Płacz dzieci w filmach – dla wielu widzów to istna enigma. Bo niby jak wygląda proces kręcenia scen z zapłakanymi maluchami? Zmusza się je do łez, czy jednak Hollywood stosuje wobec nich jakieś sprawdzone (i bezpieczne) triki? Fabryka Snów nie zawsze była dla nieletnich rajem. Historia tego, jak mali aktorzy zdobyli prawa pracownicze, jest wyboista i pełna wątków, które – z dzisiejszej perspektywy – nie mieszczą się w głowie.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Od początku istnienia kino odzwierciedlało społeczne problemy i poruszało się po meandrach zastanej rzeczywistości. Rozwój tego medium przypadł na czasy wielkich zmian – pierwsze dekady minęły m.in. w atmosferze przytłaczającego dekadentyzmu, I wojny światowej, a także wielkiego kryzysu (ang. Great Depression) rozlewającego się na niemalże cały glob.
Ludzie potrzebowali rozrywki jak powietrza; jakiejś formy eskapizmu, która pozwoliłaby im zapomnieć o życiowych bolączkach. Kino – nowatorskie i intrygujące – właśnie taką ucieczkę im zapewniało (i po jednym stuleciu nadal zapewnia).
Na ekranie pojawiały się sylwetki przeróżnych mężczyzn i kobiet, ale gdzieś między ich nogami od czasu do czasu można było zauważyć plączące się dzieci. Nie miało znaczenia, czy filmy były przeznaczone dla dorosłej publiczności czy dla tej młodszej – dzieci od zawsze tworzyły kino, lecz dawniej w znaczący sposób umniejszano ich roli w kinowej rewolucji.
Na planach filmowych dochodziło do poważnych nadużyć, a mali aktorzy byli wobec nich najbardziej bezbronni. Pamiętajmy, że wówczas głęboko wierzono, iż "dzieci i ryby głosu nie mają". Z czasem to się zmieniło.
Dzieci przeciwko wytwórniom i rodzicom
We wczesnej fazie przemysł filmowy obawiał się zawierania umów z dziećmi, ponieważ przysługiwało im prawo do odrzucenia kontraktu bez ponoszenia żadnych konsekwencji prawnych. W latach 20. hollywoodzkie wytwórnie wprowadziły tzw. system studyjny, który pozwalał dzieciom na zawieranie wieloletnich kontraktów, ale z możliwością przejścia do konkurencji.
Producentom nie podobała się wizja tego, że młody aktor może ot tak uciec do innej wytwórni. Wobec tego w 1927 roku skutecznie udało im się wpłynąć na zmianę prawa w stanie Kalifornia, gdzie mieści się Hollywood.
"Umowa zawarta w okresie niepełnoletności nie może zostać zerwana, (...) jeżeli umowa została zatwierdzona przez sąd wyższej instancji w dowolnym hrabstwie, w którym małoletni zamieszkuje lub jest zatrudniony, lub w którym jakakolwiek strona umowy ma w tym stanie główną siedzibę do celów przeprowadzania transakcji biznesowych" – zapisano w kodeksie cywilnym Kalifornii.
Taka zmiana w legislaturze poskutkowała tym, że dzieci były zobowiązane do wykonywania swojej pracy bez możliwości odstąpienia od umowy i – choć mogły zarabiać miliony dolarów – nie miały kontroli nad własnymi funduszami. Pieczę nad zarobkami dziecka sprawowali rodzice, którzy w wielu przypadkach nadużywali swojej pozycji.
W 1936 roku 21-letni Jackie Coogan, który uchodzi za pierwszą gwiazdę filmów dziecięcych (zagrał u bokuCharliego Chaplina w "Brzdącu"), zorientował się, że matka i ojczym wydali prawie wszystkie jego oszczędności (warte około 4 mln dolarów). Ta sprawa przyczyniła się do narodzin prawa nazwanego na cześć młodzieńca. Ustawa Coogana zakładała, że część dochodu małoletniego aktora musi iść na fundusz powierniczy, który zostanie otwarty dopiero w momencie osiągnięcia pełnoletności przez pracownika.
W ustawie szybko znaleziono jednak luki pozwalające unikać niektórych jej zapisów. Jak podają amerykańskie media, podobno rodzice Shirley Temple, Elizabeth Taylor i Judy Garland zdołali w taki sposób oczyścić konta bankowe córek.
Co ciekawe, Hollywood opierało się na ustawie Coogana przez ponad sześć dekad. Dopiero od 2001 roku dochód brutto uzyskany przez aktora dziecięcego jest prawnie uznawany za jego własność (nie należy do rodzica lub opiekuna).
Ostatnia głośna afera w Hollywood związana z funduszem powierniczym dotyczyła odtwórcy tytułowej roli w filmie "Kevin sam w domu" – Macaulaya Culkina. 43-letni obecnie gwiazdor nazwał swojego ojca tyranem i niespełnionym aktorem, który zazdrościł dziecku kariery. Pod koniec lat 90. Culkin na własną rękę znalazł osobę trzecią, której powierzył opiekę nad swoimi finansami. Miał ponoć dosyć kłótni rodziców o jego pieniądze.
Ustawa Coogana nakłada na pracodawcę dziecięcego aktora obowiązek odkładania 15 proc. zarobków brutto pracownika na tzw. konto powiernicze Coogana, które opiekun prawny może monitorować, ale z którego nie może niczego wypłacać (aż do osiągnięcia pełnoletności przez młodego pracownika).
Shirley Temple, "czarna skrzynka" i inne niebezpieczeństwa
Pomijając kwestię finansów w pierwszych latach Hollywood dzieci traktowano zupełnie inaczej niż obecnie. Jeśli któryś z małych aktorów zachowywał się niegrzecznie, przed karą nie uchroniło go nawet wielkie nazwisko.
Shirley Temple była jedną z najbardziej znanych dziecięcych aktorek Złotej Ery Hollywood – to od niej wzięło się prześmiewcze przezwisko samej brytyjskiej królowej Elżbiety II i do dziś starsze pokolenia widzą w niej uosobienie niewinności.
Kalifornijska dziewczynka zadebiutowała w wieku 5 lat w pełnometrażowej "Rewolucji śmiechu" i zarabiała średnio tysiąc dolarów tygodniowo, co w przeliczeniu na obecny kurs wynosi blisko 20 tys. USD.
W latach 1934-1938 Temple i jej blondwłose loczki wywoływały największy uśmiech na twarzach Amerykanów. Wtedy publiczność nie wiedziała jeszcze o mrocznej stronie jej sławy. Grywała w satyrach, w których padała ofiarą seksualizacji (przebierano ją za prostytutkę i lolitkę), a przez reżyserów wcale nie była traktowana tak, jak na prawdziwą gwiazdę przystało.
W książce zatytułowanej "The Cultural Turn in US History: Past, Present and Future" historyk John Kasson opisał praktykę, jaką stosowano na planie jednego z pierwszych dzieł Temple – "Baby Burlesks". Chodziło o tzw. dźwiękoszczelną "czarną skrzynkę", w której znajdowała się bryła lodu. "W ciemnym i ciasnym pomieszczeniu zamykano dzieci, które źle się zachowywały. (...) Tym aktorom, którzy powiedzieli o torturach swoim rodzicom, grożono dalszą karą" – czytamy.
Temple opowiedziała o swoich doświadczeniach z tą dyscyplinującą metodą w swojej autobiografii zatytułowanej "Child Star" z 1988 roku. "O ile wiem, czarna skrzynka nie wyrządziła trwałych szkód na mojej psychice. (...) Czas to pieniądz. Zmarnowany czas oznacza zmarnowane pieniądze, czyli kłopoty" – twierdziła. Nadmieńmy, że Shirley była głównym żywicielem w domu i nie miała kontroli nad swoimi zarobkami.
Dziś nie przyszłoby nam do głowy, by na planie podawać dziecku leki na receptę dla dorosłych. W latach 30. producenci nie mieli z tym większego problemu. 17-letnia Judy Garland aka Dorotka z "Czarnoksiężnika z Krainy Oz" w taki właśnie sposób uzależniła się od barbituranów i amfetaminy, które – by brzmiały bardziej zachęcająco – nazywano tabletkami motywującymi. Jej dieta składała się z rosołu z kury, czarnej kawy i 80 papierosów dziennie.
W ubiegłym wieku nie dokładano również wystarczających starań, by chronić dzieci przed molestowaniem. W 2010 roku Corey Feldman z "Goonies" i "Stań przy mnie" wyznał, że w latach 80. był ofiarą przemocy seksualnej wraz ze swoim przyjacielem Coreyem Haimem. – Największym problemem Hollywood jest pedofilia – mówił na łamach "The Guardian". Jak sam twierdzi, w wieku 15 lat został odurzony i zgwałcony przez "ważną postać z Hollywood".
Jak teraz dba się o dzieci w Hollywood?
Obecnie dziecięcym aktorom z Hollywood poświęca się znacznie więcej czasu i opieki. Przepisy dotyczące ich pracy są spisane tak, by gwarantować im bezpieczeństwo. Godziny, które nieletni musi spędzić na planie, muszą być podzielone pomiędzy czas pracy, czas szkolny oraz czas na rekreację.
W 2018 roku branżowy portal Deadline przekazał, że "zniknął jeden z kluczowych kalifornijskich przepisów mających na celu ochronę dziecięcych aktorów przed przestępcami seksualnymi". "Prawo wymaga, aby publicyści, menadżerowie, trenerzy i fotografowie pracujący z aktorami dziecięcymi mieli pobierane odciski palców i poddali się weryfikacji FBI" – tak opisał ustawę AB1660 z 2012 roku dziennikarz David Robb.
Serwis przeprowadził nieoficjalne dochodzenie, z którego wynikło, że dziesiątki menadżerów, łowców talentów i trenerów nie przestrzega zapisów ustawy AB1660 (za jej łamanie grozi 10 tys. dolarów grzywny). Ustawa ma zabezpieczać dzieci z branży rozrywkowej przed molestowaniem.
Jak zmusza się dzieci do płaczu w filmach i serialach?
Jeśli chodzi o zmuszanie dzieci do płaczu, twórcy filmów i seriali dokładają wszelkich starań, by dbać o komfort małego aktora. Do tego celu zatrudnia się profesjonalistę zwanego "baby wrangler". Dawniej, by doprowadzić niemowlaka do łez przed kamerą, szczypano go, albo straszono.
W jaki sposób współczesne kino zachęca dzieci do płaczu? – Aby dzieci zaczęły płakać, sama zaczynam płakać. Na przykład powiem: "Łaaah!", a dziecko zacznie płakać. Wystarczy też, że usłyszy płacz innego dziecka. To jest przykład empatii – wyjaśniła Elaine Hall w rozmowie z Business Insiderem, która uważa, że dziecięcy aktor musi poznać najpierw swojego ekranowego partnera, zanim na planie padnie klaps.
Hollywood przeszło długą drogę od "czarnej skrzynki" aż po ustawę gwarantującą dzieciom stabilną finansowo przyszłość. Oczywiście w Los Angeles nadal dochodzi do przypadków łamania praw dziecięcych aktorów, jednak jest ich znacznie mniej w porównaniu ze Złotą Erą.