
Kiedy skrajnie prawicowe bojówki zaczęły wychodzić na ulicę i zakłócać nawet debatę uniwersytecką, nagle dostrzegamy, jak wielką mają dziś siłę i realne wpływy. Zdaniem socjologa Sergiusza Kowalskiego, taki stan utrzymuje się jednak od wielu lat, a za wpuszczenie radykałów do tzw. mainstreamu bezpośrednio odpowiada Jarosław Kaczyński, który pierwszy zaprosił ich do wielkiej polityki.
REKLAMA
Skrajna prawica nie ma żadnej realnej siły i wpływów? Wciąż panuje takie powszechne przekonanie, jednak coraz więcej osób zwraca uwagę, że w rzeczywistości jest to opinia daleka od prawdy. - W kręgach liberalnych długo obowiązywała zasada, że te wszystkie skrajności - antysemityzm, narodowokatolicki radykalizm - to folklorystyczny margines. Nic nie zwojują, nic nie zdziałają, lepiej to przemilczeć, bo oni tylko czekają na rozgłos. Tymczasem okazało się, że ten margines jest świetnie osadzony w głównym nurcie naszego życia politycznego - mówi w wywiadzie dla najnowszego "Newsweeka" socjolog Sergiusz Kowalski.
Zdaniem naukowca, o sile wpływów nacjonalistów powinno się dyskutować nie teraz, gdy skrajne bojówki zakłócają wykłady na uniwersytetach, ale już wiele lat temu. Szczególnie wówczas, kiedy Liga Polskich Rodzin wchodziła do koalicji rządzącej, a Roman Giertych otrzymał stanowisko wicepremiera. - Co najmniej od tamtego czasu skrajna prawica - która powinna być otoczona kordonem sanitarnym i nie mieć nic do powiedzenia w życiu publicznym - jest mocno osadzona w prawicowym mainstreamie - ocenia socjolog.
W ocenie Kowalskiego, radykałowie swojej obecnej pozycji nie zawdzięczają jednak sobie. Całą winę za wpuszczenie neonazistów do elit ma ponosić Jarosław Kaczyński i Prawo i Sprawiedliwość. - To oni otworzyli im szeroko drzwi polskiej polityki, pielgrzymując do Jana Kobylańskiego, antysemity zupełnie jawnego. I przede wszystkim zapraszając LPR, partię neonazistowską, do rządu - mówi "Newsweekowi" Sergiusz Kowalski. - Tłumaczenie, że nie mieli innego wyjścia, bo inaczej by utracili władzę, to nie jest argument - dodaje.
Zobacz też: Atak na UW to tylko kropla w morzu. "Brunatna Księga": neofaszyścy dawno nie byli tak brutalni
Jednocześnie socjolog podkreśla, że dialogu ze skrajną prawicą nie można z góry odrzucać. - Osobiście skłonny byłbym nie rozmawiać z faszystami, neonazistami, skrajnymi antysemitami - przyznaje Kowalski. To jednak każdy w swoim sumieniu powinien decydować, jak daleko sięga jego tolerancja wobec poglądów głoszonych przez środowiska skrajnie prawicowe.
Więcej w "Newsweeku"
