logo
Generał Roman Polko podpowiada władzom Ukrainy, jak zorganizować "drugą armię". Fot. Associated Press / East News
Reklama.

Ministerstwo Obrony Wielkiej Brytanii właśnie wyliczyło, że w lutym 2024 roku straty wojsk rosyjskich były największe od czasu wybuchu pełnoskalowej wojny w Ukrainie. Jeszcze niedawno takie wieści tylko podgrzewałyby hurraoptymizm, ale dziś nikt już rychłego upadku Putina nie ogłasza.

Druga strona medalu wygląda bowiem tak, że wierni Donaldowi Trumpowi republikanie w amerykańskim Kongresie nadal blokują dalszą pomoc dla Ukrainy, a Europejczycy zaczynają rozważać scenariusze kolejnego konfliktu – do rozpętania którego kremlowską wierchuszkę może zachęcić triumf po prawej stronie Bugu.

Co dalej z wojną w Ukrainie? Generał Roman Polko ma podpowiedź dla władz w Kijowie

Między innymi o tym w niedawnej rozmowie z cyklu #TYLKONATEMAT rozmawiałem z gen. dyw. rez. Romanem Polko – wieloletnim dowódcą jednostki GROM i byłym wiceszefem Biura Bezpieczeństwa Narodowego, a dziś doktorem nauk wojskowych, który specjalizuje się w zagadnieniu kierowania organizacją armii.

– Oczywiście jesteśmy obecnie w pewnym dołku, także moralnym, bo ta szumnie zapowiadana ofensywa po prostu nie przebiegła tak, jak obiecali niektórzy politycy. (...) Dołek pogłębia też fakt, że dostawy uzbrojenia nie idą zgodnie z planem, Stany Zjednoczone zablokowały fundusze, a do tego dochodzi cały szereg problemów wewnętrznych Ukrainy – stwierdził generał.

Rozmówca naTemat.pl wskazał szczególnie dwa obszary, na których powinna skupić się administracja Wołodymyra Zełenskiego:

Wiele zmieni się, jeśli Ukraina zatrzyma korupcję i ściągnie tę "drugą armię", która uciekła z ojczyzny. Przecież w państwach UE zarejestrowane są setki tysięcy młodych ludzi, którzy pobierają różnego rodzaju świadczenia. A ilu jest takich, których policzyć trudniej, bo po zasiłki się nie zgłosili...?

Gen. dyw. rez. Roman Polko

wieloletni dowódca GROM-u i były wicezef BBN w rozmowie z naTemat.pl

– W Rosji przestawienie na tory wojenne oznaczało, że wcielani do wojska są ludzie od 18. roku życia, tymczasem w Ukrainie pobór wciąż dotyczy osób mających co najmniej 27 lat – zauważył Roman Polko.

Decydenci z Kijowa nie ukrywają, że wiek mobilizacyjny (nie mylić z wiekiem poborowym, który w Ukrainie to 18 lat) utrzymują na tak wysokim poziomie, gdyż boją się, iż jego obniżenie wywoła kolejną falę emigracji. Jednak zdaniem generała "uruchomienie rezerw ludzkich jest jednym z kluczy do przełamania sytuacji na froncie".

– Politycy najbardziej boją się o swoje stanowiska! (...) Przecież moskiewska młodzież też sama z siebie nie garnie się do walki. Dlatego Putin musiał sięgać po zasoby z głębokich azjatyckich rubieży, czy nawet szukać najemników w Afryce – ocenił wojskowy.

"Druga armia" uciekła z Ukrainy. Tylu mężczyzn w wieku poborowym żyje na Zachodzie

Na ucieczkę "drugiej armii" otwarcie utyskiwał sam Rustem Umierow. W rozmowie z niemieckimi mediami minister obrony Ukrainy już pod koniec ubiegłego roku zapowiadał "wysłanie zaproszenia" do wielu mężczyzn, którzy dziś cieszą się bezpiecznym życiem na Zachodzie.

Jak informowaliśmy w naTemat.pl, z danych Eurostatu wynika, że od początku wojny Ukrainę opuściło co najmniej 650 tys. mężczyzn w wieku 18-60 lat. Część z nich skorzystała z furtek w wojennych przepisach, które uniemożliwiają opuszczenie ojczyzny, inni do państw Unii Europejskiej, Szwajcarii, Norwegii oraz Liechtensteinu uciekli nielegalnie.

Czytaj także: