Watykańscy ochroniarze mają nie lada problem ze swoim nowym podopiecznym. Papież Franciszek często nawiązuje kontakt z tłumem i nie zważa na względy bezpieczeństwa. W naszym kraju najwięcej doświadczenia w tej kwestii mają funkcjonariusze Biura Ochrony Rządu. O swojej pracy opowiada nam chorąży Anna Kasprzak.
Na ile to VIP kieruje ochroną, a na ile ochrona VIP-em? Jak daleko trzeba się podporządkować poleceniom Biura Ochrony Rządu?
W polskim prawie osoby, które zajmują pewne stanowiska, po prostu muszą być ochraniane. Pełnią ważne funkcje, przez to posiadają ważne – często tajne – informacje. Ustawa o Biurze Ochrony Rządu precyzyjnie określa osoby podlegające naszej ochronie, są to przede wszystkim osoby pełniące najważniejsze stanowiska w państwie oraz delegacje zagraniczne. Polityk kandydując na jakieś stanowisko wie, że będzie musiał korzystać z ochrony.
Jak wygląda praca z niepokornymi klientami?
Od dziesięciu lat pracuję z osobami ochranianymi, najczęściej są to kobiety – przewodniczące delegacjom zagranicznym, a także osoby towarzyszące oficjalnym gościom – to żony prezydentów czy premierów. W przypadku osób towarzyszących są to krótkie, z reguły nie dłuższe niż trzydniowe wizyty.
Takie osoby chętnie korzystają z naszej ochrony, zdarza się, że jesteśmy jedynymi osobami towarzyszącymi tym osobom w trakcie ich pobytu w kraju, stąd też często korzystają z naszych sugestii wykorzystania czasu wolnego. Podpowiadamy, które miejsca warto zwiedzić, gdzie można kupić pamiątki, pamiętając oczywiście o względach bezpieczeństwa.
W filmach widzimy często, jak politycy na wyścigi próbują się zerwać opiekunom. To tylko fikcja czy rzeczywiście politycy tak robią?
Wiem, że koleżanki i koledzy z Biura mieli takie przypadki. Nie mogę panu zdradzić, o kogo chodzi, ale bywało tak, że osoba ochraniana próbowała uciec ochronie. Jednak to wypadki, które zdarzają się na początku współpracy i czasami nasi podopieczni mają wrażenie że „urwali się ochronie”. Po pewnym czasie między osobą ochraniającą a ochranianą rodzi się pewna nić zrozumienia potrzeb osoby ochranianej i wymogów ochrony.
Kiedyś spytano mnie, czy zarabiamy wystarczająco, byśmy poświęcili się i przyjęli kulę na swoją pierś. Ale to przecież nie o pieniądze chodzi, idziemy do tej pracy z powołania. Poza tym czy da się wycenić czyjeś życie? Jeśli chodziłoby tylko o pieniądze, to chyba nikt nie pracowałby w tym zawodzie.
Wracając jednak do tematu. Początki bywają trudne, osoba ochraniana musi się przyzwyczaić do obstawy. Także my musimy się dostosować do oczekiwań VIP-a. Niektórzy chcą na przykład, żebyśmy nie zwracali na siebie uwagi strojem. Dla nas to także lepsze podejście, bo latem nie musimy chodzić w ciemnych marynarkach, tylko możemy ubrać się luźniej. To poprawia bezpieczeństwo.
Czy ochranianie papieża, prezydenta i ministra jakoś się od siebie różni?
Podstawowe zasady są takie same.
Jednak politycy często chcą chyba pokazać, że są nadal ludźmi z ulicy i wyrwą się srogim ochroniarzom, żeby być blisko wyborców.
Naszym zadaniem jest pracować tak, by nie ograniczać VIP-a. Jeśli są sygnały, uzasadnione podejrzenie, że coś może się wydarzyć, to szef ochrony może zdecydować, żeby nie pozwolić osobie ochranianej udać się w to miejsce. Za każdym razem jest to kompromis między osobą ochranianą a szefem ochrony. Nie możemy też dla naszego komfortu zamknąć polityka w studiu telewizyjnym czy gabinecie. To przecież zawód, który w dużej mierze polega na kontakcie z wyborcami.
Dlatego też szkolimy się do pracy z tłumem. Nigdy nie da się przewidzieć wszystkiego, ale dzięki szkoleniu wyrabiamy sobie pewne nawyki, które pomagają nam zapewnić możliwie największe bezpieczeństwo osobom przez nas chronionym. Trwające kilka lat szkolenia wyrabiają nawyk bezpośredniej reakcji na zagrożenie. Dzięki temu, kiedy na przykład widzimy jakieś zagrożenie, wystarczy powiedzieć "Spójrzcie na gościa z lewej". Wszyscy wiedzą, o co chodzi, zaraz dostosowują się do sytuacji, zagęszczają ochronę.
Doświadczenie jest też niezbędne kiedy coś się dzieje. Nie ma czasu na zastanowienie. Trzeba po prostu chwycić polityka, odprowadzić go szybko do samochodu i odjechać. Nie można zastanawiać się, jak go złapać, żeby nie poczuł się skrępowany tylko zrobić to. Z drugiej jednak strony cały czas trzeba utrzymać chłodny umysł i nie ulegać emocjom, by nie powalić na ziemię kogoś, kto podszedł spytać o godzinę.
Jednak takie utrzymanie czujności przez wiele godzin jest chyba niemożliwe? Kiedy polityk pracuje cały dzień, jego ochrona się zmienia?
Są to szczegóły tego zawodu i nie mogę o nich mówić publicznie, ale proszę mi wierzyć, iż osoby ochraniane mogą czuć się bezpiecznie.
Czy spotkania z tłumem są najbardziej niebezpieczne?
Nie można powiedzieć, że w jakichś sytuacjach jest bezpiecznie, a w innych nie. Nawet jeśli bierzemy udział w zamkniętym przyjęciu, to nie zostawiamy VIP-a samego. I nie chodzi nawet o to, że ktoś wejdzie z nożem, ale o takie zwykłe ludzkie sytuacje. Przecież ten polityk może się potknąć i przewrócić albo zadławić. Jesteśmy od tego, by pomóc mu także w takich sytuacjach.
Nie nosimy zakupów nie tylko dlatego, że nie jesteśmy służbą – nawet jeśli kobieta ma pełne siatki. Musimy mieć możliwość szybkiej reakcji i brać pod uwagę każde niebezpieczeństwo. Kiedy osoba ochraniana idzie po śliskich schodach, idę bliżej niej, żeby w razie czego ją podtrzymać.
Każdy ma jakieś sympatie polityczne. Czy bierze się je pod uwagę, dobierając ochronę osobistą politykowi?
Profesjonalizm wymaga od nas całkowitej apolityczności, nie spotkałam się z tym, by ktoś nie pomógł politykowi, bo nie zgadza się z jego poglądami, albo jest na niego zły, bo nie podpisał jakiejś ustawy. To nie powinno mieć i nie ma wpływu na naszą służbę. Nie ma takich sytuacji, że ktoś sobie myśli: "Przewrócił się? Niech wstaje sam, bo nie podobało mi się jego ostatnie wystąpienie". Jesteśmy profesjonalistami i wiemy doskonale, na czym będzie polegała nasza praca.