Białe, pomarańczowe, a może fioletowe? Między innymi takie opony można zamówić skonstruowanym "na wymiar" rowerze. Ich choć są znacznie droższe niż te z supermarketu, mają nie tylko duszę, ale i nie zawiodą w najmniej oczekiwanym momencie. – Wyobrażam sobie, że za 20 lat, ktoś zejdzie do piwnicy, znajdzie rower ode mnie, napompuje w nim opony i będzie jeździł – mówi nam Maciek, który projektuje rowerowe ramy.
– Robiłem w życiu różne rzeczy, ale rowery zawsze miałem z tyłu głowy – mówi 34 letni dziś Maciek, który całe swoje życie związał z jednośladami. Wszystko zaczęło się w Kanadzie, gdzie jako 13-letni kurier pracował dla jednej z lokalnych aptek. – Zawsze wyobrażałem sobie ramę, na której chciałbym jeździć, ale nie dało jej się nigdzie kupić – wspomina. Już jako dorosłych chłopak jeździł jako kurier rowerowy. Poznał więc w praktyce, czego potrzebują osoby, dla których rower to nie tylko sposób na dojazd do pracy, ale po prostu "Koń roboczy".
Pierwszy rower zbudował dla siebie. Po nim powstały kolejne dwa, które sprezentował kolegom. I choć świetnie się sprawdzały, Maciek nie zdecydował się na rozwinięcie produkcji. Był to rok 2007, a on pracował jak freelancer branży reklamowej i projektował strony internetowe. Koledzy Maćka pojechali w świat, razem ze swoimi rowerami. Coraz więcej osób widziało rowery Maćka, pytali, gdzie je można kupić. On zaś w międzyczasie został dyrektorem artystycznym w agencji reklamowej, a rowery zeszły nieco na drugi plan. Do czasu.
– Okazało się, że ktoś zaczął kopiować moje ramy, zanim ja sam zacząłem je robić. Strasznie mnie to wkurzyło – wspomina Maciek. Podróbki swoich projektów zobaczył w internecie. Były one jednak kopią jedynie wizualną, a technologicznie pozostawiały wiele do życzenia. – To był moment, kiedy postanowiłem zrobić serię ram – mówi Maciek. Wystarczyło jeszcze znaleźć firmę, która jest w stanie wyprodukować ramy, które zaprojektował. – To była polska firma, z którą razem przez lata dochodziliśmy do perfekcji, do której nasze ramy się dziś zbliżają – mówi dumny ze swoich rowerów.
Maciek znalazł jeszcze dwóch wspólników – Kacpra i Krzyśka. Ważnym etapem dla ich firmy był zakup drukarki 3d, przy której wraz ze wspólnikami, spędzają wiele czasu. – Ta maszyna drukuje zaprojektowane przez nas elementy w plastiku, na przykład obudowy do elementów roweru elektrycznego, który zamierzamy zbudować. Na razie jest on we wstępnej fazie projektu, ale może rowery elektryczne zmotywują kierowców do porzucenia samochodów.
Jeżdżą kurierzy, jeżdżą "mieszczuchy"
Największym dowodem uznania dla rowerów Velove (bo tak nazwali swoją firmę) jest to, że wielu warszawskich kurierów jeździ właśnie na ramach od nich. Gdy Maciek był jeszcze kurierem, też jeździł na rzadko spotykanym modelu. Było ich zaledwie 15 na świecie. Rama którą zaprojektował, była zainspirowana właśnie tą, na której sam pokonywał tysiące kilometrów. – W kurierce liczy się geometria. Nasza rama jest najkrótsza na rynku, jeśli chodzi o ostre koło. Na mieście jest to bardzo istotne, bo tam najważniejsza jest zwrotność, gdy przeciskasz się między samochodami. Ten rower skręca w miejscu – mówi.
W zeszłym roku, po kilu przegranych przetargach o lokal, firma Velove uzyskała wreszcie swój dom. I choć można tam kupić oczywiście rowery, miejsce to ma się nijak do typowego sklepu z masówkami. – Robimy rowery na zamówienie pod konkretnego klienta. Jeden człowiek jest wysoki, drugi ma długie nogi. Możemy zbudować rower dla takiej osoby od podstaw. Upieramy się, aby wykorzystywać części pochodzące wyłącznie od polskich producentów. Cały przemysł rowerowy zdominowany jest przez Chiny i Tajwan. Nie zgadzamy się na to – mówi jeden z właścicieli.
– Mamy duży wybór rowerów na ostre koło. To rowery bez jakichkolwiek linek czy hamulców. Świetnie nadają się do jazdy po mieście. Właśnie na takich rowerach jeżdżą kurierzy, to woły robocze, które praktycznie się nie psują. W sklepie Velove można kupić też profesjonalne torby kurierskie, które także nie pochodzą z Chin, a są własnoręcznym dziełem młodego mieszkańca Warszawy. "Ostre koło" to jednak nie tylko element stylu życia subkultury kurierskiej, ale od co najmniej kilku lat, również moda.
– Ich popularność bierze się stąd, że są bardzo lekkie i bezawaryjne, bo nie ma co się w nich zepsuć. Dzięki temu rowerzysta osiąga swego rodzaju duchowe połączenie z rowerem, bo pedały kręcą się cały czas. Czuje się na nim każdą zmianę prędkości, dzięki czemu można ją idealnie dopasować do pokonywania danego zakrętu – mówi Maciek. I choć początkowo trudno jest jeździć na ostrym kole, coraz więcej osób próbuje. Jeśli ktoś obawia się ostrego koła, może kupić rower z kołem typu flip-flop. Wówczas można odwrócić ostre koło i zamienić napęd na tradycyjny.
Rowerem przez pustynię
Rowerami, które powoli zdobywają popularność, są fat-bike'i. To rowery, których opony mają nawet 20 centymetrów szerokości. – Te rowery nadają się nawet do jazdy na Księżycu – zapewniają fani dwóch kółek. Można na niech jeździć nie tylko po ziemi, ale też po śniegu czy po piasku. Między innymi dlatego wybierają je ludzie gotowi na naprawdę dalekie rowerowe podróże.
– Zgłosił się do nas klient, który zamierza przejechać na naszym rowerze przez trzy australijskie pustynie. Aby tego dokonać, potrzebuje od nas bezawaryjnego jednośladu, który nie tylko przejedzie po wszystkim, ale też zniesie ciężar namiotów, wody i innych bagaży – wymienia współwłaściciel sklepu. I choć wyprawa rozpocznie się dopiero w czerwcu, a śmiałkowie przemierzają obecnie trasy w Kolumbii, to ich rower jest już w fazie przygotowań.
W tym sezonie modne cruisery
Dwa ostatnie lata należały do "holenderek" i ostrego koła. – Myślę, że w tym roku hitem będą cruisery. Holenderki były bardzo fajne, ale też ciężkie i miały duże gabaryty. Cruisery są nie tylko lżejsze, ale też dają zdecydowanie większe pole do wyróżnienia się – twierdzi Maciek. Jego zdaniem, chęć bycia oryginalnym to jeden z podstawowych powodów, dlaczego ludzie wybierają jego rowery, zamiast tych masówek. – Czasem przychodzą do nas klienci i oczekują roweru w konkretnym kolorze, z żółtymi oponami. Tak naprawdę możliwości jest nieskończenie wiele, nasi klienci chcą mieć taki rower, jakiego nie będzie miał nikt inny na świecie.
W zeszłym sezonie na rower Maćka zdecydował się na przykład aktor Borys Szyc. – Na tyle spodobał mu się rower od nas, że zostawił swój stary (też niezły) i odjechał na cruiserze. To bardzo stylowy rower, ze skórzanym siedzeniem i dodatkami. Gdy ja po dziesięciu latach jazdy na ostrym kole wsiadłem na cruisera, to poczułem się jak na wakacjach. Dla mnie osobiście był to nowy wymiar jazdy na rowerze. Da się na nim pokonywać duże odległości, przy stabilnej i bezpiecznej pozycji – mówi Maciek. Klienci są skłonni wydać mnóstwo pieniędzy, aby otrzymać wyjątkowy rower. – Tak naprawdę nie ma limitu. Mamy wielu klientów na rowery nawet za 15-20 tysięcy – mówi właściciel sklepu.
"Nie chcemy się rozrastać"
Firma Maćka, Kacpra i Krzyśka jest ich pasją. I choć produkowanie i sprzedaż rowerów stały się celem ich życia, to nie zależy im na tym, by firma przesadnie się rozrastała. – Wolimy odmówić klientowi, niż zrobić za dużo ram i stracić przy tym na jakości – mówi szczerze Maciek. Pomimo to wieść o jego rowerach rozchodzi się w coraz szerszych kręgach, a zamówienia przychodzą niemalże z całego świata. – Sam nie wiem, skąd ludzie się o nich dowiadują – słyszę od projektanta ram.
Ile kosztuje rower od Velove? – Wychodzimy z założenia, że nie może kosztować mniej niż 2000 zł. To tak jak z nowymi samochodami, poniżej pewnej kwoty po prostu się nie da – przekonują. W naszym sklepie oferowali przez jakiś czas również tanie rowery, ale nie znajdowali na nie klientów. – Zależy nam na tym, aby rowery te nie wracały do naszego serwisu. Mają służyć przez pokolenia. Wyobrażam sobie, że za 20 lat, ktoś zejdzie do piwnicy, znajdzie rower ode mnie, napompuje w nim opony i będzie jeździł – mówi nam Maciek.