Co roku w święta Bożego Narodzenia Polacy oglądają go w małej rólce braciszka Kevina, który moczy łóżko przez sen. Mowa oczywiście o nieśmiertelnym świątecznym hicie "Kevin sam w domu". Teraz w wieku 41 lat Kieran Culkin zdobył nagrodę dla najlepszego aktora w serialu dramatycznym i mamy wrażenie, że ten Culkin dopiero się rozkręca.
Reklama.
Reklama.
Kieran miał sześć lat, gdy pojawił się na planie filmu "Kevin sam w domu". Jego starszy o dwa lata brat Macaulay grał w nim główną rolę, ale o tym już pewnie dobrze wiecie. Bracia w prawdziwym życiu odegrali wtedy też rodzeństwo na ekranie.
W bożonarodzeniowym filmie Kieran miał być tym młodszym braciszkiem, który moczy się w łóżko przez sen, dlatego ekranowy Kevin nie chce dzielić z nim pokoju. To był jego debiut na dużym ekranie (wcześniej miał na koncie występy w reklamie).
Bracia wystąpili wspólnie jeszcze w filmach "Tylko samotni" i "Kevin sam w Nowym Jorku". Oczywiście to Macaulay był tym, na kogo uwagę zwrócił świat. To on za swój występ w "Moja dziewczyna" z 1991 roku (rok po "Kevinie...") jako pierwszy dziecięcy aktor dostał milion dolarów wynagrodzenia.
Natomiast za kontynuację "Kevina samego w domu" miał zażądać już czterokrotność tej sumy (nie dziwi więc, że młody Macaulay przeszedł na "emeryturę" w okolicach swojej 18-tki). Można powiedzieć: Złote dziecko... na tle szóstki jego rodzeństwa, z których każde było kształcone na przyszłych "artystów" przez rodziców – głównie ojca, niespełnionego aktora.
Ciekawe, jak się wtedy czuli, gdy splendor i fortuna spadły tylko na jedno z nich...
Kieran nie miał tak donośnych hitów na swoim koncie, chociaż warto odnotować, że w latach 90. wystąpił też m.in. w rodzinnej komedii "Ojciec panny młodej 2", a także w filmie akcji "Uciec, ale dokąd?" u boku... Jean-Claude Van Damme'a.
Eklektycznie? Jeszcze jak!
Późniejsze lata jego kariery zdają się potwierdzać ten trend – występowanie w produkcjach, które sprawiają, że widzowie wciąż pamiętają o Kieranie, ale żadna z tych ról nie winduje go do pozycji mega-gwiazdy, czy sezonowego next-best-thing w Hollywood.
Kierana można zobaczyć m.in. w świetnej ekranizacji komiksu "Scott Pilgrim kontra świat", czy w solidnej serialowej produkcji "Fargo". Wszystko się jednak zmienia w 2018 roku, gdy aktor wciela się w rolę Romana Roya.
"'Sukcesja' jest satyrą na milionerów, korporacje i media, ale to też wypełniona czarnym humorem, dramatycznymi zwrotami akcji i zdradami... telenowela, w której ludzie dla władzy i pieniędzy nie cofną się przed niczym. Powiązanie tych dwóch motywów z kapitalną grą aktorską, ciętymi dialogami bez żadnej politycznej poprawności i bardzo "życiową" historią wpłynęło na sukces tej produkcji. To serial w stylu starego HBO, którego będzie nam bardzo brakować" – pisał o serialu Bartosz Godziński, autor naTemat.
Wypchaj się, Pedro!
Oczywiście to nie znaczy, że serial przypadł do gustu wszystkim. Swoją krytyką o produkcji podzielił się np. Stephen King, słynny pisarz specjalizujący się w historiach grozy.
"Nagłówek NY Times: 'Sukcesja' się skończyła. Dlaczego tak nas to obchodziło? Mam pewne wieści: wielu z nas wcale to nie obchodziło" – napisał na X.com (wtedy jeszcze Twitterze) 75-latek, sugerując, że nie jest fanem serialu o rodzinie Royów... albo po prostu nie wszyscy na świecie oddali się śledzeniu losów zmyślonych milionerów.
Fast forward i mamy początek 2024 roku. W Stanach właśnie odbyła się gala wręczenia nagród Emmy za poprzedni rok. "Telewizyjne Oscary" miał odbyć się w połowie września 2023, ale te plany pokrzyżowały strajki pracowników z branży filmowej, którzy domagali się lepszych warunków pracy.
Jak pisaliśmy o tym wcześniej, bank rozbiły trzy produkcje: "The Bear","Awantura" oraz "Sukcesja". Wśród nagrodzonych znalazł się też Kieran Culkin, 41-letni dzisiaj aktor odebrał nagrodę dla "Najlepszego aktora" w serialu dramatycznym.
– Byłem nominowany do Złotego Globu (za film "Ucieczka od życia", przyp. aut.) jakieś 20 lat temu i kiedy ten moment minął, pomyślałem, że już pewnie nigdy coś takiego mnie już nie spotka; co byłoby też okej. Dzięki "Sukcesji" wracałem tu kilkukrotnie, nie sądziłem jednak, że trafię na tę scenę, tak więc... wypchaj się, Pedro, to jest moje! – zwrócił się do swojego kolegi po fachu, Pedro Pascala, który także był nominowany w tej kategorii.
W chwili pisania tego tekstu strona "Celebrity Net Worth" szacuje, że Kieran Culkin jest wart pięć milionów dolarów.
Warto wspomnieć, że o Kieranie zrobiło się też głośno w samej Polsce i to jeszcze... w maju 2023 roku.
Wszystko za sprawą jego innego filmowego projektu, w którym wystąpi u boku Jesse'ego Eisenberga – produkcji zatytułowanej "A Real Pain".
Jak pisaliśmy o tym w naTemat, "A Real Pain" (pl. prawdziwy ból) to słodko-gorzki filmem o dwójce kuzynów, którzy wcześniej nie utrzymywali ze sobą kontaktu. Wszystko się zmienia, gdy umiera ich ocalała z Holocaustu babcia – wspólnie wyruszają do Polski śladami swojej rodziny, a także dołączają do wycieczki szlakiem Zagłady Żydów.
– Chcę zadać pytanie, czy współczesny ból jest uzasadniony w obliczu prawdziwej historycznej traumy. Myślę, że mogę mówić z doświadczenia ludzi po trzydziestce, którzy sięgają do tego, co jest dla nich zupełnie obce, a nagle staje się rzeczywiste – powiedział wtedy Jesse Eisenberg w rozmowie ze serwisem "Screen".
Sam Kieran Culkin natomiast tłumaczył wtedy, że wyjazd do Polski "strasznie uprzykrzy mu życie". Spokojnie, to nie przez jakieś uprzedzenie do naszego kraju.
– Powodem, przez który chciałem od tego uciec, było to, że mam półtoraroczne oraz trzy i półroczne dziecko i będziemy się bujać z nimi po Polsce. Nie lubię przebywać z dala od nich dłużej niż dwa dni, a bycie z nimi przez cały czas też nie jest dla mnie praktyczne. Staram się przekonać żonę, żeby przyjechała na dwa tygodnie i wzięła dzieci. Wszystko zależy od niej – wyznał w rozmowie z Taiką Waititim dla "Interview Magazine".
Jak jednak sam przyznał, scenariusz tego filmu był po prostu zbyt dobry, by go nie zrobić. Pozostaje czekać na efekt współpracy Culkina i Eisenberga. Światową premierę "A Real Pain" zaplanowano na 20 stycznia 2024 roku.