myślenie o tych wydarzeniach w kategorii ludobójstwa jest tam zupełnie wyparte.
Mówił ksiądz o miejscu historii w życiu Rosjan, ale chciałbym zapytać też o religię. W książce często porusza ksiądz ten temat, przy okazji odwiedzin w kościołach, cerkwiach, a także świątyniach buddyjskich.
Faktycznie, Syberia od zawsze była miejscem, gdzie spotykało się wiele wyznań. Tobolsk, Tomsk, Irkuck – w każdym z tych miast znajdziemy świątynie prawosławne, ale zawsze w bliskiej odległości od każdej z nich stoi kościół katolicki, nazywany najczęściej “polskim kostiołem”.
Czy to znaczy, że także dziś odwiedzają go głównie Polacy?
Nie, dziś są już mniejszością wśród katolików rosyjskich, ormiańskich i wywodzących się z innych narodowości.
A co tych ludzi przyciąga do Kościoła katolickiego? Przecież cerkiew jest na tych terenach znacznie mocniej zakorzeniona.
Oczywiście, ale dla wielu Rosjan prawosławie jest religią formalną, państwową. Dlatego jeśli ktoś poszukuje głębszej duchowości, często zwraca się w stronę katolicyzmu. Poznałem wielu fantastycznych katolików, u których zachwyciła mnie ich “codzienna teologia”. Jako ludzie, którzy nawrócili się w wieku dorosłym, przyjęli wiarę z pełną świadomością, dlatego nie tylko traktują ją niezwykle serio, ale i mają dużą teologiczną wiedzę.
Czy rosyjska religijność manifestuje się na co dzień?
W sferze oficjalnej, państwowej, funkcjonuje tylko prawosławie. Ale wspólnoty katolickie i protestanckie działają charytatywnie. W czasie mojej podróży odwiedziłem np. siostry Matki Teresy z Kalkuty. Pochodzące z całego świata zakonnice opiekują się w Rosji alkoholikami i narkomanami. Ich historie często są fascynujące – w książce opisuję m.in. prawdziwą afrykańską księżniczkę, która rzuciła wygodne życie i wyjechała pomagać potrzebującym.
A jakie miejsce zajmuje religia w życiu zwykłych ludzi?
Rosjanie traktują wiarę nieco zabobonnie. Chrzest i ślub w cerkwi to jest bilet, który kupujesz sobie na wszelki wypadek, gdyby okazało się, że Bóg jednak istnieje. Ale religia formalna, państwowa, nie jest w Rosji szanowana. Nie zdarzyło mi się, żeby ktoś zaproponował mi np. spotkanie z prawosławnym biskupem lub popem bo to jakiś wybitna osobowość, miejscowy autorytet. “Pop? Jaki pop? Przecież on jeszcze trzy lata temu był milicjantem” – słyszałem.
Odejdźmy może teraz od Syberii. Chciałem bardziej ogólnie zapytać o podróże. Podobno nie był ksiądz jeszcze tylko na jednym kontynencie.
A wliczamy w to Antarktydę? (śmiech) Z Antarktydą będą dwa. Nie byłem jeszcze w Australii. Ale rzeczywiście, podróżowanie jest od lat moją pasją.
Czy jest ksiądz typowym turystą?
Staram się omijać największe kurorty i tzw. żelazne, obowiązkowe atrakcje. Swoje podróże zawsze planuję wedle jakiegoś klucza, np. teraz jestem w trakcie realizacji zupełnie prywatnego i trochę zwariowanego projektu pt. winnicami dookoła świata (śmiech). To ciekawy pretekst do poznania innych kultur i krajów. Gdzie można dowiedzieć się więcej o Gruzji, jeśli nie w kolebce gruzińskiego winiarstwa? Albo Afryka Południowa, która zupełnie inaczej wygląda z perspektywy otaczających Kapsztad winnic.
A czym są dla księdza te podróże? Hobby? A może czymś więcej?
Na początku to było typowe hobby i chęć poznawania świata, ale gdy okazało się, że niektóre miejsca szczególnie mnie inspirują, to przestałem podróżować po to, żeby “zaliczać” kolejne punkty na mapie. Wracałem w miejsca już znane, zajmując się konkretnymi sprawami. Od jakiegoś czasu wiązało się to z pisaniem tekstów, które powoli składają się na kolejne książki.
logo
Ojciec Siergiejm, starowier Fot. archiwum własne Kazimierza Sowy

Ale muszę też wspomnieć o okoliczności, która ułatwia mi podróżowanie. Śmieję się czasem, że to takie kościelne bed and breakfast. Chodzi o pomoc, jaką w organizowaniu sobie pobytu wyświadczają mi miejscowi księża. Czasem wystarczy sprawdzić, czy w danym miejscu jest katolicka misja, i skontaktować się emailowo, dzięki czemu za rozsądne pieniądze mogę odwiedzić nawet odległe zakątki świata.
Czy takie podróże mają też dla księdza wymiar duchowy?
Niektóre z nich bardzo mną wstrząsnęły. Tak było, kiedy odwiedziłem jeden z najbiedniejszych krajów Afryki – Zambię. Widziałem tam sierociniec dla prawie dwustu dzieciaków chorych na AIDS, gdzie kilka sióstr zakonnych wykonuje naprawdę ogromną pracę. Przyznam, że to było jedno z najmocniejszych przeżyć w moim życiu. Bardzo inspirujące były też dla mnie spotkania z katolikami z Ameryki Południowej.
Dlaczego?
Myślę np. o tym, jak ważne w tamtejszym Kościele są małe wspólnoty, niewielkie parafie, często odizolowane od świata. Było dla mnie szokiem, gdy widziałem ogromną energię tych ludzi radzących sobie znakomicie w sytuacjach czasem beznadziejnych. Kiedy w takich miejscach brakuje kapłana, katecheza, ale także nabożeństwa, prowadzone są przez ludzi świeckich! I dla nich jest to naturalne, że oni przekazują wiarę np. swoim sąsiadom.. W Polsce nikt nie odważyłby się na coś takiego.
Ale duch wspólnotowy objawiał się także w tym, jak ciepło przyjmowali mnie, przybysza z daleka, tylko dlatego, że jesteśmy częścią tego samego Kościoła. Wtedy przypominałem sobie sytuację z naszego polskiego podwórka, kiedy w jednej parafii jakiś proboszcz zanim zanim dopuścił mnie do ołtarza wylegitymował, niczym na przesłuchaniu.
A czy podróże wpłynęły jakoś na księdza osobistą relacją z Bogiem?
Nie powiedziałbym w ten sposób, bo uważam, że ta relacja nie powinna być uzależniona od jakichś zewnętrznych czynników, takich jak podróżowanie albo spędzanie wolnego czasu. Ale niektóre podróże wywracają do góry nogami moje polsko-europejsko-centryczne myślenie o Kościele. Często mam wrażenie, że rzeczy, które dzieją się tam na bardzo podstawowym poziomie, mają większe znaczenie, niż sto najmądrzejszych listów Episkopatu polskiego.
Już wkrótce czeka nas konklawe. Czy w świetle tego, o czym mówimy, uważa ksiądz, że Kościół zyskałby, gdyby papieżem został właśnie ktoś spoza Europy? Czy powiew nowego ducha byłby wskazany?
Myślę, że czas papieża pozaeuropejskiego się zbliża. Bardzo bym się cieszył, gdyby ten moment nastąpił już w marcu 2013 roku. Gdybym miał typować kierunek, to naturalnym wyborem byłby kontynent amerykański, gdzie, patrząc łącznie na Amerykę Północną i Południową, mieszka ponad połowa wszystkich katolików. Ale argument “ilościowy” to nie wszystko. Papieża warto szukać tam, gdzie wiara jest wciąż żywa, gdzie nie ma kompleksu laicyzacji, gdzie religia jest blisko związana ze społeczną tkanką.
W jaką stronę mogłyby pójść zmiany w Kościele, gdyby w Watykanie zasiadł papież spoza Europy?
Mam wrażenie, że Kościoły na innych kontynentach mają np. inne podejście do spraw społecznych. To są Kościoły bliskie ludziom, przez wielu nazywane nawet lewicującymi. Chodzi mi o zupełnie inną wrażliwość społeczną, której nie mają hierarchowie europejscy.
To są także Kościoły, które często mają za sobą flirt z państwem. Nie wszystkie wyszły z tych związków z twarzą, historia niektórych z nich ma też czarne karty, ale efekt jest taki, że dziś najczęściej funkcjonują w zupełnym oderwaniu od państwa, czego najlepszym przykładem jest Kościół w Ameryce Północnej. To dla mnie wzorcowy model na XXI wiek w kontekście relacji państwo-Kościół.
logo
Ksiądz Kazimierz Sowa na wyprawie w Tajdze Fot. archiwum własne Kazimierza Sowy

A jeśli mówimy o codziennej praktyce tych Kościołów, to warto też dostrzec ich oparcie się na świeckich, tych, którzy w sposób naturalny są przedłużeniem misji księdza. Ze względów kulturowych inaczej postrzegany bywa też celibat – tak jest np. w Afryce.
Wydaje mi się, że nowy papież mógłby zwrócić uwagę na to, że udzielanie święceń kapłańskich żonatym mężczyznom może być rozwiązaniem wielu problemów Kościoła właśnie na tych terenach misyjnych. Przy okazji wreszcie ktoś z grona najważniejszych hierarchów kościelnych przypomniał, że celibat jest praktyką dyscyplinarną, a nie dogmatem wiary. Nie spodziewałbym się natomiast dużych zmian w zakresie tego, co nazywa się moralnością chrześcijańską, czy też nauką Kościoła w zakresie moralności. Tu rewolucji nie będzie.