
Że Donald Tusk po wyborach szczególnie dba o PR transparentności politycznej i alergicznie reaguje na przejawy hejtu, nie trzeba nikogo przekonywać. Jednocześnie w jednym z kluczowych dla koalicji rządzącej miejsc, czyli we Wrocławiu, toczy się brudna walka o poparcie premiera w zbliżających się wyborach o fotel prezydenta Wrocławia. Afera medialna z udziałem współpracownika jednego z kandydatów może zaważyć o tym, kto otrzyma poparcie Tuska. A to ta osoba prawdopodobnie wygra wybory.
W listopadzie ubiegłego roku "Wyborcza Wrocław" pisała: "Poseł Michał Jaros może być kandydatem PO w wyborach na prezydenta Wrocławia w 2024 r." Przy tej okazji cytowano słowa najbardziej znanego w skali kraju byłego prezydenta stolicy Dolnego Śląska (dzięki serialowi "Wielka woda" również i dzisiaj) posła Bogdana Zdrojewskiego:
- Szansa na ewentualne wsparcie Jacka Sutryka zmalała, chociaż nie można jej całkowicie wykluczyć - mówił gazecie polityk.
- W sygnalizowanych sondażach potencjał Michała Jarosa już jest nieco wyższy niż obecnego prezydenta. (...) By jednak nie było wątpliwości, potwierdzę, że ten scenariusz jest otwarty - dodał.
Już te słowa były dostatecznie wyraźnym sygnałem, że we Wrocławiu rozgrywać będzie się wojna o stołek. Jacek Sutryk ze starań o reelekcję rezygnować bowiem nie zamierza, a na fotel równie zawzięcie czai się wspomniany Michał Jaros.
Że w wojnie najważniejsza jest strategia, nie trzeba nikogo przekonywać. Wojnę - jak szachy - powinno się jednak rozgrywać na zimno i myśleć kilka ruchów do przodu. Kiedy się tego nie robi, może powinąć się noga. I tego właśnie jesteśmy świadkami.
Wpadka z profilem Nasz Wrocław
Na Facebooku pojawił się profil o nazwie "Nasz Wrocław", a więc o dokładnie takiej samej jak program lojalnościowy urzędu miasta (ergo - wizytówka Jacka Sutryka). Dzięki programowi mieszkańcy, którzy płacą podatki w mieście, mogą z darmo skorzystać z tańszych biletów (słynnego w skali kraju) MPK zarządzanych przez miasto atrakcji (ZOO, aquaparku i wielu innych).
Tylko że profil, który niedawno wyrósł pod tą nazwą na Facebooku, nie dotyczył programu. Promował za to treści, którymi - co tu dużo mówić - Jacek Sutryk sam "brylował" w sieci. Wybijał więc nieprzyjemne komentarze pisane przez prezydenta (że się w tym lubuje pisaliśmy już w naTemat), czy zdjęcia, na których ten pozuje z gołą klatą. Na ich bazie tworzono coś na kształt memów, a wszystko okraszano różnymi komentarzami. Wyśmiewano np. prezydenta, który brylował tym, że otwiera w mieście szalet.
Treści może i faktycznie były jedynie kpiną z tego, w jaki sposób Jacek Sutryk prowadzi PR, ale trudno było nie domyślić się, że profil podszywający się pod miejski program, to polityczny ruch. Autor ewidentnie chciał ukryć, kim jest i po co to robi. Tym bardziej że w nazwie profilu użyto - a jakże - nazwy programu lojalnościowego miasta.
Prosty przepis, jak politycznie wykończyć się samemu
Szansę, że treści dotrą do szerokiego grona odbiorców z Wrocławia, a więc potencjalnych wyborców miało zwiększyć płatne promowanie treści. I ta właśnie płatna promocja pomogła ekspresowo namierzyć, kto stoi za profilem.
W mediach społecznościowych szybko wykryto, że numer telefonu służący do autoryzowania reklam, należy do Maurycego Graszewicza. Jego z kolei grudniu ogłoszono szefem sztabu wyborczego PO na Dolnym Śląsku. Ten sam zresztą numer i mail służyły do autoryzowania płatnych postów na profilu Michała Jarosa.
Żeby tego było mało, Maurycy Graszewicz odpowiedział (pod nazwiskiem) na wpis dotyczący... sprzedaży botów, w którym poprosił o kontakt w prywatnej wiadomości.
W rozmowie z naTemat powiedział, że faktycznie prowadził profil Nasz Wrocław, ale jednocześnie wyjaśnił:
– To była kampania realizowana w ramach mojej działalności gospodarczej przedsiębiorstwa zajmującego się marketingiem, na zlecenie jednej z organizacji pozarządowych. Absolutnie nie ma to związku z żadną kampanią polityczną i współpracą z Michałem Jarosem. Poza tym, oprócz jednego niefortunnego rebusu (ten z lwem widoczny na zdjęciu wyżej - red.), były tam same prawdziwe wypowiedzi Jacka Sutryka – usłyszeliśmy.
Co dalej z kandydaturą Michała Jarosa na prezydenta Wrocławia?
Sprawa - jak to w polityce - pewnie zakończy się tak, że szef sztabu za swój grzech będzie musiał zapłacić. Zostanie zesłany na banicję (oficjalną lub też nie), a ze strony Michała Jarosa możemy spodziewać się niebawem oficjalnego oświadczenia, że nie ma z tym nic wspólnego. Takie stanowisko przedstawił zresztą naszej redakcji:
"W mojej działaności skupiam się na pozytywnej współpracy i komunikacji. Tego oczekuję i wymagam od współpracowników. Nigdy nie rozmawialiśmy z zespołem o takich działaniach w mediach społecznościowych. Zweryfikuję i wyjaśnię funkcjonowanie fanpagu. Na pewno tego nie zlekceważę".
Chętnie wypowiada się w sprawie za wrocławski Ratusz, na którego czele ciągle zasiada Jacek Sutryk. W stanowisku przesłanym dla naTemat czytamy:
Przemysław Gałecki.
dyrektor Wydziału Komunikacji Społecznej UM Wrocław
Czy Donald Tusk zechce więc poprzeć kandydata, który wkopał się w PR-owe bagienko? A może będzie wolał postawić na kontrowersyjnego Jacka Sutryka, który podopiecznym MOPS radził, żeby poszli się umyć?
Pewnie wiele zależy też od tego, na ile głośno wybrzmi cała afera. Bo choć fanpage Nasz Wrocław już został zablokowany i realnie funkcjonował tydzień, wiele wskazuje, że Sutryk zrobi wszystko, żeby ta sprawa nie umarła jednak śmiercią naturalną. Co więcej, ma do tego narzędzia.
Sutryk, który włada wrocławskimi mediami
Warto w tym miejscu przypomnieć, że w walce o swój PR Jacek Sutryk uzbrojony jest doskonale i to od lat. Urząd miasta Wrocławia dysponuje bowiem potężnymi mediami, w tym gazetą (oficjalnie to biuletyn, bo miastu nie wolno wydawać gazety), która nakładem przewyższa... "Newsweeka" (sprzedaż na poziomie 59 tys. egzemplarzy).
– Biuletyn Wrocław.pl jest gazetą największym nakładem na Dolnym Śląsku. Wychodzi co tydzień. W zeszłym roku nakład wahał się w przedziale 60-80 tys. Wydania świątecznie miały aż 200 tysięcy. W 2023 roku nakład zwiększono dwukrotnie. Od stycznia 120 tysięcy egzemplarzy co tydzień, a od maja aż 140 tysięcy – mówiła "Gazecie Wrocławskiej" radna Jolanta Niezgodzka, która z grupą innych radnych opozycyjnych do Jacka Sutryka przeprowadzili w tym zakresie kontrolę.
Do tego miasto ma bardzo bogato prowadzone media społecznościowe, wydaje swój portal (www.wroclaw.pl), na co przeznaczane są gigantyczne pieniądze podatników, a urząd miasta zatrudnia cały szereg byłych wrocławskich dziennikarzy, którzy piszą typowe dziennikarskie treści.
Jak informowali aktywiści z Akcji Miasto (sprzyjającej aktualnie Michałowi Jarosowi), w 2019 roku wydatki na Wydział Komunikacji Społecznej urzędu miejskiego wyniosły 1,86 miliona zł. W 2024 roku mają wynieść... 6,5 miliona zł. Wszystko z pieniędzy podatników i wszystko... zgodnie z prawem.
Zostaje pytania: czy tworzenie "mediów" (formalnie to biuletyny) sprzyjających określonej opcji politycznej i jednocześnie finansowanych z pieniędzy podatników, jest etyczne i czy nie z tym przypadkiem walczy ostatnio koalicja rządząca? Jednocześnie czy fair jest podszywanie się pod publiczną platformę, żeby osiągnąć korzyść polityczną? To pozostawiamy samodzielnej ocenie.
To jak, na kogo postawi Donald Tusk?
