Sejmowa komisja śledcza badająca próbę zorganizowania przez PiS tzw. wyborów kopertowych w poniedziałek ponownie wezwała Artura Sobonia. Tym razem były wiceminister aktywów państwowych miał nie tylko odpowiadać na pytania, ale i zostać skonfrontowany z byłym wiceprezesem Poczty Polskiej Grzegorzem Kurdzielem. Od pierwszych chwil zachowanie byłego posła PiS doprowadziło jednak do obstrukcji obrad.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Artur Soboń przed sejmową komisją śledczą. Drugie przesłuchanie i znów obstrukcja
Przypomnijmy, że pierwsze przesłuchanieArtura Sobonia przed Komisją Śledczą do zbadania legalności, prawidłowości oraz celowości działań podjętych w celu przygotowania i przeprowadzenia wyborów Prezydenta RP w 2020 r. w formie głosowania korespondencyjnego (SKGK) przeszło już do historii polskiej polityki. Zostało po nim też nowe powiedzenie "rżnąć Sobonia".
Na pytania, których były poseł Prawa i Sprawiedliwości, a dziś członek zarządu Narodowego Banku Polskiego nie odpowiedział na początku roku, chciano ponownie zadać mu w poniedziałek 18 marca. Członkowie sejmowej komisji śledczej zaplanowali także skonfrontowanie go z byłym wiceprezesem Poczty Polskiej Grzegorzem Kurdzielem, który w swoich zeznaniach wskazał na istotną rolę Sobonia w przygotowaniach do tzw. wyborów kopertowych.
Start poniedziałkowych obrad komisji nie poszedł jednak zbyt sprawnie. Artur Soboń tym razem nie uzyskał możliwości wygłoszenia swobodnej wypowiedzi, ale znalazł inny sposób na próbę przejęcia inicjatywy. Po zakończeniu proceduralnego wstępu dawny zastępca Jacka Sasina oznajmił, iż ma pewien wniosek. Na poznanie jego treści Artur Soboń kazał nam jednak bardzo długo czekać.
– Wysoka komisjo, jesteśmy dzisiaj w sytuacji dość absurdalnej i chciałbym, aby opinia publiczna zdawała sobie z tego sprawę – stwierdził były parlamentarzysta PiS. – Po pierwsze, zacznę od wyjaśnienia przede wszystkim kłamstwa Pana Przewodniczącego – poinformował, zwracając się do kierującego komisją Dariusza Jońskiego.
– Dokładnie przez trzy tygodnie ten protokół znajdował się u mnie, ponieważ liczył sto stron i nie wniosłem do protokołu żadnych uwag. (...) Wysoka komisja była zgodna, aby 19 stycznia uznać, iż zeznania, które wówczas złożyłem, nie są zgodne z oczekiwaniami komisji i Sąd Okręgowy w Warszawie powinien rozstrzygać, czy składałem te zeznania w sposób prawidłowy, czy nie i zapowiedziała taki wniosek do SO w Warszawie. To całkowicie logicznym byłoby, aby wzywać mnie po raz kolejny w sytuacji, w której sąd tę kwestię rozstrzygnął – perorował Soboń.
– Nie wiem, czy ten wniosek w ogóle sądu wpłynął, ale z całą pewnością tą kwestią się jak dotychczas nie zajął. W związku z powyższym sytuacja, w której Wysoka Komisja wzywa mnie ponownie – choć sama zapowiedziała, że będzie odwoływać się w tej sprawie do rozstrzygnięcia sądu, który zbada prawidłowość składanych przeze mnie zeznań – dzisiaj rozumiem, że sama komisja z tego swojego wniosku się wycofuje, bo jestem wezwany ponownie – kontynuował świadek, a kolejne minuty obrad upływały.
To zachowanie Artura Sobonia wyprowadziło z równowagi przewodniczącego komisji, który kilkukrotnie nawoływał przesłuchiwanego, aby wreszcie przejść do zapowiedzianego wniosku. – Nie ma pan swobodnej wypowiedzi – zauważył Dariusz Joński. Polityk KO z góry oświadczył, że ewentualne złożenie wniosku o swobodną wypowiedź tym razem odrzuci.
A to dało Soboniowi... pretekst do zyskania kolejnych kilku minut. – Myślę, że pan informuje opinię publiczną, wysoką Komisję, o chęci ograniczenia możliwości odpowiadania – stwierdził. – Panie przewodniczący, musi pan jednak trzymać trochę ciśnienie – rzucił do Jońskiego.
Takie uwagi świadka skontrować postanowił wiceprzewodniczący komisji Jacek Karnowski. Poseł KO zwrócił się o pouczenie Artura Sobonia. Na tym etapie nadal nie poznaliśmy jednak treści wniosku byłego wiceministra aktywów państwowych.
– Jestem na tej komisji, aby zeznawać. Chcę uzasadnić wniosek, który złożę i chciałbym, aby pan przewodniczący umożliwił mi to w taki sposób, abym nie musiał się z panem przewodniczącym przepychać – zaczął jednak narzekać sam Soboń.
Joński do Sobonia: Pan jest od odpowiadania na pytania posłów!
Sprawy przyspieszyła dopiero uwaga przewodniczącego Jońskiego, że jeśli wniosek nie zostanie przedstawiony, komisja natychmiast przejdzie do zadawania pytań. – Panie przewodniczący, chcę powiedzieć, że arogancją nie zastąpi pan kultury – ripostował Soboń.
– Proszę pana, od sprawnego prowadzenia komisji jestem ja, pan jest od odpowiadania na pytania posłów – usłyszał do Jońskiego. Wówczas świadek stwierdził, że "komisja działa w sposób absurdalny".
– Nie mogę pozwolić panu, żeby pan obrażał komisję śledczą. Proszę zostawić oceny komisji na później na konferencję prasową, którą pan sobie zorganizuje bądź nie. Natomiast teraz jeszcze raz: składa pan ten wniosek czy przechodzimy do pytań? – oznajmił Joński.
Dopiero wtedy Artur Soboń złamał się i wreszcie ujawnił, że wniosek polega na tym, aby jemu lub jego pełnomocnikowi umożliwiono udział w posiedzeniu SO w Warszawie, na którym rozstrzygany będzie komisyjny wniosek o ukaranie go za zachowanie ze styczniowego przesłuchania.
– Nie chciałbym, aby posiedzenie sądu w tej sprawie odbywało się w sposób kapturowy. (...) Dusza polityka z człowieka jednak nie wychodzi, chciałbym mieć odrobinę satysfakcji, również będąc obecnym na posiedzeniu tego sądu i słysząc rozstrzygnięcie tego sądu osobiście – stwierdził Soboń.