"Dzielę się z tobą tym bardzo osobistym momentem, żeby ci powiedzieć, że nie jesteś sama. Szczęście nie oznacza braku emocji. Przeciwnie – droga do życia bez bólu wiedzie przez ból. Nie ma szczęścia bez przeżywania na bieżąco wszystkich emocji. Smutek, żal, lęk, gniew... Na wszystko musi być przestrzeń. Emocje dopuszczone i przeżyte mijają. Zaakceptuj emocje, ale pamiętaj, że nie jesteś nimi" – napisała pod zdjęciem, na którym ma łzy w oczach.
Ta relacja zaniepokoiła niektórych fanów Anny Wendzikowskiej. Zaczęli się dopytywać, czy aby na pewno wszystko u niej w porządku.
– Kochani, ja wam bardzo dziękuję, ale wy się tak o mnie nie martwcie, ale ja płacze średnio trzy razy w tygodniu, zwykle tego nie pokazuję, bo co tu pokazywać. Pomyślałam, że się z wami podzielę tą częścią mojej codzienności, żeby wam było raźniej – skomentowała.
Droga Anny Wendzikowskiej nie była usłana różami. Sporo czasu zajęło jej dojście do pełni szczęścia. Dziś z podniesioną głową mówi: "Cześć. Mam na imię Ania i jestem szczęśliwa".
Ostatnio dziennikarka gościła w podcaście naTemat "Światła, Kamera, Prawda", w którym opowiedziała o swoich zawodowych przygodach w Hollywood, jak i prywatnych doświadczeniach. Dodatkowo po czasie wróciła wspomnieniami do głośnej afery mobbingowej, której była bohaterką.
– Było wiele osób, które straciły pracę, wylądowały na psychotropach, w instytucjach różnego rodzaju wspomagających osoby w trudnościach psychicznych. Było bardzo dużo ofiar, osób, które ucierpiały. Pomyślałam sobie, że ja mam głos silniejszy, niż ktokolwiek z tych osób. Nie chcę tutaj robić z siebie jakiejś Joanny d'Arc, bo ja to zrobiłam dla siebie, dla swojego wewnętrznego poczucia, że stoję po właściwej stronie mocy – tłumaczyła.
Choć nie było łatwo, postanowiła zmierzyć się z przeciwnościami losu i zawalczyć o swoje szczęście. Dziś jest autorką podcastu "Ku Szczęściu", a niedawno premierę miała jej książka o tym samym tytule, w której podzieliła się swoimi trudnymi doświadczeniami – również z życia prywatnego.