Śmierć Natalii w Andrychowie. Ojciec w wywiadzie o policjantach
Śmierć Natalii w Andrychowie. Ojciec w wywiadzie o policjantach Fot. LUKASZ SOLSKI/East News
Reklama.

Ojciec Natalii ma żal do policji

Trudno pogodzić się ze śmiercią tak niespodziewaną i tragiczną. O 14-letniej Natalii z Andrychowa pisaliśmy w naTemat wielokrotnie. 28 listopada 14-latka wyszła z domu i poszła na przystanek, skąd miała wsiąść do autobusu, jadącego w stronę szkoły w pobliskich Kętach. 

Chwilę po tym, gdy wyszła, zadzwoniła do swojego ojca, mówiąc, że słabo się czuje i ciemnieje jej w oczach. Następnie przestała odbierać telefon, a dla ojca i bliskich dziewczynki rozpoczęła się dramatyczna walka z czasem, by odnaleźć dziecko.

Kilka godzin później, tuż obok parkingu centrum handlowego, przemarzniętą, nieprzytomną Natalię znalazła nie policja, a kolega jej ojca. Trafiła do szpitala, ale nie udało się jej uratować. Przyczyną śmierci miał być krwotok do mózgu.

Ojciec ma wiele zarzutów do funkcjonariuszy, którzy według niego nie spełnili swoich obowiązków i potraktowali go opieszale. Udzielił wywiadu dziennikarzom TVN Uwaga, w którym powiedział, że gdy zgłaszał zaginięcie córki, potraktowano go tak, jakby zgubił rower.

Ojciec na komisariacie spędził 2 godziny

Pan Grzegorz na komisariacie spędził dwie i pół godziny – początkowo godzinę siedział w poczekalni, następnie godzinę składał zeznania. Co chwilę alarmował i błagał o pomoc, przede wszystkim chciał namierzenia telefonu córki, o co prosił policjantów.

– Prosiłem, żeby namierzyli jej telefon. Odpowiedzieli, że to nie jest takie proste i musi to potrwać – opowiadał w rozmowie z portalem. Mężczyzna relacjonuje też, o jakie kwestie pytali go funkcjonariusze.

– Wypytywali mnie o wiek córki, czy zdarzało jej się tak wychodzić, że może poszła do koleżanki lub do galerii handlowej. Jeden z nich zadzwonił na numer córki, był sygnał, ale bez odpowiedzi – mówił.

Pan Grzegorz wspomina, że gdy policjanci kazali mu czekać, jego znajomi już przeszukiwali okolice.

– Policjanci kazali mi iść do domu i czekać na policjanta z psem. Nie dałem rady czekać. Poprosiłem znajomą, żeby czekała na policjanta i dała jakiś ślad zapachowy, a sam ruszyłem znów szukać. Pomagał mi znajomy, który niedługo potem odnalazł Natalię – wspomina pan Grzegorz.

Jak już informowaliśmy, wobec czterech policjantów z Andrychowa toczy się już postępowanie dyscyplinarne. Śledztwo w tej sprawie prowadzi prokuratura w Krakowie. Ma ono wyjaśnić, czy i jakie procedury złamali policjanci. Ojciec Natalii nie kryje bólu, zdradził, że po wszystkim przyszedł do niego policjant, któremu zgłaszał zaginięcie córki. Powiedziałem mu: "Mówiłem ci, że ona może leżeć w śniegu i tak właśnie było”.

Jak już informowaliśmy w naTemat, dla rodziny Natalii ruszyła pomoc. Pan Grzegorz wcześniej stracił żonę, która zmarła na raka i samotnie wychowuje jeszcze dwójkę dzieci. Chce przez jakiś czas nie zajmować się pracą, by móc wspierać swoje dzieci.

– On nie chciał tej pomocy, ale my, przyjaciele postanowiliśmy ją zorganizować. Nie prosimy o jałmużnę. Prosimy ludzi o dobrych sercach o danie im możliwości przeżycia tych ciężkich chwil, tak by nie musieli martwić się o kwestie finansowe – wyjaśniła przyjaciółka rodziny Anna Żak.

Link do zrzutki znajdziecie <<Tutaj>>.