– Ojciec, wieloletni ratownik TOPR, to mój oprawca – mówi Maria Szymańska. – Nazywam się Ola Bogdanowicz, zapewne mało osób o tym wie, ale jestem ofiarą przemocy. Jestem po terapii i po lekach. Jest szansa, żeby z tego wyjść. Poczułam siłę i chcę, żeby taką siłę poczuły inne kobiety. Nie można się bać – dorzuca Bogdanowicz. Obie kobiety mieszkają na Podhalu, gdzie radni nie wdrożyli przepisów ustawy antyprzemocowej. Opowiadają swoje historie i zachęcają do podpisania petycji. Jednocześnie kilku radnych przygotowało nowy projekt uchwały w sprawie przeciwdziałania przemocy w rodzinie i powołania zespołów interdyscyplinarnych. Niespodziewanie to samo zrobiły wczoraj radne Zjednoczonej Prawicy.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Maria Szymańska: Od 13. roku życia miałam depresję. Mam za sobą dwie próby samobójcze, uzależnienie od narkotyków, później krzyżowo od alkoholu. Dopiero od dwóch lat patrzę w lustro i widzę człowieka, a nie bezwartościowego śmiecia. Ojciec tak o mnie mówił. Ojciec, wieloletni ratownik TOPR, to mój oprawca.
Pierwszy raz kurwą nazwał mnie, jak miałam cztery lata. Kłócił się z mamą, powiedział: "Duża kurwa na dole, mała kurwa na górze". Siedziałam piętro wyżej w domu, który wybudował. Nigdy nie czułyśmy się tu bezpiecznie. Ojciec potrafił w zimie złośliwie wyłączyć prąd. Moja siostra miała wtedy pół roku. Dostęp do pralki też był ograniczony.
Dla mnie momentem przełomowym był 21 października, kiedy ojciec po raz kolejny zwyzywał mnie bez powodu. W moim domu była przemoc: psychiczna wobec mnie, wobec mamy – i psychiczna, i fizyczna a także ekonomiczna. Ojciec nie pozwolił jej wrócić do pracy, bo: "Kobiety idą do pracy się kurwić". Za to, że ją uderzył, został skazany prawomocnym wyrokiem sądu.
24 października coś we mnie pękło. Zdecydowałam się opublikować na Facebooku filmik i pokazać, co od lat robi ojciec. Na nagraniu krzyczy do mnie: "Suko zajebana, ty kurwo. Twój dzielnicowy, ty kurwa zobaczysz, co będziesz miała za tego dzielnicowego". Gdybym wcześniej wiedziała, jakie będą utrudnienia na policji, tobym tak robiła za każdym razem, kiedy on mówi do mnie: "ty kurwo". Bez powodów.
Kiedyś mnie wyzywał, bo nie dotarła do niego informacja, że wzrosła wysokość składki zdrowotnej ZUS, tłumaczyłam mu, ile musi zapłacić, wysadził mnie w Szaflarach z samochodu. Byłam w ciąży. Później po mnie wrócił. Krzyczał: "Ty kurwo nie znasz się na niczym, ty tumanie pierdolony, matole".
Moja mama bardzo go kochała, długo musiała się z tego leczyć. Obydwie mamy objawy PTSD. Poharatało mnie to. Za każdym razem od policji słyszałam: "No szkoda, że nie możecie się dogadać". Proponowano mi: "Pani Mario, niech pani znajdzie mediatora, ale takiego, żeby pan Adam chciał rozmawiać".
Mama po raz pierwszy złożyła zawiadomienie na policji bardzo nieskutecznie. Opowiadała o wszystkich aktach przemocy, które miały miejsce na przestrzeni 30 lat, co powinno zostać zakwalifikowane m.in. z artykułu 207. A policja jej zeznania zakwalifikowała z artykułu 191, czyli utrudnianie z korzystania z lokalu mieszkalnego.
W 2020 roku ojciec latał wokół domu i krzyczał: "Trudno się budowało, łatwo się rozpierdoli". Przyjechała policja. Powiedział im, że z tą siekierą lata dookoła domu, bo kuje lód. A funkcjonariusze odpowiedzieli: "Jest pan w końcu właścicielem, więc może pan".
Wyskakiwał z nożem
Aleksandra Bogdanowicz: To bezradność skłoniła mnie, żeby stanąć i powiedzieć: doświadczyłam przemocy. Razem z koleżanką uznałyśmy, że najlepiej będzie opowiedzieć z imienia i nazwiska o piekle, jakie przeszłyśmy.
Doznałam przemocy ze strony mojego partnera. Byliśmy bardzo młodzi, kiedy urodziła się nasza córka, miałam 21 lat, on – 19. Na początku myślałam, że nie poradził sobie z całą sytuacją, bo jest za młody. Tak zresztą mówiła i policja, i jego rodzina.
Na początku była to głównie przemoc psychiczna. Stałam się więźniem własnego domu: miałam zakaz wyjazdu na studia, spotykań z kimkolwiek, rozmów z ludźmi. Tłumaczyłam to sobie, bo bardzo go kochałam. Zależało mi na pełnej rodzinie, bo sama wychowałam się bez ojca.
Potem zaczęło dochodzić do przemocy fizycznej. On zawsze powtarzał, że przecież "nigdy mi nie przypierdolił". Ale szarpał, spychał ze schodów, ściskał twarz – dla mnie to jest przemoc. Nieraz bałam się o swoje życie i życie dziecka.
Były potworne szantaże emocjonalne. Na przykład trzymał wózek blisko krawędzi chodnika i szantażował, że jeśli z nim nie porozmawiam, to zepchnie wózek pod auto. Wyskakiwał do mnie z nożem, kiedy miałam dziecko na rękach. Jeszcze wtedy chciałam mu pomóc. Wierzyłam, że jeśli będzie chciał się zmienić, to będzie dobrze.
Ale kiedy córka miała pół roku, zrozumiałam, że on sobie nie radzi. Mama przez cały czas mówiła, że tak nie powinno być. Wiedziałam, że w tej złości może zrobić wszystko. To tak jak z alkoholikiem, który obiecuje, że nie będzie pić, ale sięga po butelkę.
Zrobiłam to też dla mojej córki. Chcę, żeby wiedziała, że ma wsparcie z obu stron.
Nie boję się już. Wiem przez co przeszłam. To jedyna opcja, żeby powiedzieć: "Nazywam się Ola Bogdanowicz, zapewne mało osób o tym wie, ale jestem ofiarą przemocy. Jestem po terapii i po lekach. Jest szansa, żeby z tego wyjść. Poczułam siłę i chcę, żeby taką siłę poczuły inne kobiety. Nie można się bać".
Jeśli uda nam się "przepchnąć" tę ustawę, to ofiary będą miały większą ochronę. To nie sprawi, że nie będzie przemocy, ale sprawcy będą mieli mniejsze przyzwolenie społeczne.
"Zakopmy przemoc"
Góralki postanowiły, że wezmą sprawy w swoje ręce. Stworzyły petycję "Zakopmy przemoc" (prawie 4 tys. podpisów) i przypominają, że od niemal 18 lat zakopiańscy radni odrzucają przyjęcie przepisów, które chronią ofiary przed oprawcami.
Zakopane jako jedna gmina w Polsce nie uchwaliła programu przeciwdziałania przemocy w rodzinie. Na radnych naciskał już wojewoda, Rzecznik Praw Obywatelskich, ministrowie.
Ale na nic to: górale swoje wiedzą. Według nich ustawa jest niezgodna z konstytucją i tylko szkodzi rodzinie. Tak zdecydowali już dziesięć razy.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Józef Figiel, radny miasta (Zjednoczona Prawica), tłumaczył mi kilka lat temu: – My nie możemy ryzykować w stosunku do rodziny i na podstawie złej ustawy powoływać gminny program przeciwdziałania przemocy w rodzinie. Definicja rodziny ma być ściśle określona, nierozmyta. Wtedy możemy usiąść do rozmów. Rodzina to jest rodzina. Rodzina wiąże się z rodzicielstwem. I zarzekał się, że im też zależy na walce z przemocą.
Zakopiańscy radni mieli aprobatę Kościoła i wielu polityków partii rządzącej. W 2018 roku Beata Szydło chwaliła: – Muszę państwu przed wszystkim pogratulować, boście są odważni. No, jedyny samorząd w całej Polsce, który się sprzeciwił, ale górale, no wiadomo, jest naród odważny.
Samorządowcy sprawę skierowali nawet do Trybunału Konstytucyjnego. Domagali się stwierdzenia niezgodności ustawy z konstytucją. TK wniosek odrzucił.
W 2020 roku, po wyroku TK Julii Przyłębskiej w sprawie aborcji, góralki tłumnie wyszły na ulice Zakopanego. Mówiły o przemocy, strachu. Odważyły się.
Magda, ofiara przemocy, przytacza słynne na Podhalu powiedzenie: – Jak się kobiety nie bije, to jej wątroba gnije. Tak się u nas mówi. Prawa jest taka, że górale biją i to jest normą.
Podczas jednego z protestów kobiety odczytywały nazwiska radnych, którzy od lat nie przyjęli ustawy o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie.
– Na radnych wywieramy taką samą presję, jak strajkujący na nasz rząd. Ludzie wysyłają im listy, przed ich domami palą świeczki. Gdyby ktoś tak długo uprzykrzał mi życie, to w końcu bym się zgodziła – w listopadzie 2020 roku opowiadała nam Marta, założycielka "Strajku Kobiet Podhale".
Ale długo w tej sprawie niewiele się działo. Renata Durda, kierowniczka Ogólnopolskiego Pogotowia dla Ofiar Przemocy "Niebieska Linia" IPZ, w rozmowie z dziennikarką TVN, tłumaczyła to tak: – Radni mówili: "nie chcemy tej głupiej ustawy o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie, bo nowelizację tej ustawy podpisał nie ten prezydent (Bronisław Komorowski – red.), co trzeba".
Nic się nie zmieniło, kiedy w marcu 2023 roku Andrzej Duda podpisał znowelizowaną przez rząd PiS ustawę o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie.
Józef Figiel, radny Zjednoczonej Prawicy, uważa, że każda ofiara przemocy otrzymała w Zakopanem odpowiednie wsparcie. – Proszę sprawdzić, czy to wsparcie różniło się od tego, jakie udzielają gminy, w których programy były przyjęte, a zespoły utworzone. Myśmy pochylali się nad każdą osobą – zapewnia.
Wiatr zmian
Kiedy Maria i Aleksandra pisały swoją petycję, nie wiedziały, że trzech radnych: Bartłomiej Bryjak (KWW Czas na Realizację), Grzegorz Jóźkiewicz (KWW Czas na Realizację) i Stanisław Karp (Klub Zjednoczonej Prawicy) przygotowało nowy projekt uchwały w sprawie przeciwdziałania przemocy w rodzinie i powołania zespołów interdyscyplinarnych.
Jóźkiewicz 15 listopada złożył projekt uchwały do przewodniczącego rady, który z kolei pięć dni później przekazał go w ręce burmistrza Zakopanego. W przyszłym tygodniu przewodniczący powinien zwołać sesję w tej sprawie.
Trzem radnym zależy, żeby uświadomić pozostałym kolegom, że są "niezależnymi jednostkami".
– Każdy z nich ma obowiązek samodzielnie podejmować decyzje, nie oglądając się na dyscyplinę partyjną. Dwa: powołanie grupy interdyscyplinarnej spowoduje, że przy jednym stole siądą wszyscy specjaliści z danych jednostek i wspólnie, kompleksowo, będą pochylać się nad problemem osoby dotkniętej przemocą. Stworzenie grup interdyscyplinarnych wpłynie tylko na korzyść, o to proszą wszyscy – podkreśla radny Grzegorz Jóźkiewicz.
Niespodziewanie we wtorek do przewodniczącego Rady Miasta wpłynął kolejny wniosek o zwołanie sesji z projektem uchwały antyprzemocowej. Podpisały go trzy radne: Aneta Bachleda Curuś (KWW Czas na Realizację), Lucyna Galica Jurecka (Klub Zjednoczonej Prawicy) i Maria Łukaszczyk (Klub Zjednoczonej Prawicy).
– Pracowałyśmy nad tym projektem od października. Starałyśmy się ująć w nim wszystkie najważniejsze zapisy związane z pomocą ofiarom przemocy – stwierdziła Lucyna Galica Jurecka w rozmowie z "Tygodnikiem Podhalańskim".
"Działamy do skutku"
"Drodzy radni! Dlaczego notorycznie banujecie przepisy? Dlaczego wycieracie sobie usta ideologiami, religią, poglądami? Czy macie coś na sumieniu? Przemoc, to przemoc! Psychiczna, fizyczna, ekonomiczna! Już wielokrotnie krzyczeliśmy, ale teraz podnosimy apel ostatni raz – działamy do skutku!" – obiecują autorki petycji.
Opozycyjni radni uważają, że Sejm na wniosek premiera już dawno powinien był rozwiązać radę miasta.– Dotychczas radni się tego nie obawiali. Mówiono: musicie wypełniać postanowienia parlamentu. Na każdym kroku warto podkreślać, że pani Szydło w 2018 roku zrobiła bardzo wiele złego. Nie wierzę, że pan Figiel zmieni zdanie, ale myślę, że przyszedł dobry, świeży powiew z Warszawy. I sądzę, że on wpłynie na decyzję nieprzekonanych radnych. Uważam, że teraz jest najlepszy czas dla tej uchwały – mówi Grzegorz Jóźkiewicz
Wiceprzewodniczący rady Józef Figiel: – Przyszedłem służyć ludziom. Jeśli mówimy o przemocy, to proszę mi powiedzieć, czy radny, który ma konstytucyjne prawo zagłosować tak lub inaczej, łamie prawo? Mam prawo zagłosować według własnego sumienia i własnej wiedzy. I tak zrobię.
Na początku lipca napisaliśmy do przewodniczącego rady miasta, aby zwrócił się do burmistrza, by przygotować projekt. Pan przewodniczący nie pomógł. Zaczęliśmy szukać prawnika, który w sposób bardzo dyplomatyczny napisze uzasadnienie, które przekona radnych.
Grzegorz Jóźkiewicz
radny KWW Czas na Realizację
Jeśli się nie uda tym razem, to kolejnym krokiem będzie dążenie do rozwiązania rady gminy. I myślę, że to zrobimy. Wczoraj otrzymałam projekt uchwały, która została złożona przez trzech radnych. Posiada on obszerne uzasadnienie napisane językiem prawniczym, tłumaczy radnym, dlaczego ich działanie jest nielegalne. Jeśli sumienie nie pozwala radnym na wykonywanie ich obowiązków, to może czas pożegnać się ze stanowiskiem.