2005 rok: tłum ludzi na Placu Świętego Piotra wypatrujących nowego papieża. 2013 rok: tłum ludzi trzymających nad głowami tablety i komórki. Zdjęcie, które przedstawia to porównanie, szybko stało się hitem internetu. – Zachowanie ludzi w tym przypadku jest podobne do sytuacji, gdy jesteśmy na wakacjach i wszystko relacjonujemy w internecie. Przestało mieć znaczenie, czy to wakacje czy Plac Świętego Piotra: po prostu zawsze warto pochwalić się znajomym – mówi w rozmowie z naTemat dr Dominik Batorski, socjolog internetu.
Widział pan zdjęcie porównujące tłum oczekujący na wybór papieża w 2005 i 2013 roku? 8 lat i taka zmiana…
Dr Dominik Batorski: Przede wszystkim ostrożnie do niego podchodzę, bo nie wiadomo, czy jest autentyczne. Ale jeśli tak, to rzeczywiście bardzo ciekawa sprawa. Nie zgodzę się tylko, że jest to zmiana rewolucyjna, bo rozpowszechnienie smartfonów czy tabletów nastąpiło tak szybko, że po kilku latach taki obrazek dziwić nikogo nie może. To, co jest tutaj nawet ciekawsze, to sam kontekst użycia technologii.
No właśnie. Plac Świętego Piotra, oczekiwanie na papieża i telefony czy tablety nad głowami tłumu.
Technologia sprawiła po prostu, że ludzie na dowód uczestniczenia w podniosłym, wręcz historycznym wydarzeniu, chcą mieć namacalny efekt własnej obecności w postaci zdjęcia czy nagrania. Zastanawiające wydaje się pytanie, dlaczego właściwie nagrywają to wydarzenie, skoro w internecie czy w telewizji na wyciągnięcie ręki mają mnóstwo podobnych przekazów, tyle że lepszej jakości.
Chcą się pochwalić?
Po części tak. Proszę zwrócić uwagę, że zachowanie ludzi w tym przypadku jest podobne do sytuacji, gdy jesteśmy na wakacjach, w jakimś fajnym miejscu, robimy ciekawe lub mniej ciekawe rzeczy, i wszystko relacjonujemy w internecie, najczęściej na Facebooku. Przestało mieć znaczenie, czy to wakacje czy Plac Świętego Piotra: po prostu zawsze warto pochwalić się znajomym. Za tym zdjęciem kryje się więc swego rodzaju aspekt wizerunkowy.
Ale czy nie jest tak, że cierpi na tym przeżywanie danego wydarzenia?
To jest na pewno uboższy rodzaj uczestnictwa, który znamy jest choćby z koncertów i innych imprez, gdzie też wszechobecne są telefony i tablety. Polega on na tym, że zamiast skupiać się na wydarzeniu koncentrujemy się na udostępnianiu informacji w sieci, by jak najszybciej dowiedziały się o tym inne osoby. Niekoniecznie jest to coś gorszego, bo może się za tym kryć chęć włączania w wydarzenie znajomych czy nawet nieznanych internautów, nawet jeśli nie ma ich w danym miejscu.
Zamiast wspólnoty "tu i teraz" mamy wspólnotę internetową?
Nie jest do końca tak, że to jest coś za coś. Ale rzeczywiście jest tak, że zamiast aktywnego uczestnictwa tworzy się nowy wzorzec relacji wokół tematu. Takie interakcje z rzeczywistego poziomu przeniosły się na Twitter i Facebook. Tutaj rodzi się nowa wspólnota. Wystarczy przejrzeć internetowe dyskusje w dniu wyboru papieża Franciszka, by to zauważyć.
Skoro między 2005 a 2013 rokiem nastąpiła taka zmiana, to czego powinniśmy się spodziewać przy podobnej okazji za 5-10 lat?
Oj, tutaj mnóstwo scenariuszy można byłoby narysować. Jest wiele technologii, które dopiero są rozwijane i za kilka lat nie będą dla nas niczym zaskakującym. Być może uniesionych w górę komórek nie zobaczymy, a będą na przykład okulary Google, które pozwolą rejestrować wydarzenia, sprawdzać, kim jest dany kardynał i dzielić się tymi informacjami z innymi osobami.
Dr Dominik Batorski – socjolog internetu z Interdyscyplinarnego Centrum Modelowania Matematycznego i Komputerowego na Uniwersytecie Warszawskim. Zajmuje się badaniem uwarunkowań i konsekwencji korzystania z internetu, a także szerzej przemian społecznych związanych z upowszechnieniem technologii informacyjno-komunikacyjnych