Czy Dorota Gawryluk wystartuje w wyborach prezydenckich? Jej nazwisko krąży w mediach, Paweł Kukiz już ocenił jej szanse, a Joanna Racewicz stwierdziła, że trzyma za nią kciuki. Do tego na prezydenckiej giełdzie objawił się dziennikarz Krzysztof Stanowski. I ostatnio gen. Rajmund Andrzejczak. Dziś możemy reagować na to z dużym przymrużeniem oka, ale czy w dalszej perspektywie polskie społeczeństwo byłoby gotowe postawić na prezydenta spoza polityki? – Społeczeństwo może i byłoby gotowe, ale szanse na to, że człowiek spoza polityki zostanie prezydentem, są bardzo niewielkie – słyszymy od ekspertów.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
– Co wybory mamy coś takiego. To są takie "polityczne meteoryty". Czas ich życia jest dość krótki. Pojawiają się i znikają – mówi naTemat dr Wojciech Szalkiewicz, politolog i specjalista ds. marketingu politycznego, autor książki "Praktyki manipulacyjne w polskich kampaniach wyborczych" oraz "Inżynierowie społeczni i technologie zdobywania władzy".
Zawsze przed wyborami prezydenckimi zaczynają wyłaniać się nazwiska, które z polityką nie mają nic wspólnego, ale wystarczy, że się pojawią, już zaczynają robić zamieszanie. Kiedyś była Magdalena Ogórek, Jan Pietrzak, Paweł Kukiz.
Teraz w przestrzeni publicznej objawili się oni – Krzysztof Stanowski i Dorota Gawryluk, choć zaznaczmy, dziennikarka Polsatu ani nie potwierdziła, ani nie zaprzeczyła tym pogłoskom.
– Ja nie przejmowałbym się tymi spekulacjami, ale tak m.in. testuje się potencjalnych kandydatów. W przestrzeń publiczną rzuca się nazwisko, mówi się, że to jest kandydat i obserwujemy, co się dzieje. Czytamy posty pod artykułami, patrzymy, jak zachowują się dziennikarze, robimy badania. Jeżeli są pozytywne, to ewentualnie brniemy dalej. A jak nie, to szukamy następnego kandydata. To takie wybory miss piękności. Eliminacje, i to bardzo wstępne. Do tego się to sprowadza – mówi dr Wojciech Szalkiewicz.
Pierwsze reakcje w tym przypadku?
"Błyskotliwa, inteligentna, ładna"
O Gawryluk i Stanowskim piszą wszyscy. – Fantastycznie, życzę Dorocie powodzenia. Jeśli ta informacja stanie się faktem, jeśli słowo stanie się ciałem, to mocno zaciskam kciuki – powiedziała Plejadzie Joanna Racewicz.
– Błyskotliwa, inteligentna, ładna, no i kobieta, co też jest bardzo istotne – tak potencjalną kandydaturę dziennikarki Polsatu ocenił zaś Paweł Kukiz, który jako muzyk sam startował w wyborach prezydenckich. W rozmowie z "Super Expressie" stwierdził nawet, że z tej dwójki to ona ma największe szanse, ale żeby miało się to powieść, musiałaby być kandydatem całej prawicy.
– On nie rozumie nawet podstawowych zasad ustrojowych. Jakąś elementarną wiedzę kandydat na prezydenta musi posiadać – podsumował za to Krzysztofa Stanowskiego, który podczas wywiadu z Andrzejem Dudą nieoczekiwanie stwierdził:
– Chciałbym zobaczyć, jak to jest być kandydatem na prezydenta, a nie da się tego zrobić inaczej, niż startując w wyborach na prezydenta.
Był Reagan, jest Zełenski....
Mamy XXI wiek. Ameryka miała swojego Donalda Trumpa, który przed objęciem urzędu – jako pierwszy prezydent USA w historii – nie miał ani politycznego, ani wojskowego doświadczenia. Miała też Dwighta Eisenhowera, który z polityką też wcześniej nie miał nic wspólnego. I Ronalda Reagana, który wcześniej był aktorem.
A na przykład Chorwacja w 2015 roku doczekała się premiera Tihomira Oreškovicia, który był dyrektorem generalnym koncernu farmaceutycznego Pliva.
Czy w Polsce społeczeństwo też byłoby gotowe na prezydenta spoza polityki?
– Społeczeństwo może i byłoby gotowe, ale szanse na to, że człowiek spoza polityki zostanie prezydentem, są bardzo niewielkie. Polityka jest dla polityków. Oczywiście wyjątki się zdarzają, ale zapomina się, że zanim Reagan został prezydentem miał już bagaż polityczny. Był gubernatorem Kalifornii i na fotelu prezydenckim nie wziął się ze sceny, czy z ekranu, tylko terminował politykę. Stał za nim cały aparat Republikanów i dwóch sprawnych spin doktorów, którzy nadawali ton kampanii – zaznacza od razu Wojciech Szalkiewicz.
– Zawsze na listach pojawiają się różni aktorzy, czy dziennikarze. Część z nich przechodzi dalej, odnosi spektakularne sukcesy. Ale większa część po prostu znika. Popularność celebrycka niekoniecznie przekłada się na popularność polityczną. Przypadek Zełenskiego to wyjątek potwierdzający regułę. Szansa na to, że będziemy mieli drugiego Zełenskiego, jest umiarkowana – uważa.
"W polskich realiach nie widzę takiej osoby"
Ktoś powie, Szymon Hołownia to doskonały przykład. Ale dziś, jako marszałek Sejmu i lider partii, która zdobyła trzecie miejsce w wyborach, jest w zupełnie innym miejscu niż w 2020 roku, gdy zszokował Polskę startem w wyborach prezydenckich.
– On już od jest politykiem od 4 lat. Doświadczenie medialne na pewno mu pomaga, ale musi być zwierzęciem politycznym, bo bez tego po prostu się nie da – mówi Wojciech Szalkiewicz.
Gdyby więc Hołownia jeszcze raz miał wystartować na prezydenta, dziś robiłby to z zupełnie innego poziomu.
– Jednak w poprzednich wyborach prezydenckich jego popularność nie przełożyła się na wynik. To by oznaczało, że najpopularniejsze twarze nie zawsze są traktowane jako najpoważniejsi kandydaci na prezydentów. Ludzie czego innego oczekują od osobowości, które lubią, a czego innego od osób, które chcieliby widzieć na fotelu prezydenckim. Tu jest pewien rozdźwięk – zauważa prof. Kazimierz Krzysztofek, socjolog z SWPS.
Przypomnijmy, w 2020 roku Hołownia zajął trzecie miejsce, zdobył ponad 13 proc. głosów.
Teoretycznie – jak uważa socjolog – jest możliwe, by Polska wybrała prezydenta spoza polityki.
– Ale musiałaby to być jakaś osobowość. Bardzo charyzmatyczna. Są takie precedensy, jak Reagan, czy Zełenski. Ale musiałyby to być osoby, które poza tym, że wykreowały się jako ludzie kultury, artyści, musiałyby pokazać jeszcze jakiś inny format. Wyobrażam sobie, że mógłby to być np. jakiś biznesmen, przedsiębiorca, który do czegoś doszedł. Byłoby to bardziej odświeżające. Ale w polskich realiach nie widzę takiej osoby. U nas nie ma centrum. Jedni i drudzy są na barykadach. Taki kandydat na prezydenta byłby uznany za człowieka partyjnego – uważa prof. Krzysztofek.
Pytanie, czy społeczeństwo poważnie przyjęłoby jakąkolwiek kandydaturę spoza polityki.
– W tym momencie nie widzę w Polsce takiego kandydata. Ale nie da się go wykluczyć. To zjawisko nie do przewidzenia – komentuje socjolog.
Raczej, jak mówi, ta powaga nie dotyczy nazwisk, które ostatnio krążą w mediach: – Krzysztofa Stanowskiego nikt nie potraktuje poważnie. On nie chce kreować się na męża stanu, niezależnie od tego, czy ma ku temu jakiekolwiek kwalifikacje.
"Mogę sobie wyobrazić prezydenta lub prezydentkę spoza polityki"
Prof. Małgorzata Molęda-Zdziech, socjolożka, autorka książki pt. "Czas celebrytów. Mediatyzacja życia publicznego?" mówi, że jak najbardziej może sobie wyobrazić prezydenta lub prezydentkę spoza pola politycznego. Ale najpierw rysuje tło.
– Polityka nie jest już sferą zamkniętą dla czynnych i zaangażowanych działaczy partyjnych, ale dokonuje zwrotu w stronę tzw. "zwykłego człowieka". Dla niego polityka często kojarzyła się z małą przejrzystością. W badaniach ludzie podkreślali, że to sfera "brudna", tocząca się według niezrozumiałych dla nich zasad – mówi.
– Na tym tle, jak najbardziej mogę sobie wyobrazić prezydenta lub prezydentkę spoza pola politycznego, ale posiadającego/posiadającą wystarczający kapitał społeczno-kulturowy, obejmujący zaufanie do niego/jej, rozpoznawalność, medialność, dorobek w jakiejś dziedzinie, ale przede wszystkim – pewną dojrzałość i powagę do uniesienia tej funkcji – mówi.
– Osoba prezydenta powinna łączyć obywateli, podejmować wysiłki zasypywania podziałów, wywołanych przez partyjne rywalizacje. Ważna jest też rola reprezentacyjna prezydenta – jako głowa państwa reprezentuje państwo za granicą – komentuje.
Czy z każdego można zrobić prezydenta?
Dr Wojciech Szalkiewicz przypomina, że "spec od wizerunku" Piotr Tymochowicz powiedział kiedyś, że z każdego zrobi prezydenta.
– Można to zrobić, tylko to bardzo dużo kosztuje. Pod warunkiem że kandydat się nadaje. I trzeba go najpierw znaleźć – mówi.
Dlaczego uważa, że w przypadku kandydatów spoza polityki w Polsce są na to niewielkie szanse?
– Do wygrania wyborów prezydenckich trzeba około 200 mln złotych plus struktury. Czyli jeżeli nie mamy struktur, musimy wyłożyć drugie tyle na ich zbudowanie, bo kampania prezydencka dotyczy całego kraju. Z przysłowiowym plakatem trzeba dotrzeć pod strzechy. Tego jedna osoba nie załatwi. Nie ma na to szans. Jak mawiał Napoleon, do prowadzenia wojny potrzebne są trzy rzeczy: pieniądze, pieniądze, pieniądze. W przypadku wyborów są to olbrzymie pieniądze – mówi politolog.
Załóżmy, że ktoś spoza polityki je ma. Jakie ma szanse, by wygrać?
Dr Szalkiewicz podkreśla: – Samymi pieniędzmi nie da się wygrać. Ważne są cztery podstawowe czynniki, które trzeba brać pod uwagę, a które mogą mieć wpływ na wynik. W "kampaniologii", czyli nauce o wygrywaniu wyborów, to zasada czterech K i jednego P: klimat polityczny, kandydat, jego kampania, konkurent (i jego kampania) oraz przypadek.
Co musiałby mieć taki kandydat, żeby porwać ludzi?
– Coś, czego za żadne pieniądze nie można kupić. Charyzmę. Pieniądze są rzeczą niezmiernie istotną, bez nich nie ma co zaczynać. Ale pierwsza rzecz, jaką robią spin doktorzy, zatrudniając się u tego, czy innego polityka, to ocena jego charyzmy. Bez tego nie mamy o czym mówić. Kandydat musi mieć konstrukcję psychiczną do tego, żeby być politykiem. I cechy, które stwarzają szanse, że może wygrać – odpowiada.
Mediatyzacja polityki przyczyniła się do jej odpolitycznienia. Media już nie tylko relacjonują polityczne debaty, ale są jej aktywnymi uczestnikami, kreując hierarchie ważności tematów, budując wizerunki politycznych aktorów. Pokazują polityków jako zwykłych ludzi, także w niepolitycznych rolach, wkraczając w ich osobiste życie. Media cyfrowe dodatkowo zrewolucjonizowały tę sferę, gdyż działają w systemie 24/7 i potrzebują wciąż nowych treści, aby utrzymać uwagę swoich odbiorców.
prof. Małgorzata Molęda-Zdziech
socjolog
W październiku 2023 roku mieliśmy atmosferę zmiany. Co by PiS nie zrobił i tak zmiana nadeszła. Jaki będzie klimat za rok? Prawdopodobnie nadal będzie niezadowolenie z obecnego prezydenta i znów będziemy chcieli zmian. Obecnie wahadło polityczne przesunęło się trochę w lewo, w stronę centrolewicy. Kontrkandydat i jego kampania narzuca zaś strategię całej walki wyborczej. Gdy w ostatnich wyborach Andrzej Duda miał kontrkandydatkę w osobie Małgorzaty Kidawy-Błońskiej, mógł spać spokojnie. Gdy pojawił się Rafał Trzaskowski, nastąpiła zmiana i zaczęła się diametralnie inna kampania – tłumaczy.