Mimo tego, że ratownicy apelują, by ludzie powstrzymali się od górskich wycieczek w tak ekstremalnych warunkach pogodowych, to zawsze znajdzie się śmiałek, który apel zignoruje. Tak było i tym razem – na wyprawę w zaśnieżone Bieszczady wyruszył ojciec z trójką swoich dzieci. Stracili siły i rozpoczęła się 6-godzinna akcja ratunkowa.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Wszystko wydarzyło się w sobotę, 2 grudnia na Połoninie Wetlińskiej. Ratownicy GOPR o godzinie 16:20 odebrali telefon. Okazało się, że pomoc wzywa mężczyzna z trójką dzieci: w wieku 10, 11 i 14 lat. Głowa rodziny postanowiła zabrać swoje dzieci na wycieczkę mimo trudnych warunków pogodowych. Tego dnia bowiem padał deszcz, wiał silny wiatr, a ziemię pokrywała gruba warstwa śniegu z wielu dni opadów.
Rodzina straciła orientację i nie miała siły kontynuować swojego marszu w kierunku Chatki Puchatka. Jak możemy przeczytać na Facebooku bieszczadzkich ratowników: "Po wysłaniu linka z aplikacją ratunek udało się potwierdzić dokładną pozycję turystów. Zadysponowano ratowników ze stacji ratunkowych w Ustrzykach Górnych i Cisnej oraz ratowników, mieszkających w Wetlinie. O 17.30 pierwsi ratownicy docierają do poszkodowanych".
Pierwsza rzecz, jaką zrobili ratownicy po pojawieniu się na miejscu, to zabezpieczenie rodziny przed warunkami atmosferycznymi, także termiczne i oczekiwanie na wsparcie kolejnych ratowników.
– Po dotarciu pozostałych ratowników rozpoczęto ewakuację do dyżurki w schronie BdPN na Połoninie Wetlińskiej w celu ogrzania i doprowadzenia do stanu umożliwiającego dalszą ewakuację – czytamy we wpisie GOPR Bieszczady.
Cała akcja ratunkowa była naprawdę długa – trwała aż 6 godzin. Ze względu na trudne warunki pogodowe. O północy mężczyzna i jego dzieci zostali przetransportowani do Wetliny. W akcji brało udział 13 ratowników.
W sieci można obejrzeć film, na którym widać, jak trudne warunki panowały wtedy w Bieszczadach. Trudności w poruszaniu się w wysokim śniegu mieli nawet doskonale wyposażeni w specjalny sprzęt GOPR-owcy.
Utknęli na szlaku z rocznym dzieckiem
Sytuacje, w których rodzice zabierają dzieci w góry, bez odpowiedniego przygotowania zdarzają się częściej, niż można przypuszczać. W tym roku informowaliśmy bowiem o parze, która w góry wyszła mimo zagrożenia lawinowego i zabrała ze sobą roczne dziecko.
Wszystko działo się na odcinku Tatrzańskiej Magistrali pomiędzy Szczyrbskim Jeziorem a Popradzkim Stawem. Turyści nie przyjęli do wiadomości informacji, że ogłoszone zostało tam zagrożenie lawinowe i kontynuowali wycieczkę tą trasą.
W pewnym momencie turyści zrozumieli, że nie dadzą rady iść dalej i wezwali pomoc. Okazało się, że była to kobieta z rocznym dzieckiem oraz jej partner – mężczyzna ważący ponad 150 kilogramów, dla którego droga okazała się ogromnym wyzwaniem.
Ratownicy z powodu zaśnieżenia terenu dotarli do turystów na nartach i skuterach śnieżnych. Matka z dzieckiem została przetransportowana do Popradzkiego Stawu, natomiast mężczyznę przewieźli tam na saniach skuterem śnieżnym.