Obserwując polityków PiS można dojść do wniosku, że cierpią na rozdwojenie jaźni. Z jednej strony oburzają się, że niezależne media są niszczone przez władze, z drugiej sami chcą wykorzystać sąd do walki z tymi, którzy ośmielają się skrytykować ich wartości. Jaką wizję wolności słowa mają politycy PiS próbujemy dowiedzieć się od Jarosława Sellina, niegdyś członka Krajowej Rady Radiofonii i telewizji, dziś posła.
Generalnie mamy wolność słowa, ale jest nierównowaga wrażliwości reprezentowanych w mediach na korzyść wrażliwości lewicowo-liberalnej. Ona wcale nie wynika z tego, że ta wrażliwość jest w Polsce i polskim społeczeństwie dominująca. Po prostu tak się nasze życie polityczne ułożyło, że te środowiska przez wiele lat miały większy wpływ administracyjny na rynek medialny. Oni decydowali o tym, kto ma prawo robić media, bo przecież one nie powstawały zupełnie wolnorynkowo i spontanicznie. Przecież to działająca od 20 lat Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji decydowała o tym które środowiska, które osoby, które firmy otrzymują koncesję radiową czy telewizyjną.
Przez 10 lat mieliśmy lewicowego prezydenta, Lech Wałęsa też wzmacniał lewą nogę, przez wiele lat przy władzy była formacja postkomunistyczna, a i Platforma zmienia się w kierunku lewicy – demonstruje to Donald Tusk, a otwarcie przyznaje Grzegorz Schetyna. To wszystko powoduje, że przez wiele lat ludzie z tego nurtu dominowali w Krajowej Radzie i tak też zostały ukształtowane media. Więc ten układ nie wynika tylko z rynkowej gry sił i układu między środowiskami lewicowo-liberalnymi a konserwatywno-prawicowymi, tylko decyzji administracyjnych. To środowisko w ostatnich dwudziestu kilku latach pomagało w umacnianiu się tej wrażliwości w mediach.
To znaczy, że Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji dbała o wolność słowa i równowagę mediów tylko wtedy, kiedy rządzili nią Elżbieta Kruk, Marek Jurek i Witold Kołodziejski?
Nie. Ale to były epizody, kiedy inne wrażliwości miało kierownictwo KRRiT, ale jeśli przyjrzeć się składom Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, dominowali ludzie o wrażliwości lewicowo-liberalnej. Sam byłem członkiem KRRiT przez sześć lat i wiem to doskonale.
Jak powinien wyglądać polski rynek medialny, by mógł pan powiedzieć, że panuje na nim równowaga?
Marzy mi się równowaga, bo jej nie ma. W internecie ta myśl konserwatywno-prawicowa radzi sobie nieźle, ale tam nie ma reglamentacji, ingerencji państwa i urzędów. Na rynku prasowym – zwłaszcza wśród tygodników opinii – doszło ostatnio do ekspansji myśli konserwatywno-prawicowej. Jeśli zliczy się nakłady najbardziej opiniotwórczych tygodników, czyli z jednej strony "Gość Niedzielny", "Do Rzeczy" i "wSieci", a z drugiej "Polityka", "Wprost" i "Newsweek", to i można powiedzieć, że z mojego punktu widzenia sytuacja się naprawia.
Jednak problem jest w przestrzeni mediów audiowizualnych – tam mamy zupełną dominację wrażliwości lewicowo-liberalnej. Tutaj jest bardzo duża nierównowaga, bo o kształcie tej przestrzeni nie decyduje tylko wolny rynek, ale też organy administracyjne państwa.
Jeśli ktoś oczekuje konkretnej, jak pan to nazywa wrażliwości w mediach, może przecież sięgnąć po Telewizję Trwam czy Radio Maryja. To wymaga trochę wysiłku, ale w internecie nic nie jest podane na talerzu, trzeba poszukać strony, która nas interesuje.
Oczywiście, ale wie pan doskonale, że ta oferta jest uboga i musi być bardzo zniuansowana. Nie wszyscy dziennikarze wyrzuceni jesienią 2010 roku z telewizji publicznej, a mogę tu wymienić kilkanaście nazwisk, nie mają talentu czy umiejętności do tego, by nadal pracować w TVP. Okazało się, że dla nich nie ma miejsca, a jedynym programem, który ma pokazać pluralizm jest "Bliżej" Jana Pospieszalskiego. Jednak jest on emitowany w niszowym programie TVP i w późnych godzinach nocnych. Jednak nie starczyło już miejsca dla Joanny Lichockiej, Anity Gargas, Bronisława Wildsteina czy Tomasza Sakiewicza i innych osób, które wtedy mogły pracować w TVP.
To nie jest tylko kwestia Telewizji Trwam czy Radia Maryja, bo to media sfocusowane na bardzo szczególną wrażliwość – także religijną. Chodzi mi o szersze spektrum wrażliwości ideowej. Takiego w przestrzeni telewizyjnej i radiowej nie ma i to w dużej mierze wynika z decyzji administracyjnych i tego, kto akurat ma władzę i dominację w radach nadzorczych i zarządach. Doskonale pan wie, że PO, SLD i PSL podzieliły się stanowiskami i w KRRiT, i w radach nadzorczych i w zarządach i mamy tego konsekwencje. Dla ludzi o konserwatywno-prawicowej wrażliwości miejsca w tych mediach nie ma.
Na kolejnym marszu w obronie Telewizji Trwam, który nazywa się Marszem w Obronie Wolnych Mediów, będą także apele o wolność słowa dla stand-uperów, na których doniósł do prokuratury pański kolega z partii, poseł Andrzej Jaworski?
Myślę, że będzie broniona wolność słowa pani profesor Krystyny Pawłowicz i naukowców z polskich uczelni wyższych, którzy ośmielili się stanąć w jej obronie. Teraz są za to atakowani, także symbolicznie, bo profanowane są drzwi pomieszczeń, w których pracują i wygłaszane są hasła przeciwko nim skierowane. Trzeba bronić ludzi, którzy chcą się wypowiadać w wolny sposób i bronić swoich poglądów, a często są pod presją politycznej poprawności i ta wolność słowa jest przez to mocno ograniczana.
Czyli można żartować, ale tylko z mniejszości? Większość powinna być chroniona? Poseł Jaworski argumentował, że występem w TVP2 została obrażona "znacząca większość Polaków, którzy są katolikami".
Nie widziałem tego występu, więc ciężko mi to oceniać, ale zauważam zwykłe chamstwo, które…
Nie chodzi mi o ocenę tego skeczu, ale o sam sposób argumentacji posła Jaworskiego. On przekonuje, że większości nie można obrażać. Ale rozumiem, że już z mniejszości – tak jak to zrobiła poseł Pawłowicz na jednym ze spotkań z wyborcami – można.
Nie wiem, czy ten skecz kogoś obraził. Wiem jedno, że polski kodeks karny przewiduje karę za bluźnierstwa czy obrazę uczuć religijnych. Sądzę, że gdyby pan usłyszał jakieś żarty na temat judaizmu czy ewangelików, byłby pan oburzony. Równie dobrze można być oburzony i mówić, że zostało złamane prawo kiedy robi się kpiny w stosunku do wrażliwości chrześcijańskiej czy katolickiej.
Posłuchacie propozycji Victora Orbana, który doradził, byście stworzyli własne media?
One się tworzą, ale nie przez partię, bo to nie miałoby najmniejszego sensu. Ale widzę działania ludzi, którzy są od lat dziennikarzami i publicystami, i pozostają nimi, a nie stają się politykami. Oni tworzą media w przestrzeni internetowej, powstaje też Telewizja Republika, której życzę jak najlepiej. Niestety nie zniweluje to dysproporcji miedzy mediami lewicowo-liberalnymi a prawicowo-konserwatywnymi.
Marzy mi się równowaga, bo jej nie ma. W internecie ta myśl konserwatywno-prawicowa radzi sobie nieźle, ale tam nie ma reglamentacji, ingerencji państwa i urzędów. Na rynku prasowym – zwłaszcza wśród tygodników opinii – doszło ostatnio do ekspansji myśli konserwatywno-prawicowej
Jarosław Sellin
poseł PiS
To nie jest tylko kwestia Telewizji Trwam czy Radia Maryja, bo to media sfocusowane na bardzo szczególną wrażliwość – także religijną. Chodzi mi o szersze spektrum wrażliwości ideowej. Takiego w przestrzeni telewizyjnej i radiowej nie ma i to w dużej mierze wynika z decyzji administracyjnych i tego, kto akurat ma władzę i dominację w radach nadzorczych i zarządach.
Jarosław Sellin
poseł PiS
Nie wiem, czy ten skecz kogoś obraził. Wiem jedno, że polski kodeks karny przewiduje karę za bluźnierstwa czy obrazę uczuć religijnych. Sądzę, że gdyby pan usłyszał jakieś żarty na temat judaizmu czy ewangelików, byłby pan oburzony. Równie dobrze można być oburzony i mówić, że zostało złamane prawo kiedy robi się kpiny w stosunku do wrażliwości chrześcijańskiej czy katolickiej.