Twórcy akcji "Nie dla kradzieży od tysiąca" przekonują, że proponowane przez Ministerstwo Sprawiedliwości zmiany dotyczące przesunięcia granicy, w przypadku której kradzież traktowana jest jako przestępstwo, a nie wykroczenie z 250 zł na 1 tys. zł sprawi, że w Polsce powstanie raj dla złodziei. Eksperci przekonują jednak, że lepiej karać za wykroczenia o wysokiej szkodliwości społecznej niż przestępstwa o szkodliwości znikomej.
Kradzież niejedno ma imię. Gdy na celownik złodzieja trafi coś wartego mniej niż 250 zł, będzie on odpowiadał za wykroczenie i zagrozi mu zazwyczaj niezbyt dotkliwa kara. Jeżeli skradzione mienie jest warte więcej, mówimy natomiast o przestępstwie. Czynie, za który polskie sądy bardzo często orzekają karę pozbawienia wolności. Wkrótce ma się to jednak zmienić. W Ministerstwie Sprawiedliwości kierowanym przez Jarosława Gowina trwają już szeroko zakrojone prace nad zmianą przepisów przenoszących granicę między wykroczeniem a przestępstwem z 250 aż na 1 tys. zł.
Zwolennicy tych zmian twierdzą, że usprawnią one działanie wymiaru sprawiedliwości, który jest zawalony pracą nad przestępstwami, w których stawką jest stara wiertarka, telefon komórkowy, torebki skradzione w parku. To podobno właśnie dlatego nie ma czasu na dogłębne prowadzenie postępowań w sprawach znacznie większej wagi. Wyjątkowo pozytywnie o sprawie wypowiadają się także w Komendzie Głównej Policji. Funkcjonariusze w przypadku śledztw, w których przewija się wartość powyżej 250 zł, są bowiem również zmuszeni do traktowania ich inaczej, niż wykroczenia. Są nieco bardziej priorytetowe, a papierkowa robota też zabiera w ich przypadku więcej czasu.
Polska rajem dla złodziei?
Właśnie ten entuzjazm policjantów jest głównym powodem obaw przeciwników nowych pomysłów Ministerstwa Sprawiedliwości. W sieci wystartowała kampania "Nie dla kradzieży od tysiąca", która nawołuje Polaków do masowego wysyłania petycji ze sprzeciwem wobec planowanych zmian przepisów karnych do ministra sprawiedliwości Jarosława Gowina. "Po zmianach, ani policja, ani prokuratura nie kiwną palcem - Twoja komórka, portfel, tablet, rower i wiele innych rzeczy na pewno się nie odnajdzie. Poprawią się statystyki, policja będzie miała mniej roboty, ale znacznie zwiększy się liczba kradzieży" - straszą twórcy kampanii, którymi są politycy Solidarnej Polski.
Ziobryści nie pozostawiają na podwyższeniu kwoty stanowiącej granicę między wykroczeniem a przestępstwem suchej nitki. Ludzie byłego ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego, Zbigniewa Ziobry są przekonani, że bardziej liberalne przepisy przygotowywane przez rząd obniżą bezpieczeństwo absolutnie każdego Polaka. Przeciwnicy zmian twierdzą, że po wejściu w życie znowelizowanego kodeksu, nad Wisłą zapanuje prawdziwy raj dla złodziei, których ofiarami padną zwykli ludzie na ulicach, sklepikarze, działkowcy, a przede wszystkim stacje benzynowe. Dlaczego? Bo w przypadku kradzieży na stacjach najlepiej widać, jak organy ścigania podchodzą do kradzieży będących wykroczeniem. Złodzieje benzyny nigdy nie tankują powyżej 250 zł. Bo wiedzą, że nigdy nikt ich za to nie złapie, nawet jeśli znaleźli się na monitoringu. Policja przyjeżdża, spisuje informacje od obsługi stacji i zazwyczaj na tym historia się kończy...
Sceptycznie na zbliżające się zmiany patrzą jednak także ci, którzy na co dzień są bardzo daleko od bezkompromisowych poglądów Zbigniewa Ziobry i Solidarnej Polski. "Trzeba coś z tym zrobić. Kto wpadł na ten pomysł, żeby dać większy zarobek za friko? Niech odpowie! Niedawno spotkałam nauczycielkę, emerytkę, której ukradli 150 zł. Ona za to miała żyć 10 dni! Bułki, mleko, serek, lek na serce, trochę marchewki i truskawek. Policzcie sobie. To jest właśnie mała szkodliwość społeczna!" - oburzała się na swoim blogu w naTemat pisarka Krystyna Kofta, gdy tylko pojawiły się pierwsze informacje o pomysłach resortu Jarosława Gowina.
Po zmianie prawa trzeba zmienić mentalność policji
O tym na ile zmiana granicy między wykroczeniem a przestępstwem z 250 zł na 1 tys. zł jest w rzeczywistości groźna dla bezpieczeństwa zwykłych Polaków nie do końca przekonani są jednak eksperci w dziedzinie kryminologii i prawa. - Ja jestem zwolennikiem tych zmian - mówi naTemat kryminolog prof. Brunon Hołyst w przeddzień dyskusji nad tym projektem w Sejmie. - Dziś należy brać pod uwagę, że te 250 zł to w rzeczywistości jest nic. Te przepisy nie były zmieniane od lat. Z tego powodu policja jest obecnie zaśmiecona różnymi tego typu drobnymi sprawami - przyznaje ekspert.
Brunon Hołyst podkreśla jednocześnie, że za zmianą granicy wartości, która stanowi o przestępstwie musi iść też reforma pracy policji. - Należałby także dokładać starań, by policja później również się tymi sprawami zajmowała. Nie można bowiem pozwolić, by z powodu zmian dochodziło do takich postaw funkcjonariuszy, że skoro przestępstwo zaczyna się do 1 tys. zł, to oni już nic nie muszą robić w innych przypadkach. To może doprowadzić do zalewu takich drobnych czynów - ostrzega Brunon Hołyst.
Bardziej optymistycznie do idei, która sprawi, że kradzież do 1 tys. zł będzie wciąż wykroczeniem podchodzi były minister sprawiedliwości, karnista prof. Zbigniew Ćwiąkalski. Prawnik podkreśla, że na obecne przestarzałe przepisy należy spojrzeć również przez pryzmat praktyki orzeczniczej polskich sądów. - Nawet jeśli kradzież jest już przestępstwem, sądy i tak nie wymierzają zwykle wysokich kar. Kiedy mamy do czynienia z kwotą 260 zł, to mówi się, że jest to przestępstwo o niskiej szkodliwości. Jeżeli natomiast przesuniemy tę sumę do wykroczeń, okaże się, iż to już wykroczenie o bardzo dużej szkodliwości społecznej - tłumaczy.
Podatnicy zapłacą mniej
- Koszty postępowania, prowadzonego w oparciu o kodeks karny są znacznie wyższe, niż koszty postępowania opartego o kodeks wykroczeń. To ostatnie jest znacznie prostsze. Dlatego tę granicę z pewnością trzeba było już od dawna podnieść. Ostatecznie te wszystkie koszty ponoszą przecież podatnicy. To oni płacą za to, że postępowania w których mowa o 250 zł wymagają znacznie większych nakładów pracy - dodaje Zbigniew Ćwiąkalski. W ocenie byłego ministra, za zmianami przemawia także relatywnie niska inflacja i wysoka średnia płaca, które zmieniły się od czasu, gdy ustalano poprzednie granice.
Karnista przekonuje, że gdyby nadal zasiadał na fotelu ministra sprawiedliwości, również uznałby za konieczną taką reformę. - Bo za wykroczenia można także surowo karać. To nie jest problem nowelizacji ustawy, a praktyki przede wszystkim. Trzeba walczyć z tym, że policja przestaje się interesować wykroczeniami, nie podchodzi do nich z należytą powagą. Kodeks wykroczeń nie został bowiem wymyślony po to, by go nie stosować, lecz właśnie by stosować go bardzo często. Po proponowanej zmianie przepisów te wszystkie czyny nie przestaną być więc zabronione - podsumowuje Ćwiąkalski.