Krzysztof Jackowski, jasnowidz z Człuchowa, weźmie udział w eksperymencie, w ramach którego spróbuje odczytać napisy na kartkach umieszczonych w zaklejonych kopertach. – Mam świadomość, że wszystkich nie przekonam. Dla Kościoła jestem spirytystą, dla szefostwa policji oszustem, a dla ludzi ostatnią deską ratunku. I tak niezmiennie od 20 lat – mówi w rozmowie z naTemat.
– Nie mam potrzeby udowadniania czegokolwiek komukolwiek – zastrzega już na początku rozmowy Krzysztof Jackowski. Zaraz jednak przyznaje, że po cichu ma nadzieję, iż ewentualne powodzenie eksperymentu z kopertami otworzy oczy niedowiarkom.
Na czym będzie on polegał? W najbliższy wtorek w redakcji "Dziennika Bałtyckiego" kilka osób na kartkach z papieru napisze po jednym zdaniu. Następnie kartki zostaną zaklejone w kopertach, a jasnowidz będzie miał za zadanie odczytać, co jest na na nich napisane.
– Miesiąc temu pewien człowiek przysłał mi cienką książeczkę o przedwojennym jasnowidzu Stefanie Ossowieckim. Dowiedziałem się, że Ossowiecki był właśnie testowany za pomocą eksperymentu z odczytywaniem napisów na kartkach. Robił to z różnym efektem, ale najczęściej bezbłędnie. Właśnie dlatego zdecydowałem się wypróbować tą metodę. I szczerze mówiąc w domu całkiem nieźle mi wychodziło – tłumaczy.
"To nie jest kwestia wiary. Mam dowody"
Jackowskiemu, 50-letniemu mieszkańcowi Człuchowa, tokarzowi z wykształcenia, jasnowidzenie "całkiem nieźle" wychodzi już od przeszło 20 lat. Jak sam szacuje, jego wizje pozwoliły odnaleźć ponad 600 ciał, 50 zaginionych osób i doprowadziły do ustalenia przebiegu około 150 zbrodni. Swoją skuteczność ocenia na 80 proc., a więc porażka zdarza się mu ledwie raz na pięć badanych przypadków.
Dowody? Na stronie internetowej jasnowidza znaleźć można m.in. skany listów z podziękowaniami od policjantów, a także prośby policji i prokuratury o pomoc w śledztwach. "Informacja, jaką Pan przekazał w sprawie zaginięcia chłopców z Zabrza, okazała się trafiona. Przekazał Pan mapkę z zaznaczeniem stawu, gdzie należy szukać. Tam też były zwłoki obu chłopców" – brzmi fragment korespondencji z Ryszardem Włoką, zastępcą Komendanta Miejskiego Policji w Zabrzu. "Komenda Powiatowa Policji w Będzinie składa podziękowania za udzieloną pomoc w sprawie zabójstwa oraz podpalenia kamienicy" – czytam w innym miejscu.
Na stronie są również wycinki z gazet i fragmenty artykułów, gdzie wyjątkowe zdolności Jackowskiego potwierdzają jego klienci. Wdzięczni i zafascynowani pokazują mapki, na których jasnowidz precyzyjnie zlokalizował zaginioną osobę. Niektórzy mówią, że nigdy nie wierzyli w jasnowidzenie, ale dzięki niemu się przekonali. – Dowody, które umieszczam na stronie, mówią same za siebie – podkreśla z dumą Jackowski.
Kapitalny hochsztapler?
W Polsce działa ponad 100 tys. wróżek i jasnowidzów - wynika z informacji "Dziennika Gazety Prawnej"
To jednak tylko jedna strona medalu. Nie byłoby pewnie wspomnianego eksperymentu z kartkami gdyby nie fakt, że jasnowidz z Człuchowa od lat słucha pod swoim adresem litanii oskarżeń. "Oszust", "krętacz", "hohsztapler, który robi biznes na ludzkiej naiwności" – mówią o nim niektórzy, także ci, którym Jackowskiemu nie udało się pomóc. Wraz z takimi określeniami wymienia się ewidentne przykłady nieskuteczności jasnowidza, jak na przykład fakt, że z 10 przepowiedni na 2012 rok tylko dwie się sprawdziły. Na forach internetowych pełno jest wezwań, by oddał pieniądze za nieprawdziwe "wizje".
"Nieskuteczność w wielu przypadkach to jest rzecz naturalna. Dowód na to, że robię to uczciwie. (…) Jeśli zajmuję się tym od 20 lat, to albo jestem kapitalnym hochsztaplerem albo jasnowidzem" – tak Jackowski odpowiadał na zarzuty w programie "Uwaga" TVN. Z kolei w rozmowie z naTemat zaznacza, że przyzwyczaił się już do głosów krytyki i ciągłych ataków.
– Kościół uznaje to, co robię, za spirytyzm. Pamiętam, że "Fronda" jakiś czas temu napisała nawet, że jestem zły, bo mam kontakt z demonami. Cóż, mam świadomość, że kijem rzeki nie odwrócę. Proszę tylko zwrócić uwagę na to, że ja nie jestem czarownikiem, który występuje na ekranie telewizji po 22. Moje dokonania są łatwo weryfikowalne – stwierdza.
Te argumenty trafiają jednak w próżnię. Fundacja ITAKA, która zajmuje się pomocą w odnajdywaniu zaginionych osób, zdecydowanie odżegnuje się od współpracy z Jackowskim i innymi jasnowidzami. "Nigdy nie zwracaliśmy się do niego z jakąkolwiek prośbą. Nie znamy żadnej sprawy, w której wizja jasnowidza bezpośrednio przyczyniłaby się do odnalezienia" – mówiła w wywiadzie dla Interii Aleksandra Adruszczak-Zin z Zespołu Poszukiwań i Identyfikacji ITAKA.
Policja gratuluje i gani
Na podobnym stanowisku stoją władze polskiej policji, choć tutaj sprawa jest dosyć skomplikowana. Z analizy zleconej przez Komendę Główną Policji w 2000 roku wyszło, że skuteczność jasnowidzów jest znikoma. Przedstawiciele KGP do dziś forsują taką tezę. Problem w tym, że na stronie internetowej Jackowskiego wisi kilkaset listów gratulacyjnych od policjantów. Jak to możliwe?
"Tego typu osoby pojawiają się na peryferiach dochodzeń wyłącznie za sprawą rodzin ofiar czy osób zaginionych. Rodzina idzie do jasnowidza, a później powiadamia policję, że zna osobę, która wie coś istotnego dla sprawy. Funkcjonariusze nie mają wyjścia. Jeśli nie chcą łamać kodeksu postępowania karnego, muszą przesłuchać jasnowidza" – wyjaśniał "Newsweekowi" Krzysztof Hajdas z biura prasowego KGP.
Jackowski na taką wypowiedź reaguje cytatem z Adama Rapackiego, który zlecił raport w 2000 roku, a teraz, jak twierdzi, zmienił zdanie. – Rapacki ostatnio powiedział, że minęło kilkanaście lat i pora raport zweryfikować, a gdyby miał na to wpływ, poddałby ponownej analizie przypadki z udziałem jasnowidza. Poza tym, jako ciekawostkę dodam, że w grudniu dostałem zaproszenie na spotkanie od Wyższej Szkoły Policji w Szczytnie. Komenda Główna wydała potem rozkaz odwołania tego wydarzenia – mówi.
Nie chciał się sprawdzić
Niezależnie od tego, jak oceniać działalność 50-latka z Człuchowa, dziwić może fakt, że do tej pory nie zdecydował się on na bezpośrednią konfrontację ze sceptykami. Na przykład Fundacja Jamesa Randiego, człowieka, który postawił sobie za cel zdemaskowanie oszustów przypisujących sobie nadprzyrodzone zdolności, kilka lat temu ustanowiła nagrodę 1 mln dolarów dla każdego, kto pokaże obiektywny dowód na istnienie jakiegokolwiek zjawiska paranormalnego.
W 2004 roku pojawiły się nawet plotki, że Jackowski zamierza podjąć wyzwanie. Dlaczego tego nie zrobił? – Ta fundacja przesłała mi list, w którym warunki były takie, że najpierw przyjedzie do Polski dwóch panów, których mam na własny koszt umieścić w dobrym hotelu i zwrócić koszty przelotu, a potem ewentualnie oni zdecydują, czy warto kontynuować to w Stanach Zjednoczonych. To niepoważne – odpowiada.
Poza tym, dodaje, wszelkie konkursy są z zasady nieobiektywne. – Na przykład pan Randi oferuje milion dolarów, ale proszę zwrócić uwagę, że obiektywizm w tym przypadku polega na jego opinii i opinii ludzi z fundacji. Jaka fundacja miałaby w interesie dać komuś milion dolarów? Jakiekolwiek próby udowodnienia zjawiska powinny być robione w sposób bezinteresowny, z ludźmi, którzy zajmują się nauką.
Jaka fundacja miałaby w interesie dać komuś milion dolarów? Jakiekolwiek próby udowodnienia zjawiska powinny być robione w sposób bezinteresowny, z ludźmi, którzy zajmują się nauką.