Powyborczy cud. Przez kilkanaście lat zakopiańscy radni nie wdrożyli ustawy o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie. Nagle – w ostatnich dniach – pojawiły się aż dwa projekty uchwały. A do ofiar przemocy, które odważyły się opowiedzieć swoje historie i stworzyć petycję dotyczącą uchwalenia prawa antyprzemocowego, zwróciła Anna Schmidt, pełnomocnik rządu ds. równego traktowania. Wiceminister chce wziąć udział w piątkowej sesji Rady Miasta. Zaś autorki petycji nie chcą stać się narzędziem w rękach polityków.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Góralki, które w domach doświadczyły przemocy – Maria Szymańska i Aleksandra Bogdanowicz – opowiedziały o piekle, przez jakie przeszły. Odważnie, z imienia i nazwiska. Bez cenzury. Stworzyły też internetową petycję "Zakopmy przemoc" (podpisało ją w kilka dni ponad 4 tys. osób), która zachęca do poparcia uchwały antyprzemocowej w Zakopanem. Bo to miasto jako jedyna gmina w Polsce nie uchwaliło programu przeciwdziałania przemocy w rodzinie.
Na radnych naciskał już nie tylko Rzecznik Praw Obywatelskich, ale też związani z odchodzącą władzą ministrowie czy wojewoda z PiS-u. Na nic to: górale od lat powtarzali jak mantrę, że ustawa jest niezgodna z Konstytucją RP i tylko szkodzi rodzinie. A to przy aprobacie Kościoła i wielu polityków partii rządzącej, m.in. Beaty Szydło.
W 2018 roku ówczesna premier chwaliła: – Muszę państwu przede wszystkim pogratulować, boście są odważni. No, jedyny samorząd w całej Polsce, który się sprzeciwił, ale górale, no wiadomo, jest naród odważny.
Zakopiańscy radni sprawę skierowali do Trybunału Konstytucyjnego. Domagali się stwierdzenia niezgodności ustawy z konstytucją. TK wniosek odrzucił.
W 2020 roku, po wyroku TK Julii Przyłębskiej w sprawie aborcji, góralki podczas jednego z protestów odczytywały nazwiska radnych, którzy od lat nie przyjęli ustawy o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie.
– Na radnych wywieramy taką samą presję, jak strajkujący na nasz rząd. Ludzie wysyłają im listy, przed ich domami palą świeczki. Gdyby ktoś tak długo uprzykrzał mi życie, to w końcu bym się zgodziła – w listopadzie 2020 roku opowiadała nam Marta, założycielka "Strajku Kobiet Podhale". Na nic to się zdało.
Nic się nie zmieniło, nawet gdy w marcu 2023 roku Andrzej Duda podpisał znowelizowaną przez rząd PiS ustawę o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie. Władze miasta naruszały nie tylko przepisy ustawy, ale i umów międzynarodowych. Ale znów: nikt sobie z tego nic nie robił.
Telefon z ministerstwa
Historie Marii i Aleksandry trafiły na czołówki portali informacyjnych. Zjechali się dziennikarze. O ich petycji zrobiło się na tyle głośno, że sprawą w końcu zainteresowało się Ministerstwo Rodziny i Polityki Społecznej.
– Pod petycją dostałam wiadomość z Ministerstwo Rodziny i Polityki Społecznej z prośbą o kontakt i informacją, że pani Anna Schmidt, pełnomocnik rządu ds. równego traktowania, chciałby przyłączyć się do petycji. Powiedziano nam, że może przyjechać do Zakopanego, porozmawiać z urzędnikami, bo od lat zajmuje się tematem przemocy w Polsce. Tylko że ten problem w Zakopanem mamy nie od wczoraj, ale od 18 lat – mówi nam Aleksandra Bogdanowicz.
Anna Schmidt, posłanka PiS, wiceminister rodziny, pracy i polityki społecznej, pełnomocniczka ds. równego traktowania, przyznaje, że kiedy tylko dowiedziała się o obywatelskiej inicjatywie zakopiańskich kobiet, od razu podjęła próbę kontaktu z władzami Zakopanego.
– Czekam na rozmowę z burmistrzem, zamierzam również w tej sprawie zwrócić się do radnych Rady Miasta. Dzisiaj zostały wysłane także pisma w tej sprawie – mówi nam Schmidt.
Radni ruszyli
I stało się – w ostatnich dniach zakopiańscy radni zrobili w sprawie ustawy antyprzemocowej więcej niż przez kilkanaście lat.
15 listopada Grzegorz Jóźkiewicz, Bartłomiej Bryjak (dwaj z KWW Czas na Realizację) i Stanisław Karp (Zjednoczona Prawica) złożyli nowy projekt uchwały w sprawie przeciwdziałania przemocy (dwaj pierwsi w tej sprawie działali od dawna). Pięć dni później Jan Gluc, przewodniczący Rady Miasta, przekazał go burmistrzowi. Na początku sesja w tej sprawie została zaplanowana na poniedziałek 4 grudnia.
Nieoczekiwanie – we wtorek 28 listopada – dwie radne Zjednoczonej Prawicy Lucyna Galica-Jurecka i Maria Łukaszczyk a także Aneta Bachleda-Curuś z "KWW Czas na Realizację" złożyły drugi projekt uchwały o przeciwdziałaniu przemocy.
Radna Aneta Bachleda-Curuś tłumaczy nam: – Pomysł stworzenia uchwały zrodził się w sierpniu, kiedy Sejm przegłosował nowelizację ustawy. W radzie jesteśmy trzy kobiety i w październiku – ponad partyjnymi podziałami – zdecydowałyśmy się popracować na tej nowej ustawie.
Ich projekt uchwały złożony jako drugi będzie rozpatrywany w pierwszej kolejności, bo już w najbliższy piątek – 1 grudnia. Jan Gluc, przewodniczący Rady Miasta, tak to tłumaczył dziennikarzom "Tygodnika Podhalańskiego": – Zwołałem dwie sesje, jedną w piątek, drugą w poniedziałek. Obie na wniosek grup radnych.
– W swoim piśmie prosiliśmy o zwołanie sesji w poniedziałek 4 grudnia o 13, a koleżanki radne wiedząc o tym, zaproponowały piątek. Wychodzi na to, że nasza uchwała w ogóle nie będzie obradowana, zapewne w piątek zostanie to przegłosowane – mówi nam Grzegorz Jóźkiewicz.
Radni, co zmienili zdanie
– Trzy radne, w tym dwie z PiS-u, które zawsze były przeciw ustawie o przemocy, teraz chcą pokazać, że działają. Składają projekt uchwały bardzo podobny do tego, który przedłożyli wcześniej radni. Połączyłyśmy kropki i odnosimy wrażenie, że sprawa nabrała tempa tuż po telefonie z ministerstwa – uważa Aleksandra Bogdanowicz.
Chcieliśmy zapytać dwie radne, które w ostatnich latach głosowały przeciw wprowadzeniu ustawy o przemocy, dlaczego zmieniły zdanie. Żadna z nich nie odbierała telefonu.
Radny Grzegorz Jóźkiewicz nazywa to wprost "desperackim wykorzystywaniem radnych". – Te kobiety dotychczas mówiły, że są przeciwne tej uchwale. Cieszę się, że zmieniły zdanie. PiS potraktował je instrumentalnie. Oni są w takiej desperacji, że muszą to uchwalić. Władza się zaraz zmieni, wojewoda się zmieni i zmieni się rada. Burmistrz, jak również Rada Miasta, nie wypełnili swoich ustawowych zadań. To musiało zostać wdrożone. Myśmy działali od miesięcy, zachowali jakiś porządek, chronologię. Oni wszystko załatwili w jeden dzień – irytuje się Jóźkiewicz.
W piątek zapewne zakopiańscy radni w większości zagłosują za wprowadzeniem zapisów ustawy antyprzemocowej. Czy z przekonania? Raczej dla własnego dobra.
Bo na przykład Józef Figiel, radny Zjednoczonej Prawicy, uważa, że każda ofiara przemocy otrzymała w Zakopanem odpowiednie wsparcie. – Proszę sprawdzić, czy to wsparcie różniło się od tego, jakie udzielają gminy, w których programy były przyjęte, a zespoły utworzone. Myśmy pochylali się nad każdą osobą. Mam prawo zagłosować według własnej wiedzy i zgodnie z własnym sumieniem. I tak zrobię – zapewnia.
Dwutorowe działanie
Kiedy Maria i Aleksandra przygotowywały petycję, nie wiedziały, że część radnych już działa nad projektem uchwały ws. przeciwdziałania przemocy.
– To wszystko stało się dzięki dwutorowemu działaniu. Gdyby nie ruch oddolny i petycja dwóch kobiet, a także nasz projekt uchwały, to w Zakopanem dalej nic by się nie zmieniło. Oni robiliby wszystko, żeby temat ustawy antyprzemocowej zamieść pod dywan – uważa radny Jóźkiewicz.
Pytam wiceminister Annę Schmidt, jakie kroki podjęła, by pomóc ofiarom przemocy na Podhalu i w kwestii wdrożenia ustawy o przeciwdziałaniu przemocy w Zakopanem. Jej odpowiedź jest bardzo ogólna:
– Apeluję do władz lokalnych o przyjęcie uchwały i skuteczne uruchomienie mechanizmów ochronnych dla ofiar przemocy. Absolutnie każda ofiara przemocy – a najczęściej niestety dotyka ona kobiet i dzieci – musi być skutecznie przez państwo i samorząd chroniona. Po to znowelizowaliśmy ustawę, rozszerzając katalog osób objętych ochroną i wprowadzając nowe pojęcia przemocy: przemoc ekonomiczną czy cyberprzemoc – odpowiada Schmidt. Podkreśla też, że głosu 4 tysięcy obywateli, którzy podpisując petycję wołają o pomoc, nikt nie powinien lekceważyć.
Czy władza lekceważyła zatem wołanie o pomoc podhalańskich ofiar przez ostatnie kilkanaście lat, w tym przez pełne kadencje rządów Zjednoczonej Prawicy?
Autorki petycji przez cały czas zaznaczają, że nie chcą być narzędziem w rękach polityków.
Maria Szymańska: – Nam zależało na powołaniu zespołu interdyscyplinarnego i stworzeniu gminnego programu przeciwdziałania przemocy domowej. Naszym celem było i jest stworzenie narzędzi, o których mówi ustawa. Pamiętamy, że Nowogrodzka przez cały czas miała w nosie, co się dzieje w Zakopanem. A radni zbijali piątki z Beatą Szydło za wstrzymywanie uchwały.
Aleksandra Bogdanowicz: – Rząd chce się przyłączyć i pokazać, że w dwa tygodnie potrafi zrobić więcej niż przez 18 lat. Zostałyśmy wplątane w działania polityczne i bardzo nam się to nie podoba. Fajnie, że ustawa będzie "klepnięta" prawdopodobnie w piątek. Ale jak dla mnie to słodko-gorzki sukces. Raczej powód do wstydu, że tyle lat czekaliśmy na przyjęcie ustawy antyprzemocowej w Zakopanem.
Zapytano nas także, co dalej planujemy. Usłyszałam, że pani Anna Schmidt wczoraj dzwoniła do urzędu miasta. Odnosimy wrażenie, że wszystko stało się po telefonie z ministerstwa.