Zbigniew Hołdys stanął w obronie Lecha Wałęsy, którego wiele osób ostro krytykuje za stwierdzenie, że w Sejmie lesbijki i geje powinni siedzieć w ostatnim rzędzie, "a nawet dalej, za murem". - On ma rację, kiedy mówi, że poseł, który reprezentuje 1 procent społeczeństwa, nie powinien być w Sejmie (czyli, jak powiedział, „ może nawet siedzieć za murem”), a ten, który jest wysłannikiem gejów, jeśli jest ich wystarczająco dużo, by dostać się do Sejmu, ale jest to jeden poseł, powinien siedzieć w ławach na samym końcu, bo tam jest miejsce dla posłów spoza ważnych klubów. „Ile masz poparcia, tyle masz do powiedzenia i tam siedzisz” – to powiedział przy użyciu swojego stylu - napisał muzyk.
Hołdys zauważył, że
Wałęsa, broniąc swego stanowiska, zaznacza, iż słowa o "ostatnim rzędzie" były przenośnią. Takie niedosłowne i barwne zarazem wypowiedzi są - jak ujął to muzyk - "sposobem gaworzenia" noblisty. - To był „zawiły skrót myślowy”, poważnie. Wałęsa powiedział tym samym to: "Jeśli jest ich mało, to powinni być marginesem w Sejmie, albo nie być w nim w ogóle, na tym polega demokracja", a nie "zbudujmy getta" - stwierdził Hołdys.
Według niego były prezydent popełnił tylko jeden błąd - potraktował Roberta Biedronia i Annę Grodzką jako reprezentantów środowiska LGBT, a nie posłów dużej partii politycznej, wśród zwolenników której znajdują się nie tylko osoby homoseksualne. Sama logika Wałęsy, mówiąca, że poseł reprezentujący nieliczną grupę powinien mieć mniej do powiedzenia niż członek dużego klubu poselskiego, jest - zdaniem Hołdysa - jak najbardziej prawidłowa. - Ja tę logikę podzielam. Nigdy nie podzielę płytkich i bezrozumnych zawołań tabunu medialnych sędziów, którzy zawrzeszczeli o zwrot Nagrody Nobla. To jest dopiero chamstwo i arogancja. To ich idiotyczne zawołanie poszło w świat razem z niepełną płytką analizą słów, że jest „wściekłym antygejem homofobem, co wywołał furię w narodzie” – i tak oto być może utopiliśmy ostatniego jokera w talii. Postawienie znaku równości między najbardziej niefortunnym zdaniem, a zwycięstwem nad komuną, to jest dopiero intelektualny upadek - oświadczył muzyk.
Hołdys podkreślił też, że niechęć Wałęsy do zjawiska homoseksualizmu - do której ma prawo - nie świadczy o homofobii lecz o atawizmie, pozostałości po okresie spędzonym na wsi. - Lechu jest człowiekiem ze wsi, ze swych korzeni prostym, dokonał wielkiego skoku, wychowanym wedle mocnych tradycji i wiele z tego w nim pozostało. Tam gej nie miał żadnych szans (na wsiach do dziś nie ma). To, że gej jest czymś niefajnym i że go drażni obecność gejów na manifestacjach, mogło zostać w głowie Lecha jako atawizm - ale to nie jest homofobia. Na wsi, gdzie nie było współczesnej (wedle dzisiejszych norm) edukacji, nigdy nie było homofobii – był obyczaj. Obowiązek wyrażania i popierania pewnych poglądów na świat - napisał Hołdys.