Wirtualna Polska poznała zeznania Stefana Wilmonta, które składał w toku śledztwa. Jak podał portal, uzyskał je Franciszek Małecki-Trzaskoś, prezes Instytutu Badań i Analiz Działalności Jednostek Samorządu Terytorialnego. Dokumenty potrzebne mu są do rozprawy doktorskiej.
W rozmowie z Wirtualną Polską Małecki-Trzaskoś przekazał, że "lektura dokumentów nasuwa jednoznacznie przekonanie, że zabójca prezydenta Gdańska działał sam i nie miał zleceniodawców".
Jak dodał, "Stefan Wilmont zainspirował się sam. Sam wybrał ofiarę i sam wybrał moment". – Teraz jest swego rodzaju VIP-em, zabił kogoś z pierwszych stron gazeta – wskazał w rozmowie z WP.
Ciekawy wątek w jego zeznaniach dotyczy rzekomych zleceniodawców. W styczniu 2019 roku mówił o tych "zleceniodawcach", których nazwał "bandziorami".
"Wilmont forsował wersję, że spotkał się z nimi w Warszawie, ale nie chciał zdradzać, gdzie się rzekomo widzieli, tylko że "mniej więcej miał umówione z nimi spotkanie". Nie chciał podać, kim byli" – czytamy w artykule WP. – Dogadaliśmy zlecenie na zabójstwo Adamowicza – przekonywał śledczych Wilmont, co cytuje portal.
WP dowiedziała się też, że w "innej części zeznań pada już sformułowanie "gangsterzy z Warszawy". Wilmont powiedział śledczym, że dostał od nich 5 tys. zł na powrót.
Portal przypomina też, że zabójca Adamowicza następie "sam zaczął się w końcu częściowo wycofywać z twierdzeń na temat zleceniodawców, ponieważ – jak wynika z dokumentów mówił, że "jeszcze nie wie, czy chce być niepoczytalny i (trafić-red.) do szpitala". Sąd ostatecznie uznał, że w tej kwestii Wilmont fantazjował.
Pod koniec stycznia zabójca prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza usłyszał prawomocny wyrok. Stefan Wilmont został skazany na dożywocie. Tym samym wyrok I instancji został utrzymany w mocy.
Jak podała wówczas "Gazeta Wyborcza", kara ma się odbyć w tzw. systemie terapeutycznym. Wilmont cierpi bowiem na zaburzenia psychiczne. O przedterminowe zwolnienie z aresztu może ubiegać się dopiero po 40 latach za kratami. Został też pozbawiony praw publicznych na 10 lat.
Sąd zmienił także uzasadnienie utrzymanego wyroku dożywocia. Usunięto z niego sformułowanie, że Paweł Adamowicz miał być przypadkową ofiarą. Wilmont w ostatnim słowie wspomniał z kolei, że służba więzienna nie ma warunków do jego przetrzymywania.
Dodajmy, że matka Stefana Wilmonta w długiej rozmowie z "Wirtualną Polską" stwierdziła niedawno, że jedyne, na co czeka, to złagodzenie wyroku dla syna.
– Jednocześnie nie mam wielkiej nadziei. Dożywocie pozostanie, moim zdaniem to przesądzone. Doskonale rozumiem, że sprawa do dziś budzi emocje. Jeśli ktoś ją ocenia, prosiłabym, aby pamiętał o kwestii stanu psychicznego Stefana. Chciałabym, żeby mimo zbrodni ludzie widzieli w nim człowieka. I człowieka we mnie. Żeby zrozumieli moje uczucia. O nic więcej nie proszę – mówiła Jolanta Wilmont.