Beata Szydło została przewodniczącą Honorowej Rady Programowej Instytutu Dziedzictwa Niematerialnego Ludów Karpackich, a Marek Kuchcińskiej jej zastępcą. Ta informacja kilka dni temu obiegła cały kraj, wywołując falę komentarzy. Ale tu – 100 km od Ludźmierza, gdzie instytut został zainaugurowany – emocje wydają się szczególne. W tle wyłania się historia powstania samego instytutu, ale nie tylko. – To instytucja, która nie ma prawa być kojarzona politycznie, bo nie ma nic wspólnego z polityką – burzy się radny z Nowego Sącza.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Nowy Sącz oddalony jest od Ludźmierza półtorej godziny drogi samochodem. Dlaczego pytamy tu, skoro Instytut Dziedzictwa Niematerialnego Ludów Karpackich został oficjalnie otwarty w Ludźmierzu?
Bo właśnie tu, w Nowym Sączu, znajduje się siedziba Małopolskiego Centrum Kultury Sokół, pod które podlega instytut, tak rozsławiony już przez Beatę Szydło i Marka Kuchcińskiego.
I właśnie tu pierwotnie pojawił się pomysł jego stworzenia, który jednak nigdy w Nowym Sączu nie został zrealizowany.
– Ten pomysł to w dużej części moje dziecko. Był skierowany i wymyślony w Nowym Sączu i dla Nowego Sącza, a ni z tego, ni z owego został przeniesiony do Ludźmierza. To jest strata dla naszej społeczności. Można powiedzieć, że trochę ukradziono nam pomysł i przeniesiono go w inne miejsce. Boli mnie to i uważam, że to nie jest w porządku. Ale większym problemem jest to, że ta instytucja nie ma prawa być kojarzona politycznie, bo nie ma nic wspólnego z polityką – mówi naTemat Leszek Zegzda, radny z Nowego Sącza, były wicemarszałek województwa małopolskiego.
Jeden z prawicowych portali już ogłosił, że Beata Szydło i Marek Kuchciński będą chronić tradycji pogranicza polsko-słowackiego.
"Ona jest czynnym politykiem, a nie czynnym etnografem"
Informacja, że była premier i były marszałek Sejmu stanęli na czele Honorowej Rady Programowej, wywołała niemałe poruszenie. Nasz rozmówca dowiedział się o tym z mediów. I tak jak wielu, nie rozumie, dlaczego oni.
– Pomyślałem, że idea instytutu legła w gruzach. Że jak się już zaczyna na nią patrzeć z perspektywy politycznej, to już są wątpliwości co do realizacji celów. Tam nie ma przestrzeni dla polityków. W radzie programowej takiego instytutu powinni być wielcy miłośnicy, znawcy i specjaliści – podkreśla Leszek Zegzda.
W doniesieniach na temat nowej posady Szydło i Kuchcińskiego pojawia się informacja, że była premier to "polski polityk, ale również etnograf i samorządowiec". Jakby ktoś na siłę chciał obronić tę nominację. "W składzie Rady znalazły się wybitne postacie z dziedziny polityki, etnografii i samorządu" – podaje samo centrum kultury.
– Ale ona jest czynnym politykiem, a nie czynnym etnografem. Z etnografią zakończyła swoją działalność kilkadziesiąt lat temu. A Marek Kuchciński to już w ogóle. To namaszczenie wprost polityczne. Uderza w ideę instytutu – reaguje nasz rozmówca.
Swoje uwagi przekazał na Facebooku. "Nawet nie chce mi się tego komentować" – podsumował.
Inni reagowali pod jego wpisem: "Już nie tylko ręce opadają. Żenada i wstyd", "To jest niesamowita sprawa, przecież instytut miał mieć lokalizację w Sączu", "Dlaczego nie w Nowym Sączu, gdzie miał powstać?? Skąd taki pomysł?".
Przyjechali politycy PiS, Duda przysłał list
Inauguracja instytutu miała miejsce 20 stycznia. Odbyła się w takiej otoczce, że "Tygodnik Podhalański" ocenił, że czas się zatrzymał.
"Jakby październikowych wyborów nie było. Byli wszyscy pisowscy parlamentarzyści, nawet była posłanka Anna Paluch, która nie dostała mandatu w tej kadencji" – relacjonował.
Otwarcia instytutu dokonał marszałek województwa małopolskiego Witold Kozłowski, szef MCK Sokół Andrzej Zarych oraz Julian Kowalczyk, prezes Związku Podhalan w Polsce. Była msza św. i koncert zespołów regionalnych. Odbyła się też pierwsza rada programowa instytutu z udziałem polityków PiS.
– Jestem pewien, że nie trzeba uzasadniać tej decyzji i równocześnie liczę, że takie kierownictwo Rady zapewni najwyższą jakość powołanego przez nas Instytutu, ale i spowoduje, że na bazie tego, co tutaj powstało i zakresu działania placówki staniemy się częścią większych prac w całej Polsce – przemawiał marszałek województwa.
Nawet prezydent Andrzej Duda przysłał list, w którym pisał, jak bardzo cieszy się, że "ten unikatowy – nie tylko w naszym kraju, lecz także w skali europejskiej – ośrodek rozpoczyna swoją działalność". Że jest znakomitym świadectwem góralskiej tożsamości i wspólnoty. I trudno wyobrazić sobie lepsze dla niego miejsce niż Ludźmierz. A także, że ufa, iż instytut będzie przyciągał "licznych miłośników góralszczyzny z kraju i zagranicy, a także przyczyni się do promocji regionu".
Podkreślmy, Nowy Sącz to nie górale. Ale Ludźmierz tak.
– Myślę, że górale też mogą być niezadowoleni. Tak może mi się tylko wydawać, ale oni też są bardzo wrażliwi na punkcie samostanowienia i dwóch polityków na czele rady programowej również na Podhalu wcale nie musi ludzi zachwycać – zauważa nasz rozmówca.
W Ludźmierzu znajduje się znane Sanktuarium Matki Bożej Królowej Podhala.
A także Dom Podhalański, w którym właśnie – jako nowy oddział MCK Sokół – otwarto Instytut Dziedzictwa Niematerialnego Ludów Karpackich. A Julian Kowalczyk, prezes Zarządu Głównego Związku Podhalan został drugim, obok Kuchcińskiego, zastępcą Szydło.
Dlaczego instytut powstał w Ludźmierzu
– Z tym budynkiem był duży kłopot dla Związku Podhalan. To duży budynek, wymagał kapitalnego remontu. Został użyczony instytutowi na 25 lat – słyszymy.
Rozbudowa, remont i przebudowa trwały blisko dwa lata. Kosztowały 35 mln zł (ok. 25 mln to dotacje z UE, reszta z budżetu województwa).
"Instytut nie tylko będzie kolejną instytucją kultury, ale także miejscem, gdzie zostanie udokumentowana i zachowana ogromna spuścizna kulturowa, obejmująca m.in. piśmiennictwo ludowe, gawędziarstwo, muzykę, strój, obrzędy i zwyczaje" – informuje MCK Sokół.
Czytamy, że siedziba Instytutu "została wyposażona w nowoczesny sprzęt do archiwizacji i digitalizacji, umożliwiając przeprowadzanie działań dydaktyczno-szkoleniowych, a w jej wnętrzu już niebawem znajdą się specjalistyczne pracownie, m.in. etnograficzna, etnomuzykologiczna, etnochoreograficzna, sztuki ludowej i rzemiosła artystycznego".
– Mogli w Ludźmierzu zrobić dowolną rzecz. Ja kibicuję Ludźmierzowi. Ale niech nie przenoszą tego, co jest sądeckie. Co zostało wymyślone w Sączu i dla Nowego Sącza – komentuje Leszek Zegzda.
Nie bez wyczuwalnego żalu sądecki portal Sadeczanin.Info tak relacjonował rok temu prace budowlane w Ludźmierzu: "Podupadła, wielka siedziba Związku Podhalan jest rozbudowywana. Pieniądze na ten remont zostały zabrane Sądecczyźnie. Miały zostać zainwestowane pod Nowym Sączem. W Dąbrowie. Tam, gdzie teraz tylko wiatr hula wśród drzew i nanosi nowe kopce białego puchu".
Wróćmy więc jeszcze do tego pomysłu. Jaka była geneza instytutu?
Bo wiadomo, że w międzyczasie zmieniły się władze. Również w kierownictwie Centrum Kultury Sokół.
"Mieliśmy nadzieję, że instytut tam powstanie"
Leszek Zegzda wspomina, że 20 lat temu był współzałożycielem Instytutu Europa Karpat, któremu szefował przez pierwsze cztery lata. Ten instytut również był oddziałem Małopolskiego Centrum Kultury Sokół.
– W pewnym momencie pojawiła się idea, by stworzyć Instytut Dziedzictwa Niematerialnego. Pomysłodawcą był pan Antoni Malczak, ówczesny dyrektor centrum kultury. Znaleźliśmy odpowiednie miejsce. Przepiękny teren w Dąbrowie pod Nowym Sączem, związany z historią pisarki Gabrieli Zapolskiej. Mieliśmy nadzieję, że instytut tam powstanie. Wszystko było już przygotowanie. Projekty, plany, skąd będą wzięte środki finansowe – opowiada na Temat.
Idea, jak mówi, pojawiła się około 10 lat temu. – Za naszych czasów nie zdążyła się zmaterializować. A teraz została przeniesiona – mówi samorządowiec.