Jarosław Kaczyński – delikatnie mówiąc – nie znosi Donalda Tuska. I nie ukrywa tego. To jego nemezis i główny przeciwnik polityczny, dlatego zrobi wszystko, żeby go zdyskredytować. Mieliśmy tego przykład podczas wtorkowej konferencji prasowej, na której prezes PiS wykorzystał rzekome słowa swojego brata o liderze PO. Rzekome, ponieważ Lech Kaczyński nie może ani ich potwierdzić, ani im zaprzeczyć.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
We wtorek (13 lutego) Jarosław Kaczyńskizwołał pilną konferencję prasową, żeby porozmawiać reparacjach wojennych od Niemiec. Lider Prawa i Sprawiedliwości wykorzystał tę okazję, żeby uderzyć w Donalda Tuska, który w Berlinie stwierdził, że kwestia formalna reparacji została już dawno załatwiona.
– To jest wypowiedź, która godzi w elementarne interesy Polski i chodzi tutaj zarówno o same odszkodowania, bo to właściwe określenie, ale także chodzi o nasz status nie tylko polityczny, ale także kulturowy. (Niemcy - red.) wobec Polaków przyjmują postawę, którą nie można określić niż jako postawę po prostu rasistowską i to skrajnie rasistowską – mówił Kaczyński.
– Niemcy się po prostu nie zmieniły niestety w tej relacji z Polakami, a Donald Tusk się w to wpisuje i to jest i skrajnie szkodliwe i haniebne i jednocześnie to jest jeszcze do tego także przestępstwo z punktu widzenia polskiego Kodeksu karnego. Jest przestępstwo z artykułu 127 Kodeksu karnego, które premier Tusk popełnia już od dłuższego czasu. Chodzi o zmienianie przemocą ustroju państwa, a to kolejne, bo chodzi o wyrządzenie szkód w relacjach z innymi państwami – dodał prezes PiS.
Kaczyński o rzekomych słowach brata o Tusku
Po części z oświadczeniami przyszedł czas na pytania dziennikarzy. Jedno z nich dotyczyło słów Donalda Tuska o inwigilacji Pegasusem i dokumencie w tej sprawie, który przekazał prezydentowi Andrzejowi Dudzie. Jaka była odpowiedź Jarosława Kaczyńskiego? Stwierdził, że już jego brat (rzekomo) mówił o Tusku, że to "straszliwy kłamczuch".
– Z ust Donalda Tuska słyszałem tyle różnych bajek, choćby na przykład w sprawie katastrofy smoleńskiej, nawet nagrań, które później okazały się całkowicie fałszywe, że jeżeli komuś nie wierzę i to tak całkowicie, to właśnie Tusk. Kiedy jeszcze go nie znałem, ale za to znał go mój śp. brat, to mówił o nim nawet pewne rzeczy dobre, ale jednocześnie mówił, że po prostu straszny kłamczuch, kompletnie mu nie można wierzyć. To były bardzo dawne lata, byliśmy wtedy młodymi ludźmi, on młodszy o te 8 lat, ale my też dosyć młodzi. I to tak było. Po prostu nie zmienił się, tylko choroba się coraz bardziej zaostrza – powiedział Jarosław Kaczyński.
Lech Kaczyński oczywiście nie może ani zaprzeczyć, ani potwierdzić tej przywołanej przez jego brata opowiastki.
Zachowanie Kaczyńskiego przypomniało dawne słowa jego brata
Podczas miesięcznicy smoleńskiej prezes PiS siłą wyrwał baner jednemu z protestujących na Placu Piłsudskiego oraz wdał się z nim w pyskówkę.
"Na miesięcznicy prezes Kaczyński spotkał pana, do którego Lech Kaczyński 22 lata temu powiedział "spieprzaj dziadu". Wyrwał mu transparent z napisem "Kłamstwo smoleńskie" – czytamy na platformie X.com na temat incydentu, który miał miejsce 10 lutego. Na nagraniu słychać, jak Kaczyński wypowiada niechlubne słowa.
Okazało się, że adresatem tych słów wypowiedzianych przez prezesa PiS był Zbigniew Aniszewski, członek SLD, który regularnie protestuje przeciw działaniom byłej partii rządzącej i zachowaniu Jarosława Kaczyńskiego.
– Kaczor zwymyślał mnie od gówniarza. A przecież ja jestem z tego samego roku 1949, tyle że ze stycznia, a oni – niech Lechowi ziemia będzie lekką – z grudnia. I jeszcze nie powiedziałem, że zerwał ten baner, zostały nam tylko wędki, z kawałkiem materiału. Niech Kaczyński tak co miesiąc robi, to zaraz będą mieli 15 procent poparcia – opowiedział na gorąco redakcji OKO Press Aniszewski.
Okazuje się, że jednocześnie Aniszewski to ten sam człowiek, który w 2002 roku od Lecha Kaczyńskiego usłyszał hasło, które niejako weszło do polskiej popkultury. Okoliczności tego zdarzenia są dokładnie znane. Jest zresztą nagranie, na którym dokładnie słychać i widać całą sytuację. Mężczyzna podszedł do wsiadającego do samochodu Lecha Kaczyńskiego, któremu powiedział:
– Partię żeście zmienili, pouciekaliście jak szczury! – słyszymy. Na to odpowiedział mu późniejszy prezydent:
– Panie, spieprzaj pan. O, to panu powiem – mówi Lech Kaczyński i zamyka drzwi auta. Po chwili otwiera je ponownie i wówczas pada słynna fraza: – Spieprzaj dziadu!
Ze swoich słów prezydent później się tłumaczył w "Alfabecie braci Kaczyńskich", mówiąc o Aniszewskim, że "był to zwykły męt".
"Wyjątkowo agresywny, który mnie obrażał. Jak miałem się zachować? Od polityka żąda się wyjątkowej uczciwości, a równocześnie grubej skóry. To utopia. Pewnie wolałbym tego zdarzenia uniknąć. Ale nie jest rzeczą naturalną, aby polityk nie mógł reagować na obraźliwe zachowania" – tłumaczył Lech Kaczyński.