Justyna Pochanke prowadząc "Fakty" podczas oczekiwania na dym nad Kaplicą Sykstyńską. Stwierdziła wtedy, że "nie wiemy, czy będzie czarny czy biały, ale to już pytanie do Ducha Świętego". Czytelnicy zwrócili nam uwagę, że to nie informacja, ale przedstawienie swojej wiary. Czy prezenter informacji może tak mówić? Gdzie postawić granicę między informacją a publicystyką?
Pierwsze chwile po pojawieniu się białego dymu nad Kaplicą Sykstyńską pokazały jak niewdzięczna potrafi być praca prezentera informacji. W ciągu kilkunastu sekund po nadejściu informacji, która jest zaskoczeniem dla wszystkich, trzeba zabić ciszę na wizji i zacząć tłumaczyć widzom, co ta informacja oznacza. Dziennikarze mówią, że muszą wiedzieć coś o wszystkim i wszystko o czymś. Dlatego pod wpływem emocji mówią nie zawsze to, co mieli na myśli, a ich wpadki są z radością wyłapywane przez widzów.
Za taką zostały uznane słowa Justyny Pochanke, która w oczekiwaniu na pojawienie się dymu nad Kaplicą Sykstyńską stwierdziła na antenie TVN, że teraz tylko Duch Święty wie, czy będzie on biały czy czarny. Pojawiły się opinie, że dziennikarka mówiąc te słowa, kierowała się przekonaniami religijnymi i przekroczyła granicę bezstronności. – Ogólna zasada jest jasna: prezenter nie ma prawa dawać wyrazu swoim przekonaniom religijnym – stanowczo stwierdza prof. Maciej Mrozowski, medioznawca z Uniwersytetu Warszawskiego.
Dodaje, że jedynym wyjątkiem są media o wyraźnym profilu religijnym. – W mediach komercyjnych nie jest to jednak jakoś stanowczo zakazane. Za to w mediach publicznych takie deklaracje są absolutnie niedopuszczalne – wyjaśnia. Tłumaczy jednak, że nic nie stoi na przeszkodzie, by szeroko informować o świętach, które są uznane przez państwo. Jednak tutaj także trzeba przestrzegać granicy między informowaniem, a agitowaniem.
Badacz broni jednak Pochanke, przekonując, że jej słowa wcale nie musiały być podyktowane przekonaniami religijnymi prowadzącej. – Proszę pamiętać, że zarówno duchowni, jak i komentatorzy powtarzali często, że o wyborze papieża zdecyduje Duch Święty. Co prawda, musiał się chyba wahać, bo głosowano pięć razy, ale sądzę, że w przypadku redaktor Pochanke odwołanie się do Ducha Świętego było uzasadnione – przekonuje Mrozowski.
Zdaniem prof. Mrozowskiego sami widzowie nie chcą całkowitej bezstronności, bo mało kto w nią wierzy. – TVN jest uważany za stację sprzyjającą PO, liberalną i raczej antykatolicką. Konklawe było dla nich dobrą okazją, by polepszyć swój wizerunek wśród konserwatystów. Dziś, dla widzów, od samej informacji ważniejsze jest budowanie relacji z konkretnymi ludźmi, poczucie, że mogą im zaufać. Dlatego od prowadzących oczekuje się, że będą przejawiać emocje, kiedy czytają informacje o smutnych lub radosnych wydarzeniach. Nie można jednak przekroczyć granicy – zaznacza medioznawca.
Dlatego dziennikarz nie powinien na wizji na przykład płakać albo być przesadnie zadowolony. Nadmierną emocjonalność zarzucano Monice Olejnik, która płakała na wizji rozmawiając z Michałem Kamińskim po katastrofie smoleńskiej. Kiedy zmarł Jan Paweł II także wypominano dziennikarzom przekazującym informację o tym, że nie umieli powstrzymać łez. Jednak trzeba pamiętać, że to tylko ludzie i nie zawsze ich działania są zamierzone – czasem wynikają z przypadku lub są efektem emocji.
Religijność jest na tyle wrażliwą sferą życia, że słowa Pochanke zostały uznane za niedopuszczalne. Zarzucano, że epatuje swoimi przekonaniami religijnymi. – Zupełnie nie zgadzam się z takimi interpretacjami – mówi Magda Sakowska prowadząca "Wydarzenia" w Polsacie i "To był dzień" w Polsat News. – Nie brałabym tego literalnie, tylko jako przenośnię, mającą pokazać, że wciąż nie wiemy kto jest papieżem. Przecież osoba prowadząca program na widok białego dymu nie wstała i nie powiedziała "a teraz wszyscy się pomódlmy za nowego papieża" – dodaje dziennikarka.
Według Magdy Sakowskiej w naszym kraju nie ma szans na równe traktowanie wszystkich religii, bo katolicyzm dominuje bardzo wyraźnie. – Siłą rzeczy mówimy więcej o Kościele, który przecież jest najbardziej powszechny, wywiera znaczący wpływ na społeczeństwo i politykę, miał spore znaczenie w historii. Myślę, że podejście polskich mediów do religii innych niż katolicyzm można porównać z podejściem mediów azjatyckich do katolicyzmu. Tam pewnie o tym, co działo się w Rzymie poinformowano, ale bez rozwijania tematu – wyjaśnia Sakowska
Dziennikarka Polsatu przypomina jednak, że dziennikarze też są ludźmi i nie zawsze udaje im się utrzymać całkowicie kamienną twarz. – Porusza nas to, co porusza ludzi. Zawsze staram się relacjonować takie tematy jak najbardziej bezstronnie, ale czasami ciężko jest uciec od emocji – tłumaczy. Dlatego krytykując dziennikarzy za ich zachowanie na wizji warto zastanowić się, co my byśmy powiedzieli wiedząc, że oglądają nas miliony ludzi. Nawet doświadczeni prezenterzy mogą mieć problemy z jasnym i zupełnie bezstronnym przekazywaniem wiadomości. I chyba tak było w przypadku Justyny Pochanke.