Jeszcze 10 marca informowali na pza.org.pl : "Dzisiaj o godzinie 16:00 lokalnego czasu cały zespół Polskiej Zimowej Wyprawy na Gasherbrum I znalazł się szczęśliwie w bazie. Wszyscy czują się dobrze. Obaj zdobywcy mają przemrożone końcówki nosów, ponadto Adam ma przemrożonego palucha, obaj znajdują się pod dobrą opieką lekarską. Film ze szczytu i relacja fotograficzna wkrótce :)". Ogromny sukces Adama Bieleckiego i Janusza Gołębia szybko zmienił się jednak w walkę z żywiołem.
Polacy, którzy jako pierwsi 9 marca zdobyli zimą Gasherbrum I (8068m n.p.m.) w Karakorum, nie mogą się teraz stamtąd wydostać. Mają odmrożenia, które uniemożliwiają im samodzielne zejście z bazy położonej na wysokości 5000 metrów. Polaków nie może ewakuować również helikopter, któremu przylot uniemożliwia utrzymująca się od kilku dni zła pogoda. Wiatr wieje w wyższych partiach gór nawet 70 km/h. Polska ekipa czeka na niego już czwarty dzień.
- Od 11 marca czekamy na helikopter. Jego przylot jest zależny od pogody, która do tej pory nie pozwoliła na jego przylot i póki co się nie poprawiła - poinformowała w rozmowie z naTemat Agnieszka Bielecka, kierownik bazy, alpinistka i siostra Adama Bielckiego - Adam i Janusz Czują się dobrze, zarówno psychicznie, jak i fizycznie. Odmrożenia się powoli goją i dużego niepokoju w nas nie budzą - dodaje.
Mimo to nie są w stanie zejść samodzielnie. - Zejście w ich obecnym stanie grozi poważniejszym uszkodzeniem, dlatego zostajemy w bazie. 3-4 dniowy marsz po lodowcu mógłby doprowadzić do stałego uszczerbku - podkreśla Bielecka.
Aby dotrzeć do najbliższej miejscowości Polacy musieliby przejść około 90 km. W większości po lodowcu. Podróż zajęłaby kilka dni, wymagałaby nie tylko marszu, ale i organizacji obozu na każdą noc, a temperatury są bardzo niskie. To stanowi największe zagrożenie.
- Adam Bielecki i Janusz Gołąb mają odmrożenia drugiego i częściowo trzeciego stopnia. Marsz po lodowcu to ogromne ryzyko, które najprawdopodobniej zakończyłoby
się kolejnymi odmrożeniami. Dlatego ekipa czeka na helikopter. W bazie mają leki. Są też w stałym kontakcie z doktorem Robertem Szymczakiem, specjalizującym się w medycynie wysokościowej - mówi Grzegorz Chwoła, odpowiedzialny za PR wyprawy.
Zdaniem doktora obaj Polacy powinni, jak najszybciej trafić do szpitala.
- Na chwilę obecną mamy odpowiednio zaopatrzoną apteczkę. Wystarczy nam leków. Wszystkie zalecenia doktora Szymczaka są wdrażane. Ale oczywiście ważne jest, żeby jak najszybciej obniżyć wysokość i przetransportować ich do szpitala. Póki co zostajemy w bazie, gdzie mamy zapas leków, a Adam i Janusz mają odpowiednią opiekę - potwierdza Agnieszka Bielecka.
- Odmrożenia są groźne, ale w trakcie zimowego zdobywania ośmiotysięczników odmrożenia się zdarzają. Jak dostaną się do szpitala to rany z pewnością szybko się zagoją - twierdzi Grzegorz Chwoła.
To nie jedyne zagrożenia czyhające na himalaistów. - Równie groźne, jak odmrożenia jest ryzyko odpadnięcia od ściany, upadek do szczeliny. Nawet najlepiej przygotowani alpiniści nie są w stanie wszystkiego przewidzieć. Adam i Janusz mieli pod kombinezonami puchowymi specjalne torby (Camelbag) z piciem. Mimo, że były pod kombinezonem i były stale ogrzewane ciałem, płyny zamarzły - dodaje Chwoła.
W bazie jest w tej chwili czterech Polaków. Zdobywcy szczytu Adam Bielecki i Janusz Gołąb, kierowniczka bazy Agnieszka Bielecka i kierownik wyprawy Artur Hajzer. Oprócz nich są też członkowie międzynarodowej wyprawy m.in. Dariusz Załuski i Tamara Styś, która też ma odmrożenia.
Wyprawa postawiła bazę 21 stycznia 2012 roku. Szczyt został zdobyty 49 dnia od rozpoczęcia ekspedycji.