nt_logo

Są wyniki zatrutej galarety z Podkarpacia. "Normy przekroczone o niemal 200 razy"

redakcja naTemat

06 marca 2024, 14:09 · 2 minuty czytania
Pod koniec lutego trzy osoby trafiły do szpitala w związku z zatruciem galaretą garmażeryjną z targowiska w Nowej Dębie na Podkarpaciu. Jednej z nich nie udało się uratować – obywatela Ukrainy. Ekspertom udało się właśnie ustalić, co było w tym wyrobie.


Są wyniki zatrutej galarety z Podkarpacia. "Normy przekroczone o niemal 200 razy"

redakcja naTemat
06 marca 2024, 14:09 • 1 minuta czytania
Pod koniec lutego trzy osoby trafiły do szpitala w związku z zatruciem galaretą garmażeryjną z targowiska w Nowej Dębie na Podkarpaciu. Jednej z nich nie udało się uratować – obywatela Ukrainy. Ekspertom udało się właśnie ustalić, co było w tym wyrobie.
Zatrucie i śmierć w Nowej Dębie. Eksperci ustali właśnie, co w niej było. Fot. BEATA OLEJARKA/AGENCJA SE/East News

Jak podaje w środę "Fakt", Państwowy Instytut Weterynaryjny w Puławach przekazał wyniki próbek galarety wieprzowej. Gazecie udało się je poznać.


Zatrucie i śmierć w Nowej Dębie. Eksperci ustali właśnie, co w niej było

– W badaniach próbek galarety znaleziono bardzo wysoką zawartość tej substancji, niekiedy przekraczającą dopuszczalne normy niemal o 200 razy – powiedział "Faktowi" dyrektor Państwowego Instytutu Weterynaryjnego w Puławach prof. Stanisław Winiarczyk.

Jak czytamy, według profesora stężenie azotynu sodu wahało się od 16 do 19 tysięcy miligramów na kilogram produktu. Dopuszczalne normy to 100-150 miligramów. Ekspert uważa, że substancja mogła być dodana przez pomyłkę do galarety.

Przypomnijmy: w drugiej połowie lutego trzy osoby trafiły do szpitala w związku z zatruciem galaretą garmażeryjną z targowiska w Nowej Dębie. Niestety, 54-latek nie przeżył.

W wyniku zatrucia zmarł 54-letnii Ukrainiec

Z doniesień mediów wynikało, że 54-letni Jurii N. miał już w karetce stracić przytomność.

"Po południu pogotowie wezwało małżeństwo, które wcześniej było razem na zakupach. Galaretę zjadł mąż i natychmiast źle się poczuł. Już w karetce doszło do zatrzymania akcji serca" – opisała wówczas gazeta "Fakt". Nic nie wiadomo było na temat tego, aby wcześniej poważnie chorował.

Gazeta ustaliła wtedy też, że Jurii N. pochodził z Ukrainy i wspólnie z rodziną uciekł przed wojną. Miał dwoje dzieci i pracował jako elektromonter w miejscowym Zakładzie Opieki Zdrowotnej. – Szpital stracił sumiennego i pełnego poświęcenia w wykonywaniu swoich obowiązków pracownika – przekazała dyrekcja placówki, cytowana przez "Fakt".

W tamtym okresie również Wojewódzka Stacja Sanitarno-Epidemiologiczna w Rzeszowie opublikowała komunikat dla mieszkańców województwa podkarpackiego.

"Produkcja i sprzedaż żywności wymaga rejestracji bądź zatwierdzenia zakładu, w tym także gospodarstwa produkującego żywność do obrotu, u właściwego organu to jest powiatowego lekarza weterynarii lub państwowego powiatowego inspektora sanitarnego" – wskazano.

"Każda osoba, która ma kontakt z żywnością, musi posiadać aktualne orzeczenie lekarskie do celów sanitarno-epidemiologicznych" – podkreślono.

Czytaj także: https://natemat.pl/542945,prokuratura-zabrala-glos-ws-zatrucia-galareta-iurii-n-mial-szybko-umrzec