Michał Dworczyk drugi raz stawił się przed komisją śledczą ws. wyborów kopertowych. Współpracownik Mateusza Morawieckiego bronił Pawła Jabłońskiego i samego siebie przed zarzutami ws. udziału w organizacji przedsięwzięcia. – Nie było żadnych prób zamiecenia niczego pod dywan – zeznał.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Wybory kopertowe. Michał Dworczyk broni się przed Jońskim i komisją
Jak pisaliśmy w naTemat, poseł Paweł Jabłoński nie jest już członkiem sejmowej komisji śledczej, która zajmuje się sprawą tzw. wyborów kopertowych z 2020 roku. Były wiceminister spraw zagranicznych i poseł Prawa i Sprawiedliwości stracił stanowisko z powodu ryzyka konfliktu interesów.
To pokłosie wydarzeń sprzed tygodnia, gdy rozpoczęło się przesłuchanie byłego szefa Kancelarii Prezesa Rady Ministrów Michała Dworczyka. Wówczas ujawniono treść e-maila z 13 maja 2020 roku, który dotyczy konsultacji, jakie miały mieć miejsce między Dworczykiem a Jabłońskim.
– Zgłoszę niezwłocznie do Prezydium Sejmu konieczność przeprowadzenia wyboru uzupełniającego członka komisji. Oczywiście to miejsce jest dla przedstawiciela klubu parlamentarnego PiS – zapewnił Dariusz Joński.
Następnie odbyło się drugie przesłuchanie Michała Dworczyka. Polityk był dopytywany o konsultacje z Jabłońskim. – Nie pamiętam (konsultacji z Jabłońskim - red.), te konsultacje prawne były, jak rozumiem, ustne. Nie było żadnych prób zamiecenia niczego pod dywan – powiedział.
Dworczyk próbował wziąć w obronę byłego wiceministra. – Poseł Jabłoński na żadnym etapie nie był stroną procesu przygotowania decyzji, a potem jakichkolwiek działań – zapewnił.
Dawny współpracownik Morawieckiego stwierdził także, że sam "nie brał udziału w naradach, żeby przeprowadzić taką czy inną formę wyborów".
Jeszcze 5 lutego świadek przyznał, że korzystał z prywatnej skrzynki mailowej do celów służbowych. Dworczyk stwierdził bowiem, że taki zabieg "był dopuszczalny". – Było to zgodne z prawem. Było wtedy dużo pracy na pracy zdalnej. Jeśli pan zna przepis, który został złamany, będę zobowiązany za podanie tego przepisu – przekonywał.