
Reklama.
Halina, kasjerka ze sklepu Motylek wypowiada samotną wojnę wielkiej korporacji. Początkowo daje się uwieść karierze i korporacyjnej nowomowie. Z szeregowej pracownicy awansuje na kierowniczkę sklepu. Lepsze stanowisko to lepsze dochody i szansa na życiowa stabilizację. Za poprawę swojego losu Halina będzie jednak musiała zapłacić wysoką cenę. Korporacja zmusza ją bowiem do bezdusznego wykorzystywania swoich koleżanek. Gdy jedna z nich w trakcie pracy roni swoje dziecko, Halina postanawia się zbuntować i wytacza proces szefostwu firmy. "Dzień kobiet" Marii Sadowskiej to inspirowana prawdziwymi wydarzeniami historia, którą krytycy porównują do „Erin Brockovich” Stevena Soderbergha. Reżyserka przekonuje, że jej film to tak naprawdę "feministyczny western", w którym samotna bohaterka staje do walki ze złem tego świata. W przypadku "Dnia kobiet" złem jest odhumanizowana korporacja, która zamiast człowieka widzi zyski. Sadowska próbuje więc rozprawić się z kapitalizmem w jego bezdusznej postaci. W rozmowie naTemat.pl przekonuje, że nie jest kobiecą wersją Che Guevary, a na jej filmie płaczą też mężczyźni.
Czy 8 marca 2013 roku kobiety w Polsce mają co świętować?
Możemy świętować to, że nasze babki dawno temu wywalczyły nam lepszą pozycję. Tak naprawdę tych powodów do świętowania nie jest zbyt wiele. Sytuacja kobiet nie jest w tej chwili najlepsza. Jesteśmy nadal opłacane dużo gorzej niż mężczyźni. Badania wykazują, że to kobiety pierwsze tracą pracę i trudniej jest im ją odzyskać. Polityka państwa jest bardziej pro męska niż pro rodzinna. Wydajemy grube miliony na stadiony i inne męskie rozrywki, a brakuje na podstawowe rzeczy dotyczące kobiet. Każą nam rodzić dzieci, ale co dalej się z nimi dzieje to już nikogo nie interesuje. Mam wrażenie, że był taki moment, że sytuacja kobiet trochę się poprawiła, a teraz znów zrobiliśmy krok do tyłu. Trzeba o tym głośno mówić i walczyć dalej.
W jakich sprawach ten krok to tyłu został zrobiony?
Jeszcze parę lat temu myślałam, że wszystko łatwiej pójdzie do przodu. Myślałam, że będzie większa tolerancja i równość. Myślałam, że w 2013 roku nie będziemy musiały się upominać o to, żeby być traktowane równo, a nadal tak nie jest.
Bohaterka Pani filmu najpierw daje się wciągnąć w tryby korporacyjne, a później buntuje się i wytacza wojnę bezdusznej machinie. Samotna mścicielka przeciwko złu to temat, który kino bardzo lubi i często wykorzystuje.
Ten mój film to jest „kobiecy western”, chociaż opowiedziana w nim historia ma tak naprawdę uniwersalny przekaz. To jest opowieść o człowieku, który najpierw zaprzedaje duszę, a potem musi ją odzyskać. Mężczyźni tak samo jak kobiety na tym filmie się bawią, tak samo się wzruszają.
Możemy świętować to, że nasze babki dawno temu wywalczyły nam lepszą pozycję. Tak naprawdę tych powodów do świętowania nie jest zbyt wiele. Sytuacja kobiet nie jest w tej chwili najlepsza. Jesteśmy nadal opłacane dużo gorzej niż mężczyźni. Badania wykazują, że to kobiety pierwsze tracą pracę i trudniej jest im ją odzyskać. Polityka państwa jest bardziej pro męska niż pro rodzinna. Wydajemy grube miliony na stadiony i inne męskie rozrywki, a brakuje na podstawowe rzeczy dotyczące kobiet. Każą nam rodzić dzieci, ale co dalej się z nimi dzieje to już nikogo nie interesuje. Mam wrażenie, że był taki moment, że sytuacja kobiet trochę się poprawiła, a teraz znów zrobiliśmy krok do tyłu. Trzeba o tym głośno mówić i walczyć dalej.
W jakich sprawach ten krok to tyłu został zrobiony?
Jeszcze parę lat temu myślałam, że wszystko łatwiej pójdzie do przodu. Myślałam, że będzie większa tolerancja i równość. Myślałam, że w 2013 roku nie będziemy musiały się upominać o to, żeby być traktowane równo, a nadal tak nie jest.
Bohaterka Pani filmu najpierw daje się wciągnąć w tryby korporacyjne, a później buntuje się i wytacza wojnę bezdusznej machinie. Samotna mścicielka przeciwko złu to temat, który kino bardzo lubi i często wykorzystuje.
Ten mój film to jest „kobiecy western”, chociaż opowiedziana w nim historia ma tak naprawdę uniwersalny przekaz. To jest opowieść o człowieku, który najpierw zaprzedaje duszę, a potem musi ją odzyskać. Mężczyźni tak samo jak kobiety na tym filmie się bawią, tak samo się wzruszają.
Dyskryminacja w pracy to coś, co przydarza się tylko i wyłącznie kobietom?
Bardzo mi zależało, żeby ta historia była uniwersalna. Równie dobrze mogłaby się przydarzyć mężczyznom pracującym w hucie. To jest opowieść o walce z korporacją i drapieżnym kapitalizmem. Nie chodzi wcale o czysty feminizm, ale o bycie po stronie uciśnionych i wyzyskiwanych. Po prostu o bycie po stronie słabszych. Te sprawy są ponad płcią.
Bardzo mi zależało, żeby ta historia była uniwersalna. Równie dobrze mogłaby się przydarzyć mężczyznom pracującym w hucie. To jest opowieść o walce z korporacją i drapieżnym kapitalizmem. Nie chodzi wcale o czysty feminizm, ale o bycie po stronie uciśnionych i wyzyskiwanych. Po prostu o bycie po stronie słabszych. Te sprawy są ponad płcią.
Podróżowałam z tym filmem po całym świecie i wszędzie wzbudzał podobne emocje. Wszędzie był podobnie odczytywany. Jednak przyznaję, że świadomie na bohaterki mojego filmu wybrałam kobiety. Uważam, że w polskim kinie brakuje opowieści o bohaterce, która nie jest ofiarą. W kinie kobieta przeważnie albo jest ofiarą, albo estetycznym dodatkiem do mężczyzny. Chcę walczyć z tym stereotypem. Mój film to próba zapełnienia tej luki.
Zobacz także: "Feministki - wydmuszka". Kobiety nie potrzebują Środy, Szczuki i Graff czy tylko im się tak wydaje?
Chce Pani robić filmy społecznie zaangażowane? To nie jest ostatnio dominujący nurt w polskim kinie.
Wydaje mi się, że życie przynosi najciekawsze tematy i one tak naprawdę leżą na ulicy. Ja mam niedosyt tematów społecznych w polskim kinie, dlatego mam potrzebę robienia takich filmów. To nie jest mimo wszystko kino publicystyczne, a moje filmy są dalekie od reportażu. Moja historia wydarzyła się w sklepie, ale równie dobrze mogłaby się dziać w jakiejś wielkiej firmie. Mnie interesuje dialog z widzem. Wielu twórców robi filmy autotematyczne i skupione na swoim wewnętrznym świecie. Dla mnie robienie filmów jest rodzajem dyskusji z widzem. Mam nadzieję, że publiczność zobaczy w nim polskie realia i naszą rzeczywistość.
Nie boi się Pani zarzutu o populizm? O chęć stania na barykadach?
Nie boję się, bo to nie jest zarzut. Ja się tego wcale nie wstydzę. Nie będę udawała, że jestem Che Guevarą, ale to jest mój głos i wypuszczenie kropli, która drąży skałę. Podobna historia do tej z filmu wydarzyła się naprawdę i pokazuje ona, że jedna osoba może coś zmienić i choć trochę naprawić świat. Ten film jest w pewnym sensie archetypiczną bajką, w której dobro zwycięża zło, a David pokonuje Goliata. Wszyscy kochamy takie historie. Populizm to tak naprawdę komedie romantyczne, a nie podjęcie ważnego, społecznego tematu i danie ludziom nadziei.
Wydaje mi się, że życie przynosi najciekawsze tematy i one tak naprawdę leżą na ulicy. Ja mam niedosyt tematów społecznych w polskim kinie, dlatego mam potrzebę robienia takich filmów. To nie jest mimo wszystko kino publicystyczne, a moje filmy są dalekie od reportażu. Moja historia wydarzyła się w sklepie, ale równie dobrze mogłaby się dziać w jakiejś wielkiej firmie. Mnie interesuje dialog z widzem. Wielu twórców robi filmy autotematyczne i skupione na swoim wewnętrznym świecie. Dla mnie robienie filmów jest rodzajem dyskusji z widzem. Mam nadzieję, że publiczność zobaczy w nim polskie realia i naszą rzeczywistość.
Nie boi się Pani zarzutu o populizm? O chęć stania na barykadach?
Nie boję się, bo to nie jest zarzut. Ja się tego wcale nie wstydzę. Nie będę udawała, że jestem Che Guevarą, ale to jest mój głos i wypuszczenie kropli, która drąży skałę. Podobna historia do tej z filmu wydarzyła się naprawdę i pokazuje ona, że jedna osoba może coś zmienić i choć trochę naprawić świat. Ten film jest w pewnym sensie archetypiczną bajką, w której dobro zwycięża zło, a David pokonuje Goliata. Wszyscy kochamy takie historie. Populizm to tak naprawdę komedie romantyczne, a nie podjęcie ważnego, społecznego tematu i danie ludziom nadziei.
W pisaniu scenariusza inspirowała się Pani historiami osób, które padły ofiarą mobbingu w wielkich sieciach handlowych?
Moja bohaterka jest kompilacją losów wielu różnych kobiet, które pracowały w supermarketach. Nie opowiada jednak historii żadnej konkretnej postaci. Ja oczywiście inspirowałam się kilkoma osobami, które podobnie jak Halina, bohaterka filmu wytoczyły sprawę sieci handlowej. To nie jest jednak reportaż ani dokument, a opowieść czysto fabularna. Wszystkie sytuacje pokazane w filmie zdarzyły się naprawdę. Sceny z procesu sądowego są wiernym odtworzeniem znanych mi sytuacji. Przy pisaniu scenariusza konsultowałam się ze Stowarzyszeniem Poszkodowanych przez Wielkie Sieci Handlowe. Tam poznałam wiele osób i dzięki nim miałam dostęp do akt sądowych. Dostałam od nich całą dokumentację ze spraw o mobbing, bardzo dużo rozmawiałam z poszkodowanymi kobietami.
Zobacz także: Nowa polska obelga. "Feministka zastąpiła Żyda, pedała i komunistę"
W filmie rozprawia się Pani z korporacyjną mentalnością. Dlaczego dajemy się wciągać w tryby korporacyjnych machin?
Dlatego, że wszyscy jesteśmy postawieni pod ścianą. Wszyscy mamy kredyty, mamy rodziny do utrzymania. Wisi nad nami groźba bezrobocia a czasy są niepewne. Ciągle jesteśmy biednym krajem i tym bardziej jesteśmy bezbronni wobec wyzysku. Kapitalizm jest dla nas czymś nowym i dopiero uczymy się, jak nie dawać się wykorzystywać. My powoli zaczynamy rozumieć, że to nie politycy rządzą światem tylko wielkie firmy. To są wielkie, odhumanizowane machiny, a człowiek który jest na dole tej drabiny mało się w tym systemie liczy. Na razie nikt nie ma recepty, co należy z tym zrobić, ale trzeba o tym mówić.
Ta samotna walka jednostki przeciwko złu w postaci bezdusznej korporacji to nie jest przypadkiem utopijna wizja?
Wierzę, że tak nie jest. Dobrze by było, żeby tej odwagi było więcej. Mamy jednak Ruch Oburzonych. Na całym świecie są ruchy społeczne, pokazujące, że my też mamy coś do powiedzenia. Każdy taki ruch zaczyna się właśnie od jednego człowieka, który miał wizję i marzenie.
Jest Pani antykapitalistką?
Zdecydowanie tak, choć to nie jest u mnie jakaś nowa historia. Jestem z tego pokolenia, które jeszcze żyło w komunizmie, więc pamiętam, jak zachłystywaliśmy się kapitalizmem. Nie jest jednak łatwo powiedzieć, że coś jest czarne lub białe. Kapitalizm ma swoje wady i zalety. O tych wadach opowiada mój film.
Dlatego, że wszyscy jesteśmy postawieni pod ścianą. Wszyscy mamy kredyty, mamy rodziny do utrzymania. Wisi nad nami groźba bezrobocia a czasy są niepewne. Ciągle jesteśmy biednym krajem i tym bardziej jesteśmy bezbronni wobec wyzysku. Kapitalizm jest dla nas czymś nowym i dopiero uczymy się, jak nie dawać się wykorzystywać. My powoli zaczynamy rozumieć, że to nie politycy rządzą światem tylko wielkie firmy. To są wielkie, odhumanizowane machiny, a człowiek który jest na dole tej drabiny mało się w tym systemie liczy. Na razie nikt nie ma recepty, co należy z tym zrobić, ale trzeba o tym mówić.
Ta samotna walka jednostki przeciwko złu w postaci bezdusznej korporacji to nie jest przypadkiem utopijna wizja?
Wierzę, że tak nie jest. Dobrze by było, żeby tej odwagi było więcej. Mamy jednak Ruch Oburzonych. Na całym świecie są ruchy społeczne, pokazujące, że my też mamy coś do powiedzenia. Każdy taki ruch zaczyna się właśnie od jednego człowieka, który miał wizję i marzenie.
Jest Pani antykapitalistką?
Zdecydowanie tak, choć to nie jest u mnie jakaś nowa historia. Jestem z tego pokolenia, które jeszcze żyło w komunizmie, więc pamiętam, jak zachłystywaliśmy się kapitalizmem. Nie jest jednak łatwo powiedzieć, że coś jest czarne lub białe. Kapitalizm ma swoje wady i zalety. O tych wadach opowiada mój film.