Tomasz Kowalski i Marcin Berbeka spełnili największe marzenia. I choć nadal nie wiemy, jak wysoką cenę zapłacili za swoją pasję, można przypuszczać, że drugi raz zrobiliby to samo. Dlaczego ludzie decydują się ryzykować życie, aby realizować swoje najśmielsze marzenia? – Człowiek siedzący całe życie za biurkiem, nigdy nas nie zrozumie – twierdzi Jacek Gadzinowski, miłośnik sportów ekstremalnych.
Chwila triumfu polskich himalaistów trwała krótko. Po ogromnym sukcesie czteroosobowej ekipy, z którego cieszyła się cała Polska, przyszedł czas oczekiwania na cud. I choć eksperci coraz śmielej przyznają, że szanse na odnalezienie Tomasza Kowalskiego i Marcina Berbeki są bliskie zera, wszyscy trzymamy kciuki, aby stało się to, co niemożliwe.
Dotarcie do szczytu Broad Peak oraz sprawdzenie własnych możliwości, było celem, który polska ekipa osiągnęła. Pomimo ogromnego ryzyka, śmiałkowie zdecydowali się zdobyć górę, która dla innych okazała się zbyt trudna. W tej całej niepewności, wiele osób zastanawia się dziś, co ciągnie ludzi w miejsca, do których dotarcie jest dla większości nieosiągalne? Dlaczego miłośnicy sportów ekstremalnych kładą na szalę własne życie, aby realizować niebezpieczne pasje? Jeszcze inny pytają, czy jest możliwe, aby nie przekraczać cienkiej granicy bezpieczeństwa w sportach ekstremalnych?
– Człowiek siedzący za biurkiem nigdy tego nie zrozumie – mówi wprost Jacek Gadzinowski, którego pasją są właśnie sporty ekstremalne. Od trzech lat uprawia kitesurfing, wcześniej przez kilka lat wykonywał ewolucje na rowerze. I choć doskonale zdaje sobie sprawę z niebezpieczeństwa, które nie raz odczuł na własnej skórze, nie wyobraża sobie statecznego i bezpiecznego życia. – W życiu trzeba robić to, co się kocha, bo pasje są naszą siłą napędową. To co możemy robić dziś, za dziesięć lat może okazać się niemożliwe – przekonuje kitesurfingowiec.
– Sytuacja, którą mamy niestety okazję obserwować, to ogromny dramat – stwierdza z ubolewaniem Janusz Onyszkiewicz, polski alpinista i himalaista. – Mam nadzieję, że wspaniała wyprawa i cel tych ludzi będą motywować kolejnych, którzy zdecydują się uprawiać ten sport. Tym razem skończyło się tragicznie, ale przecież nie musiało – mówi Onyszkiewicz. sam brał udział w wyprawach w Karakorum.
"Jesteś głupi, przestań ryzykować"
Jacek Gadzinowski ma za sobą poważną kontuzję, której dorobił się podczas surfowania. Przez blisko rok, otaczało go wielu ludzi, którzy wspierali go w trudnych dla każdego sportowca chwilach. Było jednak wielu takich, którzy starali się skłonić go, do porzucenia ryzykownych pasji. – Próbowali przykładać swoją kalkę na mnie. Pytali mnie, po co to robisz? Mówili: jesteś głupi, za bardzo ryzykujesz! Powinieneś zarabiać pieniądze i siedzieć za biurkiem, a ty jeździsz po świecie i surfujesz. Jesteś na to za stary – wspomina Gadzinowski.
Sytuacja, o której wspomina kitesurfingowiec najlepiej pokazuje, jak bardzo zróżnicowane są światy osób z pasją, oraz tych, którzy ponad wszystko cenią sobie stabilizację i święty spokój. – Człowiek, który ma pasję, w pewnym momencie nie patrzy na ryzyko. Tu chodzi o robienie w życiu tego, czego najbardziej się pragnie, a to często wymaga poświęceń. Zdarza się, że wszystkie inne dziedziny naszej aktywności są podporządkowane naszym pasjom. Ludzie są w stanie zorganizować swoją pracę i życie rodzinne tak, aby tylko móc robić to, co naprawdę kochają – tłumaczy miłośnik sportów ekstremalnych.
Janusz Onyszkiewicz, który uczestniczył w wyprawach w Himalaje, Karakorum, Hindukusz wie doskonale, czym jest pociąg do sytuacji ryzykownych. – Jednym z najważniejszych elementów atrakcyjności alpinizmu, jest właśnie to, że jest to niebezpieczne. Gdy człowiek się wspina, to ma świadomość sytuacji, w jakiej się znajduje, ze wszystkimi konsekwencjami. Sytuacja ta jest obiektywnie bardzo niebezpieczna. Fascynujące jest w niej to, że człowiek może nad nią zapanować, pomimo towarzyszącego strachu – mówi Onyszkiewicz.
Bariera ryzyka jest niewidzialna
Rzadko zdarza się, aby ktoś nie zdawał sobie sprawy z ryzyka, które niesie za sobą sport. Jest ono wkomponowane w dokonywanie rzeczy niemożliwych i właśnie to ryzyko sprawia, że w organizmach sportowców pojawia się najbardziej pożądany przez nich hormon – adrenalina. Jeśli ktoś nie zdaje sobie sprawy z ryzyka, to jest amatorem, albo zwykłym szaleńcem. – Himalaiści nie idą w góry bez przygotowania. Trenują przez lata i kalkulują stopień ryzyka, przy czym ta kalkulacja nie zawsze jest dobra – mówi realnie patrzący na kwestię ryzyka Jacek Gadzinowski.
Potrzebę realizowania swojej pasji i przyjmowania kolejnej dawki adrenaliny, można porównać do zachowania osoby uzależnionej od narkotyków. – Tak jak z narkotykami, w niektórych przypadkach sport ekstremalny może skończyć się źle – mówi nasz bloger Jacek Gadzinowski. – Gdy wychodzę pływać w morze, to zawsze biorę pod uwagę, że warunki mogą się zmienić. Praktycznie wszystko może zaskoczyć, kierunek wiatru, który może wywiać w głąb morza, czy zimna fala która niespodziewanie zaleje – mówi miłośnik kitesurfingu. Janusz Onyszkiewicz potwierdza, że uprawianie sportów ekstremalnych to stan niemalże narkotyczny. – Myślę, że jest to elementem wszystkich sportów ekstremalnych – mówi polityk i himalaista.
Sportowiec stara się jak najlepiej przygotować do wszelkich zagrożeń, nie myśli o tym, że niebezpieczeństwo faktycznie może nadejść. Gdy już się pojawi, dużo ważniejsze od przygotowań może okazać się siła charakteru. – Rajdowcy uczą się trasy na pamięć, zanim rozpoczną prawdziwy wyścig. Każdy zły ruch, lub komunikat od pilota mogą spowodować najgorsze. Gdy już popełni się błąd, albo zaskoczy nas natura, najważniejsze jest, aby nie ulegać emocjom. Najbardziej szkodliwe w momencie zagrożenia jest podejmowanie pochopnych decyzji – tłumaczy Jacek Gadzinowski, którego już kilka razy w życiu zalała duża fala. Raz miał też niezwykle niebezpieczną przygodę, gdy wiatr zmienił kierunek i zaczynał odciągać go od morskiego brzegu. – Próbowałem płynąć, a z każdą sekundą oddalałem się od brzegu. Przy tym wszystkim, złapał mnie jeszcze skurcz – wspomina.
Kiedy przestać?
Trudno odmówić sobie tego, co nadaje naszemu życiu sens. Osoby kochające i sporty ekstremalnie bardzo kończą swoją aktywność właśnie wtedy, gdy zdrowie nie pozwala im dłużej działać. – Rzadko kiedy zdarza się, aby pełen pasji sportowiec powiedział po prostu "rzucam to wszystko". Najczęściej wynika to z założenia rodziny, narodzin dziecka i pojawieniem się nowych zobowiązań. Bardzo ważny jest też wiek, który w pewnym momencie odbieram nam sprawność i umiejętność trzeźwego myślenia – twierdzi Gadzinowski.
Również Janusz Onyszkiewicz stwierdza, że należy się powstrzymać od uprawiania sportów ekstremalnych, kiedy nasza sprawność zaczyna się cofać. – Gdy już widać, że człowiek staje się słaby, to nie powinien ryzykować – uważa polityk. Janusz Onyszkiewicz z bólem przypomina że, że tragedia która dzieje się na naszych, nie jest pierwszą. – Tych tragedii zarówno w polskim jak i światowym himalaizmie było wiele, ale do tej pory żadna nie powstrzymała kolejnych śmiałków, i dobrze – podsumowuje Janusz Onyszkiewicz.