Nie jest żadną tajemnicą, że palenie szkodzi zdrowiu. Papierosy zabijają. Mówi o tym każda paczka fajek. Od wieków mówią też o tym setki kampanii prozdrowotnych, które zachęcają do walki z nałogiem. Mimo tego, papierosy od lat sprzedają się u nas jak świeże bułeczki, z roku na rok bijąc kolejne rekordy. I to w czasach, w których przecież tyle mówi się o zdrowiu...
Dlaczego? Powodów czy też wymówek jest pewnie tyle samo, co palaczy. Jednymi z najpopularniejszych jest mit, że papieros przynosi ukojenie w nerwowej sytuacji. Pojawia się on często jako powód wśród bohaterów tego artykułu. Niektórzy zaczęli palić "dla towarzystwa", żeby jakoś wejść w rozmowę, poznać nowych ludzi. Kiedyś przy papierosie rozmawiało się przecież o "biznesach".
Nikotyna podobno daje nam poczucie szczęścia, bo stymuluje ośrodek nagrody w mózgu. Dlatego tak łatwo się od niej uzależnić. Niestety, coraz więcej osób wpada w szpony tego nałogu. A jak przyznali moi bohaterowie – łatwo zacząć, a znacznie trudniej rzucić.
Pan Karol ma 70 lat i jest już na emeryturze. Swojego pierwszego papierosa zapalił jeszcze w szkole średniej. Pierwszy papieros go... odrzucił. Był przekonany, że się nie uzależni. Po jakimś czasie papierosy stały się podstawowym elementem jego życia. I codziennej "diety".
– To był przełom lat 60. i 70. Wielu moich kolegów paliło. Szpanowało się tym papierosem. Pierwszego zapaliłem w technikum, w drodze do szkoły. Nie posmakował mi i go wyrzuciłem. Zapaliłem drugiego. To samo. Wyrzuciłem całą paczkę. Pomyślałem sobie wtedy, że to nie dla mnie – wspominał pan Karol.
Dlaczego wrócił do palenia? Bo, jak sam twierdzi, "to go uspokajało". Gdy tylko miał jakiś problem w pracy czy w życiu prywatnym, sięgał po papierosa. Początkowo był to dla niego sposób na rozładowanie stresu. Papieros stał się chwilową ucieczką od problemów. A później stał się jego głównym problemem.
Któregoś dnia pan Karol spostrzegł, że odpala papierosa bez żadnego powodu. Już nawet nie ze stresu, a z przyzwyczajenia. Po ponad 30, a nawet 40 latach palenia organizm stopniowo zaczął odmawiać mu posłuszeństwa. Coraz ciężej mu się oddychało. Coraz częściej męczył go najdrobniejszy wysiłek fizyczny.
– Płuca powoli zaczęły mi wysiadać, czułem taki ciężar w klatce piersiowej. A mimo to coś we mnie chciało, żebym sobie jeszcze tego papieroska zapalił... To cholernie dojmujące uczucie. Dopiero wtedy dochodzi do człowieka, jaka to głupota. I ta świadomość, że przez tę głupotę człowiek się po prostu uzależnił – przyznał.
Pan Karol pomimo dojrzałego wieku postanowił wziąć sprawy w swoje ręce i zadbać o swoje zdrowie. Jak sam przyznał: chciał odzyskać kontrolę nad swoim życiem.
– Każdy dzień zaczynałem tak samo. Rano kawa i na balkon, zapalić. W końcu sobie pomyślałem, paląc papierosa zresztą, że ten papieros nie będzie mi układał życia. Robił to wystarczająco długo. Wie Pan, u mnie to nawet nie z racji zdrowia, bo trochę pewnie za późno, żeby to wszystko odkręcić, co bardziej dla samej zasady... Postanowiłem, że rzucę – przyznał mi pan Karol.
Rok temu poszedł z tym do lekarza. Zrobiono mu tzw. test Fagerströma. To ankieta mierząca stopień uzależnienia od nikotyny. Wynik powyżej 7 punktów oznacza, że lekarz ma do czynienia z nałogowym palaczem, w przypadku którego palenie to już choroba.
Pan Karol miał 9 punktów. Na papierosa budził się nawet w nocy. Lekarz zalecił mu tzw. lek pierwszego rzutu – cytyzynę. W momencie pojawienia się chęci na papierosa pan Karol miał żuć gumę z nikotyną.
– I tak te gumy żuje do dzisiaj. Kupuje paczki po 100 sztuk. Średnio 2-3 dziennie mi schodzą. Przez rok wypaliłem może ze dwa papierosy... Dla mnie to sukces, mimo wszystko – podsumował.
Pani Katarzyna pierwszego papierosa zapaliła jeszcze w szkole średniej tak, jak pan Karol. Miała 19 lat. Dziś ma 37, pracuje w kancelarii adwokackiej. Co ją skłoniło, by wyciągnąć rękę po papierosa? Powód był prosty: ciekawość.
– Pamiętam jak dziś, że szukałam swojej przyjaciółki na przerwie w liceum. Okazało się, że wyszła z kolegami z naszej klasy na boisko. Znalazłam ją schowaną za żywopłotem. Wtedy zobaczyłam, że połowa mojej klasy pali papierosy. I też postanowiłam spróbować – zdradziła mi pani Katarzyna.
Potem zaczęła wychodzić "na dymka" coraz częściej. Jeden papieros w tygodniu zamienił się u niej w jedną paczkę. Nim zdążyła się obejrzeć – paczkę paliła już dziennie.
– Tak minęło mi prawie 20 lat. Całe dorosłe życie z papierosem... Próbowałam rzucić kilka razy, ale kiedy tylko pojawiała się jakaś nerwówka, musiałam wyjść zapalić. W końcu przestałam się oszukiwać, że rzucę. Przełom nastąpił u mnie niedawno. W pracy pali moja przyjaciółka, Asia. Dość często wychodzi na dymka. W pewnym momencie zauważyłam, że nie czuję już od niej tego papierosowego smrodu – tłumaczyła.
W ten sposób Pani Katarzyna dowiedziała się o podgrzewaczach tytoniu. Paląca koleżanka przekonywała ją, że to mniej trujące niż papieros i że nie ma tu substancji smolistych. Na początku była sceptyczna.
– Spróbowałam – i w ogóle mi to nie podpasowało. Miałam wrażenie, że nie dam rady się tym napalić. Ale Aśka suszyła mi głowę, żebym się przekonała, bo jednak nie cuchnie się tym papierosem. No i mniej się człowiek truje, bo nie ma tu tego dymu i tylu tych szkodliwych związków się nie wdycha do płuc... Po jej namowach kupiłam sobie Iqosa Ilumę, taki sam podgrzewacz, co ona. I to zdało egzamin, bo już nie palę papierosów. Poszło dość gładko, sama się zdziwiłam. Moja garderoba też nie cuchnie popielniczką. Żeby było śmieszniej, zapach papierosów zaczął mi przeszkadzać! Mnie, palaczce z prawie 20-letnim stażem – podsumowała.
Pani Katarzyna nie wyobraża już sobie powrotu do papierosów. Ale teraz ma nowy cel: – Wiadomo, że dobrze byłoby rzucić i to. Może od nowego roku się za to wezmę.
Agata to 26-letnia pracownica znanej agencji rekrutacyjnej. Niedawno skończyła studia magisterskie i w zasadzie z marszu otrzymała wymarzoną pracę. Staż w firmie, w której pracuje obecnie, odbyła jeszcze na studiach. Jak sama przyznaje, odpowiedzialność spoczywająca na jej barkach, nie raz dała jej w kość. Odbijało się to na jej zdrowiu, również psychicznym.
– Pewnego dnia w firmie wybuchła awantura. Odpowiedzialność za błędy i niedopatrzenia zrzucono na mnie. Pokłóciłam się z szefem. Tak mnie wyprowadził z równowagi, że wyszłam z biura i jak na autopilocie poszłam do sklepu. Kupiłam paczkę papierosów. Tak zaczęła się moja przygoda z paleniem. Późno. I głupio – wspomina Agata.
Jak sama przyznaje, papieros szybko przejął nad nią kontrolę. Zaczęła palić z dnia na dzień "jak smok". Paczka starczała jej na dwa dni. Na dodatek, nie musiała długo czekać na reakcję bliskich.
– Moja rodzina bardzo mnie krytykowała. Słyszałam, że jestem niepoważna, że co ja odwalam, że się truję. Szybko podjęłam decyzję, że muszę coś z tym zrobić. A ja to puszczałam mimo uszu. Z tyłu głowy miałam taką myśl, że zapalenie papierosa pomoże mi zwalczyć stres w pracy. Mówi się, że niektórzy ten stres zajadają. Ja go chyba chciałam zapalić – zdradziła.
Po krytyce rodziny odezwali się jej współpracownicy Agaty. Oni również nie przebierali w słowach. – Pamiętam, jak uderzyła mnie uwaga jednej z moich koleżanek z pracy. Powiedziała mi prosto w oczy: Agata, nie obraź się, ale po prostu cuchniesz fajkami! Zrobiło mi się głupio. Oczywiście wiedziałam, że ludzie czują, że palę, ale nie myślałam, że ktoś mi to powie ot tak, po prostu. I to był u mnie punkt zwrotny do decyzji, żeby rzucić – tłumaczyła.
Zjechała windą na parter biurowca, w którym pracuje. Zamiast pójść do sklepu po kolejną paczkę papierosów, tym razem poszła do apteki. Po paczkę plastrów nikotynowych.
– Naklejam sobie te plastry od 2 tygodni. Przestałam palić w pracy. Przymuszam się, żeby nie być ocenianą i krytykowaną. Ale mam ciągle w głowie myśl, że bym sobie zapaliła. Brakuje mi ciągle tego odruchu, tego uczucia. Nie zabrzmi to pewnie mądrze ani popularnie, ale... ja po prostu lubiłam palić. Mimo wszystko liczę na to, że się uda i że to uczucie po pewnym czasie minie. Od 2 tygodni jestem bez papierosa. Tylko nie wiem, czy mogę już o sobie powiedzieć z dumą, że rzuciłam, bo jeszcze się tak nie czuję – spointowała Agata.
Czytaj także:Nie oszukujmy się, kiedy mamy zrobić coś wbrew sobie, zawsze znajdziemy milion argumentów, żeby oszukać samych siebie. "To nie jest najlepszy moment"; "W przyszłym roku rzucę"; "Ograniczę od nowego miesiąca"; "To już mój ostatni".
To tylko nieliczne z wymówek, po które sięgają palacze walczący z papierosem. Tak kupują czas. Czas, którego palacz wcale nie ma zbyt dużo. Każdy wypalony papieros skraca przecież życie o 11 minut.
Bez względu na naszą sytuację w pracy, nasz wiek czy to, ile lat palenia papierosów mamy za sobą – da się z tym nałogiem wygrać. Zawsze można coś zrobić, żeby pokonać papierosa. Każdy, nawet mały krok w tym kierunku, jest dobry. A przecież właśnie o to chodzi, by czuć się ze sobą, jak najlepiej!