- W żadnym wypadku nikogo nie będę przepraszał. Powiedziałem tylko, że mniejszości, którym oddaję wszelkie honory, nie powinny się afiszować, nie powinny narzucać większości swoich poglądów. Mówiłem tylko to, bo mam dość tego afiszowania się, dość mówienia tylko o tym, zamiast o innych sprawach. Oczywiście grupy związane z tymi mniejszościami strasznie mnie atakują, ale nie zauważają, że ponad 95 procent narodu jest po mojej stronie - powiedział Radiu ZET Lech Wałęsa, odnosząc się do swojej wypowiedzi, w której stwierdził, że w Sejmie geje i lesbijki powinni zajmować miejsca w ostatnim rzędzie, "a nawet dalej, za murem".
Były prezydent wyjaśnił, że jego słowa nie były apelem o wyrzucenie osób
homoseksualnych z Parlamentu. Miały jedynie zwrócić uwagę na konieczność uwzględniania w Sejmie proporcji występujących poza nim, w reszcie społeczeństwa. - Jeśli oni mają na przykład 5 procent, to nie mogą mieć wicemarszałka Sejmu, bo wicemarszałka Sejmu powinna mieć partia, która ma minimum 20 procent poparcia. Mówiłem tylko to. Nie kazałem ich wyrzucać. Mówiłem tylko, żeby zajęli miejsce właściwe do swojej proporcji. (…) Nie zamierzam walczyć z nikim, prześladować, uznaję wszelkie prawa, ale w granicach wielkości tych grup. - zaznaczył
Wałęsa.
Jego zdaniem mniejszości seksualne chcą obecnie narzucić swoje prawa większości społeczeństwa i dlatego są niebezpieczne, bo łamią porządek demokratyczny. Tymczasem zgłaszane przez nie problemy, np. kwestię związków partnerskich, należy uregulować "mądrze, demokratycznie i wolnościowo".
Czy zgadzacie się, że ponad 95 proc. Polaków podziela opinię Lecha Wałęsy? A może były prezydent jest w błędzie i grono zwolenników jego stanowiska nie jest tak liczne, jak mu się wydaje? Jak jest [Waszym zdaniem]?