Z pewnością będzie to jednak niemożliwe, gdy opóźnienia wywoła np. strajk kontrolerów lotu. Tymczasem prawie pewni odszkodowania będą mogli wkrótce być ci, którzy mieli problemy na lotnisku związane z usterką leżącą po stronie przewoźnika. Jednostkowe wciąż przypadki walki o odszkodowanie od przewoźnika udowadniają jednak, iż o swoje prawa można walczyć jednak nawet wówczas, gdy linie lotnicze każą nam czekać na lot powołując się na problemy związane z klęskami żywiołowymi. Tu znowu wraca przykład z Eyjafjallajokull. Gdy pył wulkaniczny uziemił samoloty nad Europą,
pewna klientka irlandzkich linii Ryanair na lot powrotny na trasie Faro - Dublin czekała aż... tydzień. Ryanair był nieubłagany i nawet, gdy samoloty powoli zaczęły się wznosić, loty na Faro okazały się nie być priorytetowe. Kobieta musiał przedłużyć zatem wakacje i wydać z własnej kieszeni ponad tysiąc euro na opłacenie hotelu, wyżywienia i transportu. Po powrocie zwróciła się więc do linii o odszkodowanie i zwrot tych kosztów. Ryanair stwierdził jednak, że nie ma ona do tego żadnego prawa. Dopiero niedawno zupełnie inaczej uznał Europejski Trybunał Sprawiedliwości, który zmusił Ryanair do pełnego zrekompensowania jej oczekiwania na lot, którego nie można było wykonać w związku w wybuchem wulkanu i dalszymi problemami logistycznymi przewoźnika.