W sylwestrową noc przed siedzibą w TVP zebrało się ponad 100 osób. Tak wyglądała "huczna" obrona telewizji publicznej, choć i przemawiał Antoni Macierewicz, i śpiewał Jan Pietrzak. W innych miastach Polski jest podobnie, choć zewsząd słychać, że nie ustają protesty zwolenników PiS w sprawie zmian w mediach. Ale jak one naprawdę wyglądają? I jak to się ma do wielkich zapowiedzi PiS o Proteście Wolnych Polaków, który ma się odbyć 11 stycznia? Bo np. w Łodzi też protestowało tylko ponad 100 osób.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
– 11 stycznia będzie demonstracja w Warszawie. Mam nadzieję, że okazała. Liczymy, że to będzie poważna demonstracja i że pozwoli na uświadomienie wielu naszym obywatelom, że stan, w którym się znajdujemy, jest groźny – zapowiedział Jarosław Kaczyński. Od Bożego Narodzenia w PiS żyją tym oczekiwanym przez nich zrywem w obronie TVP.
"Wzywamy wszystkich Polaków, którym bliskie są ideały wolności, by wzięli udział w Proteście Wolnych Polaków" – nawołuje partia w mediach społecznościowych, a posłowie PiS robią to w lokalnych mediach.
– Ten sprzeciw można wyrazić, jadąc do Warszawy. Pod Sejmem będzie ogromna manifestacja, gdzie chcielibyśmy zamanifestować wolę wolnych Polaków – wzywała na antenie małopolskiego radia posłanka Józefa Szczurek-Żelazko.
Mariusz Błaszczak już ogłosił, że na protest "będą przyjeżdżali ludzie z całej Polski". – Liczymy na to, że rzeczywiście Polacy powiedzą nie ‘Koalicji 13 grudnia’, że się sprzeciwiają, że są za wolnością słowa. A ta wolność jest naruszona – mówił w Radiu Zet.
Jednak media już zastanawiają się, czy szykuje się frekwencyjna klapa. Bo patrząc tylko na to, jak zwolennicy PiS do tej pory protestują "w obronie TVP", wielkiego szału w całym kraju nie widać.
2 stycznia pod Urzędem Wojewódzkim w Gdańsku zebrało się około 400 osób. – "Wolne media! Orła nie pokona ruda wrona! Tu jest Polska! Precz z komuną! Obronimy! Hańba! Precz z tuskizmem!" – krzyczeli, cytowani przez portal trojmiasto.pl.
– Pogonimy tych mongołów Czyngis-chana i zwyciężymy – grzmiał poseł Kacper Płażyński.
Wcześniej, jeszcze w grudniu, gdy nowy minister kultury Bartłomiej Sienkiewicz odwołał władze TVP i Polskiego Radia, przed siedzibą TVP w Gdańsku zebrało się kilkadziesiąt osób.
Protesty, jak słychać w różnych miastach, mają być lub już są cykliczne, aż do 11 stycznia.
Na ostatnim – trzecim już – we Wrocławiu zgromadziło się ponad 500 osób. A nawet, jak informowała "Gazeta Wrocławska", "grubo ponad 500", bo "nie mieścili na telewizyjnym parkingu przy ul. Karkonoskiej".
"Nie dla zawłaszczania mediów", "Nie dla destrukcji Armii Polskiej", "Nie dewastacji projektu CPK", "Nie dla nielegalnej imigracji" – skandowali.
TV Republika podała, że we Wrocławiu protestowały tłumy.
Wszędzie na protestach są lub je współorganizują posłowie i radni PiS. Robiąc wrażenie, że głównie sami są uczestnikami tych manifestacji.
Tak było w innych miastach
Przypomnijmy, spontaniczne zgromadzenia zwolenników PiS zaczęły się po 20 grudnia. I już wtedy, jak donosiły media, nie były one zbyt liczne. Na przykład, według Polsatu, raz przed siedzibą regionalnego oddziału TVP w Krakowie protestowało sześć osób, a w Rzeszowie dwie. W Kielcach kilkadziesiąt. Podobnie w Opolu. A w Katowicach 20-30.
"Manifestacje w obronie Telewizji Polskiej w całym kraju!" – grzmiał wtedy portal braci Karnowskich. "Tłumy" zdążyła jeszcze pokazać dawna ekipa TVP.
Ostatnie manifestacje w innych miastach na pewno były bardziej liczne, ale czy jest się czym chwalić po ośmiu latach narracji PiS w TVP?
Na przykład w Zielonej Górze, przed siedzibą Radia Zachód, protestowało ostatnio ok. 250 osób.
W Rybniku, przed budynkiem Politechniki Śląskiej w Rybniku, gdzie siedzibę ma TVP Katowice, ponad 20.
W Łodzi – ponad 100.
"Kilkadziesiąt osób, z flagami Polski, po raz kolejny protestowało przed siedzibą TVP 3 Białystok" – relacjonowało kilka dni temu białostockie radio.
Sprawdzamy jeszcze bardziej na południowy wschód. Kilka dni temu, według "Dziennika Wschodniego", w proteście w Lublinie wzięło udział co najmniej kilkaset osób, "a według organizatorów nawet tysiąc osób".
"Pod siedzibą lubelskiego oddziału TVP pojawili się licznie politycy PiS, m.in. poseł Przemysław Czarnek czy marszałek województwa Jarosław Stawiarski" – relacjonował portal gazety.
Ale czy to dużo jak na region pełen wyborców PiS?
W mediach już pojawiły się opinie i analizy, czy to wystarczy, by PiS jeszcze bardziej mógł porwać ludzi.
"W kilkadziesiąt osób za dużo nie zdziałamy. Jeśli dalej te protesty będą tak wyglądać, to nie wróżę nam sukcesu. Dlatego chyba dobrym pomysłem jest duża manifestacja w Warszawie. Może ona przyciągnie więcej naszych wyborców" – powiedział Onetowi jeden z lokalnych działaczy PiS.