Były dyrektor w MSZ Jakub Osajda zeznawał w poniedziałek przed komisją ws. afery wizowej. Ujawnił, że w gospodarstwie Edgara Kobosa "filmowcy" z Indii mieli kręcić film.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
– Politycy PiS twierdzili, że nie ma afery wizowej. Wysoka komisjo, jest wiele afer wizowych, które nakładają się na siebie, w pewnym sensie krzyżują się ze sobą – powiedział w poniedziałek komisji ds. afery wizowej były dyrektor w MSZ Jakub Osajda.
Były dyrektor przekonywał też, że "nigdy nie pracował, ani nie miał w zakresie właściwości żadnych kwestii wizowych, zaś o szczegółach afery wizowej dowiedział się z mediów wraz z opinią publiczną oraz od osób związanych z Piotrem Wawrzykiem". – Moje nazwisko w ogóle nie powinno pojawić się w mediach w związku z aferą wizową – przekonywał.
Afera wizowa. "Filmowcy" mieli kręcić film w gospodarstwie Kobosa
I dalej dodał: – Z informacji, które dziś posiadam, wynika, że próba medialnego przypisania mojego nazwiska do tej sprawy było elementem zasłony dymnej i dezinformacji opinii publicznej.
Podczas przesłuchania padło też ciekawe wyznanie. Osajda powiedział bowiem, że pierwsza ekipa z Indii "kręciła film" w gospodarstwie byłego współpracownika Piotra Wawrzyka, Edgara Kobosa. – Ten trailer przesłał mi chyba 17 stycznia 2023 roku. Pan Edgar chwalił się, że u niego w gospodarstwie był kręcony film – oznajmił.
Filmem zajmowała się grupa z Indii, która wizy miała dostać po interwencji byłego szefa MSZ Piotra Wawrzyka. Osajda poinformował również, że "ten film miał promować Polskę". Co więcej, Edgar Kobos według jego słów "był bardzo wzburzony wtedy, że ma problem, ponieważ kontynuacja tego filmu nie mogła się odbyć".
Kobos także już zeznawał przed komisją ws. afery wizowej
Sam Kobos zeznawał przed komisją pod koniec lutego. – Ta afera jest jednak faktem, a ja jestem jedną z wielu osób, które w niej uczestniczyły i być może jedyną, która ma odwagę przyznać się do swoich działań. Przyznałem się do większej liczby przestępstw niż te, które początkowo zarzucała mi prokuratura. Chcę mówić – zeznał wtedy były współpracownik Wawrzyka.
– Piotr Wawrzyk usłyszał zarzuty dopiero po przejęciu władzy przez koalicję 15 października. To jest znamienne – podkreślił. – Mam wiedzę odnośnie metod i sposobów, z jakich korzystali ludzie zatrudnieni w centrali MSZ, żeby wymuszać wydawanie wiz po placówkach dyplomatycznych, rozsianych na całym świecie. Ci ludzie podlegali pod Piotra Wawrzyka i Zbigniewa Raua – skomentował.
Jak pisaliśmy w naTemat, jeszcze wcześniej na komisji stawił się były wiceszef polskiej dyplomacji, Piotr Wawrzyk. Polityk związany z Prawem i Sprawiedliwością ku zaskoczeniu opinii publicznej odmówił składania zeznań, choć wcześniej deklarował otwartość do przedstawienia swojej wersji zdarzeń.
– Przez pięć i pół roku pełniąc funkcję wiceministra spraw zagranicznych, przez 4 lata pełniąc mandat poselski, zawsze przestrzegałem przepisów prawa, nigdy prawa nie złamałem. (...) Chciałbym skorzystać z przysługującego mi prawa (...) z odmowy składania zeznań – stwierdził.
Absolwentka dziennikarstwa na UMCS i Uniwersytecie Warszawskim. Przez kilka lat związana z Polską Agencją Prasową. Obecnie reporterka newsowa w naTemat.pl.