W najnowszym wywiadzie Artur Barciś podzielił się swoimi refleksjami na temat rewolucji w publicznych mediach. Z rozważań aktora wynika, że jego matka konsekwentnie śledziła programy TVP przez wiele lat, w czasach, kiedy przy władzy był PiS. Gwiazdor "Rancza" i "Miodowych lat" wyjawił, co słyszał od niej po tym, jak na Woronicza doszło do przetasowań.
Reklama.
Reklama.
Mama Artura Barcisia była wierną widzką TVP. Co powiedziała po rewolucji?
Artur Barciś w rozmowie z Plejadą został zapytany o to, jak ocenia to co dzieje się od dwóch miesięcy w TVP. Ceniony aktor jest wyrozumiały i zdaje sobie sprawę z tego, że nadanie nowego kierunku tak wielkiej instytucji i wdrożenie zmian może chwilę potrwać.
– Daję im czas. To telewizja, to jest wielka instytucja, to nie jest kiosk Ruchu. To instytucja, którą trzeba teraz zreformować, bo ona przez osiem lat była zamieniona w tubę propagandową i te decyzje, które były podejmowane, bardzo rzutowały na to, w jakim ona została kształcie – podkreślił gwiazdor seriali "Miodowe lata" i "Ranczo".
– To jest duży bałagan, który trzeba posprzątać. Ja nie oczekuję, że to bardzo szybko nastąpi, natychmiast. Powoli zaczyna to działać – stwierdził.
Barciś wspomniał o swojej mamie. Przez ostatnie osiem lat nie byli zgodni, jeśli chodzi o wybór źródła informacji. Aktor nie mógł słuchać tego, co serwowała rodakom dawna ekipa TVP. Jego mama dopiero teraz dostrzegła, w czym tkwił szkopuł.
– Moja 91-letnia mama, która oglądała wyłącznie Telewizję Polską i zawsze mnie krytykowała za to, że ja nie popierałem wiadomej partii, teraz nagle mi powiedziała: "Wiesz, wiele zrozumiałam". Ja mówię: "No nareszcie" – opowiedział Barciś.
Artysta przyznał szczerze, że bardzo cieszy się z tego, że do TVP powróciły twarze, które niegdyś pracowały w publicznych mediach - wskazał na gospodarza "Teleexpressu" oraz nową prowadzącą "Pytania na Śniadanie".
– To są wybitni fachowcy. Nie zostaje się Maćkiem Orłosiem czy Kasią Dowbor ot tak, po prostu. To się opiera na wiedzy, na wdzięku, na uprawianiu tego zawodu, jakim jest prezenter czy osobowość telewizyjna w ten najwłaściwszy sposób. Oparty na przede wszystkim na całym zestawie umiejętności. Oni oczywiście to mają – ocenił.
Barciś dla naTemat: Nie da się w żaden sposób dyskutować z wyznawcami
W wywiadzie z Kamilem Frątczakiem w naTemat w kwietniu ubiegłego roku aktor przyznał, że rodacy różnie reagują na, to kiedy artyści zabierają głos w sprawach społecznych czy politycznych. A nie jest tajemnicą, że Barciś nie popiera PiS-u.
– Wiem, że my artyści, szczególnie aktorzy komediowi, nie jesteśmy traktowani poważnie. Ludzi drażni, że my się w ogóle na te tematy wypowiadamy. Jesteś komediantem, jesteś aktorem - to jest twoja działka – powiedział.
– Dostałem jakiś czas temu list od pewnej pani, która się dowiedziała, że popieram Platformę Obywatelską. Napisała mi, że ma do mnie ogromny żal. Nie tylko dlatego, że ich popieram. Chodziło jej głównie o to, że w ogóle się do tego przyznałem. Do tej pory mnie uwielbiała, ale teraz, jak już wie, to mnie nie lubi, ponieważ ona akurat słucha Radia Maryja i wyznaje inną opcję. Uznała, że jej zrobiłem krzywdę tym, że przyznałem się do swoich poglądów, bo ona wolałaby tego nie wiedzieć. Z drugiej strony, ja przecież tak jak ona, jestem obywatelem tego kraju i mam takie same prawa. Nie jako aktor, tylko jako człowiek. Dlatego, jak nie wytrzymuję, jak coś mi się bardzo nie podoba, to o tym mówię – oznajmił.
Barciś ocenił także, że dzisiaj (w czasach rządów PiS) Polacy są podzieleni bardziej niż kiedykolwiek. – Z pewnymi ludźmi nie da się dyskutować, ponieważ racjonalnych argumentów w ogóle nie przyjmują. Niektórzy cały czas uważają, że był zamach w Smoleńsku i brak argumentów im nie przeszkadza. Po prostu w to wierzą, bo tak im jest lepiej – oznajmił.
– Wolą, żeby Polska tak wyglądała, bo to się zgadza z ich światopoglądem, z ich sposobem myślenia. Co jest bardzo trudne, bo nie da się w żaden sposób dyskutować z wyznawcami. To nie jest kwestia poglądów, tylko wyznania, innego postrzegania rzeczywistości. Dlatego ten dialog jest taki trudny, a politycy to perfidnie wykorzystują – podkreślił.
– Boję się o ten podział w naszym społeczeństwie. Jest taki odcinek "Rancza", który fantastycznie nas diagnozuje. Czerepach mówi o Polakach, jakby to były dwa narody – Grecy i Bułgarzy. Dla jednych "tak" znaczy kiwanie głową na boki, a dla drugich kiwanie głową z góry na dół. Oni nigdy się nie porozumieją, jakby rozmawiali zupełnie innym językami. To mnie najbardziej martwi, że my ciągle jesteśmy tymi dwoma plemionami, które jakby żyły w dwóch różnych krajach – dodał.
Redaktorka, reporterka, koordynatorka działu show-biznes. Tematy tabu? Nie ma takich. Są tylko ludzie, którzy się boją. Szczera rozmowa potrafi otworzyć furtkę do najbardziej skrytych zakamarków świadomości i rozjaśnić umysł. Kocham kolorowych i uśmiechniętych ludzi, którzy chcą zmieniać szarą Polskę. Chcę być jedną z tych osób.