Dukla. Dawniej ważne miasto przy winnym szlaku, później ofiara centralnie planowanego rolnictwa. Dziś senna podkarpacka miejscowość, w której pracy nie ma co piąty mieszkaniec. Ucieleśnienie wszystkiego, czego nie widzą zamknięci w miastach dziennikarze największych mediów i politycy, którzy już dawno zapomnieli, kto ich wybrał. Jedno z setek podobnych.
Pierwsza sobotnia msza w kościele parafialnym w Dukli jest o siódmej rano. Ale zanim jeszcze młody ministrant zdąży zadzwonić sygnaturką, by ludzie wstali z ławek, a ksiądz ucałować płótno rozciągnięte na ołtarzu, trzysta metrów dalej słychać odgłosy innego, równie zakorzenionego tu rytuału. Pstryk i syk gazu ulatniającego się spod aluminiowej blaszki i pierwsze łyki zimnego, taniego piwa z Biedronki. Czasem głośne przekleństwa. Przesiadujących całymi godzinami na zniszczonym ryneczku, opartych o ściany niskich kamieniczek pijaczków interesują bardziej obsypujące się tynki nieużywanego już ratusza, niż różowo malowane ściany kościoła parafialnego św. Marii Magdaleny. Prawdziwej rokokowej perły.
Kiedy starsi skończą już narzekać na władzę gminną i warszawską, swoje baby, pogodę i inne niesprzyjające okoliczności, odchodzą, zwalniając miejsce dla kolejnych, na oko w wieku ich synów. Ci spotykają się, trzymają na smyczach małe kundelki i powtarzają ten sam znany rytuał. Ale pijaczki (młodsi i starsi) występują też w znacznie bardziej szacownym miejscu. W "Gminnej strategii rozwiązywania problemów społecznych na lata 2005 - 2013" stoją obok słów: niepewność jutra, niskie poczucie wartości, samotność, apatia, rozgoryczenie złą sytuacją, napięcia i konflikty społeczne.
"I żeby nie było gorzej"
Ucieleśnieniem tego opisu jest Dawid, który przyjechał zastąpić kolegę w przydworcowym kiosku. Co z tego, że dnia poprzedniego "wypiło się" kilka piw ("O kilka za dużo"). Jak tłumaczy mi, kiedy czekam na PKS, jest robota, to trzeba łapać. W rodzinie bieda, ojciec pracuje od czasu do czasu. - Ale to nie chore, że chłop pięćdziesiąt, sześćdziesiąt lat i za robotę się bierze? A młody, jak ja, nic? Ręce dwie są, ch… stoi. I nic.
Dawid, jak może, jeździ pracować do Warszawy. I choć wie, że w stolicy szczęścia nie ma, wie też, że są w niej większe możliwości. W rodzinie trochę pieniędzy zarabia też matka. Dawid pokazuje wielkanocne jajka zrobione z kawałków połyskującego materiału, misternie upięte szpilkami. A ja myślę: kupić? Nie kupić? Może kupić. Ale co z tym dalej zrobić? Chyba tylko wstawić do jednej z dziesiątków kapliczek, które przez wieki mieszkańcy stawiali przy traktach, którymi przewozili hektolitry węgierskiego wina. Dziś chodzą się tam modlić, a w zeszytach intencji leżących przy figurach Najświętszych Panienek i porcelanowych Jezusków wpisują modlitwy o pieniądze, zdrowie, lepsze jutro. Albo chociaż nie gorsze.
Nieocenione
W rodzinach dukielskich Dawidów da się więc przeżyć, dopóki żyją ojciec z matką – oprócz dorywczych zajęć, do domów przychodzi też niewielka emerytura lub renta. Co jednak stanie się z Dawidami za kilkanaście lat? Tacy, jak on łapią się raczej pracy na czarno, bez umowy, czyli bez nawet minimalnego zabezpieczenia na przyszłość. Później staną się wiecznymi klientami pomocy społecznej. Już teraz z zasiłków w Dukli korzysta 861 rodzin, łącznie 2862 osoby. Czyli co siódmy mieszkaniec. Połowa robi to z powodu ubóstwa.
Strategia gminy mówi o tym dużo. A także, jak wielkim problemem jest tu bezrobocie. Tak naprawdę jednak urzędnicy nie radzą sobie z precyzyjnym określeniem skali. Kiedy pytam o stopę bezrobocia w Powiatowym Urzędzie Pracy w Krośnie, nie otrzymuję jednoznacznej odpowiedzi. Pracownicy odsyłają mnie do statystyk zamieszczonych na stronie internetowej. Według nich w mieście i gminie Dukla jest 1163 zarejestrowanych bezrobotnych, w tym 597 kobiet. Proste liczby. Ani dużo, ani mało.
Więcej mówi na ten temat Małgorzata Bielec, dyrektor Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Dukli. Według szacunków lokalnych urzędników, w mieście i gminie nie pracuje 17,8 procent mieszkańców.
To jednak nic pewnego. W "Gminnej strategii" napisane jest też o bezrobociu ukrytym w rolniczych domach. Nawet jeśli w skład gospodarstwa wchodzi kilka nieuprawianych hektarów, niewielka chałupa i szopa na drewno, a w spisie inwentarza figuruje jedynie łańcuchowy burek, to rolnik dla państwa jest rolnik. A nie żaden bezrobotny.
Chrzan
Jak zapewnia Małgorzata Bielec, pomoc społeczna robi wiele, by nie tylko wypłacać świadczenia, ale także – jak to się mówi w nowomowie wniosków o unijne dotacje – aktywizować mieszkańców. W skrócie: sprawić, by chciało się im wyjść z domu. By, zamiast narzekać, że robota nie przyszła, sami zaczęli jej szukać w powiecie, Krośnie, Rzeszowie. – Zrobiliśmy szkolenie dla operatorów wózków widłowych, kurs kucharski, kurs spawacza, trening umiejętności komputerowych. Teraz na życzenie mieszkanek planujemy szkolenie dla opiekunek osób starszych – wymienia dyrektor lokalnego MOPS i dodaje, że wiele osób widzi w tym możliwość znalezienia stabilnej pracy.
Nic zresztą dziwnego. Na forach internetowych w Skandynawii, Wielkiej Brytanii czy Niemczech roi się od ogłoszeń: "aaa panią do domu opieki". I mieszkańcy, i urzędnicy przyznają, że emigracja często jest jedynym wyjściem z sytuacji. Tak często, że z Krosna odjeżdża za zachodnią granicę nawet kilkadziesiąt autobusów tygodniowo, wioząc sól krośnieńskiej ziemi, by przyprawiała włoskie winnice, greckie plantacje pomarańczy i hiszpańskie gaje oliwne.
Małgorzata Bielec przyznaje, że proces trudno jest zatrzymać. Bo, jak mówi, tak naprawdę sytuację poprawić mogłoby powstanie małych prywatnych firm i rozwój infrastruktury turystycznej, gdzie podjęłoby zatrudnienie część osób bezrobotnych.